środa, 23 października 2019

Rozdział 2 "Diabeł się w ornat ubrał..."

 "Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać." *



   Poranki były dla niego cholernie ciężkie. Szczególnie jak budził się w domu o 4:30, bo wtedy należało podać leki. Później czekał aż uśnie. Siedział przy niej i trzymał ją za rękę starając się nie myśleć o tym jak niewiele życia jej zostało. Kiedy odpływała na skutek leków nasennych zaczynał trening. Prosta rozgrzewka i biegi. Opustoszałe okolice domu i spory wysiłek uspokajały go. Pozwalały wyładować nagromadzoną przez wiele lat agresję. Wracał do domu po godzinie i brał prysznic. Po załatwieniu porannej toalety robił śniadanie. O tej porze już wstawała z łóżka. Widział jak powoli pokonuje każdy stopień. Własnoręcznie przygotowany posiłek również podawał  osobiście. Siadała do stołu i była z niego dumna. Nie chodziło tu o umiejętności gotowania. Każdego poranka podziwiała to jak się nią opiekuje. Podawał leki i spoglądał z troską czy da radę zejść na dół, chociaż tyle razy proponował żeby przeniosła się na parter. Wiedziała, że wkrótce będzie musiała się na to zgodzić. Ta poranna wędrówka stawała się dla niej coraz cięższa. Tak to ona Narcyza Malfoy, która uratowała Harrego Pottera okłamując Czarnego Pana nie będzie w stanie za miesiąc zejść ze schodów. Jednak nie to było najgorsze. Ona, bohaterka wojny, uratowała obcą sierotę a nie potrafiła uratować własnej rodziny. Lucjusz został skazany za smierciożerstwo. Draco również. Wyrok na jej mężu wykonano. Kara dla syna została odwleczona ze względu na jej stan. Musiał się nią opiekować. Dziękowała Merlinowi za każdą spędzoną z nim chwilę ale niedługo miały się one skończyć. Wtedy skończą się również ostatnie chwile życia Draco. Tak oto umrze cała nadzieja na lepszy los. Nadzieja, za którą w niedalekiej przyszłości zapłaci najwyższą cenę.
    - Do zobaczenia mamo - powiedział młody blondyn i pocałował ją w czubek głowy.
    - Do zobaczenia Draco.
    Poszedł do kominka i za pomocą sieci Fiuu dostał się do ministerstwa. Codziennie chodził do pracy i zajmował się raportami. Dla wszystkich osób postronnych tak to właśnie wyglądało. W rzeczywistości raporty polegały na przesłuchaniach z aurorami. Musiał z nimi współpracować. Zeznawał wszystko zgodnie z prawdą bez zastraszania lub innych form przemocy. Oczywiście, jeżeli szantażu nie uzna się za przemoc.
 

    - Będziesz zeznawał. 
    - Pierdol się! 
    Draco opluł młodego mężczyznę stojącego przed nim. Tamten wytarł ślinę i jakby nic się nie stało pokazał mu dokumenty, które do tej pory leżały na biurku. 
    - To jest odroczenie twojego wyroku. Przychodzisz tu codziennie o 8:00 i współpracujesz do 11:00. W zamian za to dajemy ci czas z matką do jej śmierci. W przeciwnym razie wróci do domu i zdechnie w samotności, bo nie dostanie opieki a twoi koledzy już będą martwi. Nikt jej nie pomoże. Nikt oprócz ciebie. 


   Tak więc Draco zeznawał. Pił veritaserum i opowiadał o wszystkim co wiedział. Podawał adresy, nazwiska, popełnione przez kolegów zbrodnie. Eliksir był tylko środkiem zabezpieczenia. Wiedział, że jeśli miał zostać z matką jego zeznania musiały się na coś przydać. Gdyby kłamał nie byłoby efektów i Narcyza umierałaby sama.
    - Dobrze Pana widzieć, Panie Malfoy.
    Jak zwykle Terremu odpowiedziała cisza. Brunet o ciemnych oczach za każdym razem próbował nawiązać z nim jakąś rozmowę jednak bez skutku. Były śmierciożerca odpowiadał na pytania dotyczące jego przeszłości. Luźnych konwersacji nigdy nie nawiązywał.
    Draco codziennie przyglądał się temu pajacowi i nienawidził go coraz bardziej. Jego syn był strażnikiem w banku Gringotta i zginął gdy Voldemort dostał furii po kradzieży horkruksa. Rodzina Malfoyów również tam była ale nie miała w tym żadnego udziału. Zresztą to Potter ukradł ten przeklęty puchar i sprowokował szaleńca a nie oni. Jednak Terry Mardot przysięgał, że zemści się na mordercach swojego potomka. Prawdę mówiąc morderca był tylko jeden i już dawno gryzł ziemię, jednak auror był zbyt głupi żeby to zrozumieć.
    Po braku jakiejkolwiek reakcji ze strony Dracona mężczyzna podał mu małą buteleczkę. Blondyn opróżnił ją bez słowa.
    - Co cię łączy z departamentem dziedzictwa czarodziejów?
    Draco wytrzeszczył oczy i tym razem nie zapanował nad sobą. Zamiast zimnego spojrzenia patrzył się na kata swojej matki jak na idiotę.
    - Pojebało ci się coś?
    - Odpowiadaj! - ryknął drugi mężczyzna w skórzanej kurtce.
    - Nic.
    - Pił veritaserum. Nie może kłamać. Mówiłem, że jest niewinny.
    - Niewinny?! Przychodzę tutaj - jestem pod obserwacją. Wracam do domu - jestem pod obserwacją. Idę biegać - jestem pod jebaną obserwacją, więc możecie mi kurwa wyjaśnić jakim cudem mógłbym być czemukolwiek winny?! Nie int...
    - Już wystarczy na dziś. - przerwał mu Terry - Spadaj do domu.
    Draco podniósł się z krzesła z miną przekazującą "banda kretynów" i ruszył w stronę wyjścia. Cały czas czuł, że nieznajomy w skórzanej kurtce odprowadza go czujnym wzrokiem. Odwrócił się i również mu się przyjrzał. Tego człowieka widział pierwszy raz. Był średniego wzrostu, przystojny i umięśniony ale nie tak żeby rzucało się to w oczy. Miał trzydniowy zarost i kurtkę o rozmiar za dużą. Do tego nosił jeansy i czarno-czerwone adidasy. Z takim wyglądem mógł bez problemu wtopić się w tłum i pozostać niezauważonym. Prawdopodobnie potrafił się bronić.
    "Niebezpieczny gość" - pomyślał Draco. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać. Pierwszy raz wyproszono go wcześniej z przesłuchania i coś mu mówiło, że jeśli dalej chciał bezpiecznie doczekać do wyroku w posiadłości Malfoyów, nie powinien ignorować polecenia.
    Przez cały dzień zastanawiał się o co chodziło Terremu i temu drugiemu mężczyźnie. Co miało go łączyć ze wspomnianym departamentem? Nie miał tam znajomości ani żadnych spraw do załatwienia. Nigdy tam nie był ani nie interesował się tym, co się tam działo. Jednak z jakiegoś powodu powiązano jego osobę z tą sprawą. I właściwie co to była za sprawa? Miał przykre wrażenie, że jedyną osobą, która mogła go oświecić był człowiek w skórzanej kurtce. Niestety po wypiciu veritasrum i udzieleniu odpowiedzi został wyproszony i wątpił, żeby jeszcze kiedyś się spotkali.

***

    Hermiona podeszła do okna i wpuściła sowę. Tego wieczora było chłodno i mocniejszy podmuch wiatru zostawił gęsią skórkę na jej ciele.
   - Od kogo ten list Hermiono?
   - Od Wiktora.
   Dziewczyna uśmiechnęła się i rozwiązała kokardkę umieszczoną na liście.


"Kochana Hermiono

Na wstępie chciałem cię przeprosić za to, że nie pisałem do Ciebie zbyt często. Rzuciłem się w wir pracy i brakowało mi czasu. Obiecuję, że to nadrobię. Bardzo chętnie odwiedzę cię w Anglii. Musisz jedynie podać termin. Dostosuję się :)

Niestety jastrzębia nie dostałaś ode mnie. Cieszy mnie to, że jesteś zadowolona z prezentu, jednak nie wiem od kogo on jest musisz szukać u kogoś innego :)

W zamian za twój podarunek również przesyłam Ci mały upominek. Mam nadzieję, że spodoba Ci się tak jak wcześniej wspomniany jastrząb.

PS. Gratuluję ukończenia Hogwartu! "

   Do listu dołączone było zdjęcie jej i Wiktora z balu w czwartej klasie. Zdjęcie było oprawione w bardzo ładną srebrną ramkę i chociaż nie została wykonana z diamentu, Hermiona z tego prezentu cieszyła się bardziej.
   - Coś się stało kochanie?
   Pytanie pani Granger otrzeźwiło Hermionę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego jak musiała wyglądać. Szeroko otwarte oczy i rozchylone usta sugerowały, że coś było nie tak.
   Dziewczyna szybko się uśmiechnęła i powiedziała tylko bezpieczną cześć prawdy.
   - Wiktor napisał, że mnie odwiedzi.
   - Ojej, to cudownie! Kiedy przyleci?
   - Mamo on się teleportuje.  - Powiedziała rizbawiona dziewczyna. - Chce żebym to ja ustaliła termin. Mam nadzieję, że nie będzie problemu, jeśli zostanie na kilka dni.
   - Jak znam mamę chłopak nie wyjedzie dopóki lodówka nie zostanie opróżniona a w jeden dzień to niemożliwe. - zaśmiał się tata Hermiony i objął dziewczynę ramieniem. - Chyba nie myślisz, że będziemy mieli coś przeciwko jeśli nie poświęcisz całego swojego wolnego czasu starym piernikom.
   Hermiona zaśmiała się i mrucząc coś o tym, że nie są starzy przytuliła się do ojca. W tym momencie uderzyła w nich mała poduszka.
   - Starym piernikom to może być twój ojciec ale na pewno nie ja!
   Gdy spojrzeli na oburzoną Panią Granger jednocześnie wybuchli gromkim śmiechem. Chociaż kobieta jeszcze troszkę się dąsała zaraziła się ich wesołością i zaraz śmiali się już wszyscy. Dziewczyna dziękowała z całego serca tajemniczej osobie, która zdjęła urok z jej rodziców. Tak bardzo chciała ją poznać i jakoś się odwdzięczyć, podziękować. Wtedy podjęła decyzję, że spróbuje porozmawiać jeszcze raz z profesor McGonagall. Miała nadzieję, że tym razem uda jej się poznać prawdę.
   Mijały kolejne dni i do życia Hermiony zaczęło wkradać się coraz więcej monotonii. Musiała odpowiedzieć Wiktorowi, jednak nie spieszyła się za bardzo. On był zapracowany i chciał się do niej dostosować pewnie dlatego, że myślał, że dziewczyna jest zajęta pracą lub innymi obowiązkami. Jednak prawda wyglądała niestety inaczej. Oczywiście czas z rodzicami dawał jej mnóstwo radości i miłości ale do popołudnia siedziała sama i praktycznie bezużyteczna w domu. Hermiona miała już tego serdecznie dosyć. Codziennie jakieś sprzątanie, czytanie i na koniec gotowanie. Dzień w dzień robiła to samo.
   Dziewczyna postanowiła to zmienić i zaczęła szukać pracy. Jej rodzice nigdy nie wspominali o pieniądzach ale było jej strasznie głupio siedzieć na ich utrzymaniu. Wysyłała mnóstwo sów ze swoimi aplikacjami aż wreszcie zaczęła dostawać zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną. Bardzo pomagało jej w tym nazwisko. Hermiona Granger była bohaterką wojny, która miała najlepsze wyniki w nauce razem z Draconem Malfoyem. Już od dawna rywalizowali ze sobą na poziomie nauki. Nie dziwiło więc nikogo, że ślizgon razem z nią odebrał dyplom dla najlepszego ucznia.
   Hermionie nie dawał jednak spokoju jego gest podczas uroczystości. Arystokrata brzydził się nią od najmłodszych lat, jednak podczas ich ostatniego spotkania podał jej rękę. Mnóstwo razy analizowała tą sytuację. Mogli po prostu odebrać swoje wyróżnienia i podziękować. Nikt nie wymagał od nich jakiegokolwiek kontaktu a tym bardziej bezpośredniego. Dziewczyna starała się zlokalizować w pamięci moment, w którym Draco przestał traktować ją z wyższością. Na początku roku wciąż się z niej śmiał i dla żartu (jej zdaniem niezbyt udanego) spuszył jej włosy tak, że przypominały jedno wielkie siano. Użył zaklęcia utrwalającego i chodziła tak do końca dnia. Podczas egzaminu z eliksirów dorzucił jej kocią sierść, która zmętniła eliksir i dziewczyna miała dwa razy więcej pracy, ponieważ musiała naprawić szkodę. Jako prezent noworoczny do torby wrzucił jej zdechłą jaszczurkę a na walentynki przesłał jej zdjęcie Rona z jakąś panienką, której udzielał wywiadu i wywołał tym niezłą awanturę. Jednak od końca marca nie wydarzyło się nic niepokojącego. Draco czasami zniknął na kilka dni a gdy wracał nie zaczepiał jej. Dopiero po dogłębnej analizie przypomniała sobie, że od czasu tych nieobecności ślizgon zaczął coraz gorzej wyglądać a życie towarzyskie całkiem sobie odpuścił. Ona również miała wtedy chwilę wytchnienia od jego złośliwości.
   Hermiona doskonale wiedziała jak ludzie zmieniają się na wojnie i po niej. Wydarzenia, które się rozegrały wywarły mocne piętno na każdym z czarodziejskiej społeczności w tym również na śmierciożercach. Zastanawiało ją, co tak bardzo na niego wpłynęło. Słyszała o śmierci jego ojca i o tym, że on również miał procesy w ministerstwie. O Narcyzie Malfoy nie wiedziała nic.
   Hermionie zrobiło się żal blondyna i zaczęła nękać swoich przyjaciół prośbami o interwencję w sprawie śmierciożercy. Potter i Weasley mieli ogromne możliwości. Wybraniec i jego towarzysz nie posiadali oficjalnych przywilejów jednak "po cichu" byli w stanie wiele zdziałać. Niestety chłopcy za każdym razem jej odmawiali. Gdyby pomogli mu drogą nieoficjalną gazety na pewno by się o tym dowiedziały a to zniszczyłoby ich nienaganną opinię. Jedyną skuteczną metodą, którą od początku proponował Ron, były oficjalne zeznania. Hermiona starała się tego uniknąć. Te wspomnienia sprawiały jej ból za każdym razem kiedy musiała do nich wracać ale wiedziała, że nie będzie mogła spokojnie żyć wiedząc, że zataiła informacje, które mogły uratować życie Draco.
   Razem z Harrym i Ronem udali się do aurorów prowadzących sprawę arystokraty i opowiedzieli o sytuacji w Malfoy Manor. Ślizgon rozpoznał Harrego ale nie wydał go i to była ich karta przetargowa. Niestety prowadzący sprawę jedynie odroczyli jego wyrok, mówiąc, że zastanowią się co z nim zrobić. W tej kwestii prawo było okrutne. Śmierciożercom rzadko wybacza o całkowicie. Krążyły plotki o nieludzkim traktowaniu na przesłuchaniach i zmuszaniu przemocą do przyznawania się do zbrodni. Znajdowały się osoby, które chciały coś z tym zrobić, jednak po tym co zaszło społeczeństwo domagało się ukarania winnych i wszystkie sprawy zamiatano pod dywan.
   Za każdym razem kiedy Hermiona wracała do tych myśli miała ochotę udusić odpowiedzialnych za to czarodziejów. Oczywiście wielu z nich zasłużyło na karę ale czy dobrzy ludzie mają się teraz stawać oprawcami? Razem z tą myślą podjęła decyzję, co chce dalej robić w życiu. Chciała pomagać śmierciożercom, którzy zostali zmuszeni do służby lub byli pod działaniem Imperiusa. Chciała pomagać ludziom niesłusznie osądzonym jak np Syriusz lub takim, którzy po prostu zasługiwali na szybką śmierć a nie pastwienie się nad nimi. Chociaż takiej propozycji pracy nie widziała, dostała zaproszenie na rozmowę na stanowisko kontrolera ds. przestrzegania prawa przez pracowników ministerstwa. Poprzedni kontrolerzy zajmowali się głównie oczyszczaniem imienia ministra magii. Na myśl o tym jak bardzo będą zdziwieni efektami jej pracy uśmiechnęła się złośliwie. Chociaż wojna teoretycznie się skończyła to ona ma jeszcze szansę na to, żeby zabłyszczeć i to nie głupimi wywiadami a realną pracą.
   Gdy przyszedł dzień rozmowy kwalifikacyjnej wstała wcześnie rano. Umyła się i zjadła naszykowane wcześniej śniadanie. Nałożyła na siebie białą koszulę z wyhaftowanym kwiatem i czarną spódniczkę przed kolano z materiału przypominającego skórę. Włosy spięła w niedbałego koka i do całego ubioru dobrała srebrne kolczyki i zegarek. Na nogach miała klasyczne czarne szpilki. Całość prezentowała się całkiem stylowo...i seksownie? Szpilki i spódniczka podkreślały zgrabne nogi gryfonki a koszula wkasana w dolną część garderoby zwracała uwagę na jej smukłą talię. Dziewczyna patrzyła w lustro i nie mogła się nacieszyć z uzyskanego efektu w końcu każda kobieta lubiła dobrze wyglądać. Pomyślała jeszcze, że musi kiedyś pokazać się Ronowi w tym stroju i teleportowała się tuż przy wejściu dla gości.
    Kiedy weszła do ministerstwa czuła się dosyć niezręcznie. Ostatni raz była tutaj składając wyjaśnienia w sprawie Draco i odesłano ją z kwitkiem. Wcześniej włamała się tu podczas poszukiwania horkruksów i ta wyprawa również nie kojarzyła jej się pozytywnie. Otwarcie przyznawała przed samą sobą, że za każdym razem, gdy pojawiała się w tym budynku kończyło się to problemami. Nawet kiedy byli tu w piątej klasie o mały włos i zostaliby zamordowani przez Lucjusza, Bellatriks i innych ludzi służących Voldemortowi. Chociaż czasy się zmieniły i ministerstwa nie kontrolował już totalny świr czekało tu na nią wiele nieprzyjemnych sytuacji: dziennikarze, autorzy, którym nie pomogła lub pracownicy, którzy czuli zagrożenie z jej strony. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wchodzi do gniazda węży.
    Przemierzając korytarze i kierując się do windy mijała zabieganych czarodziejów. Znaczna część z nich rozpoznawała ją i grzecznie się witała. Jednak przeczucie jej nie myliło. Napotkała spojrzenia, które samym swoim wyrazem mogłyby zabijać. Nic nie działało na nią jednak tak dobrze, jak wyzwania. Skoro potrafiła ukraść horkruksa przebrana za Bellatriks to potrafiła też dostać pracę w ministerstwie, nawet jeśli ktoś nie był jej przychylny. Gdy dotarła do celu zauważyła kilka oczekujących osób. Podeszła do kanapy w poczekalni i z grzecznym "Dzień dobry" usiadła na miejscu.
    - No to chyba zwycięzcę tej rekrutacji już mamy. -Powiedziała dziewczyna o długich blond włosach. - Nie starcza Ci znajomości, żeby oszczędzić nam wszystkim czasu i bez zbędnych teatrzyków dostać tą posadę?
    Wszyscy zebrani spojrzeli na Hermionę, która poczuła się jakby dostała policzek. Jakim prawem oceniała ją jakaś obca baba i w dodatku jak ona wyglądała! Była ubrana zdecydowanie odważnej niż panna Granger. Miała na sobie czarną sukienkę ledwo zakrywającą pośladki a dekolt sięgał jej prawie do pępka. Dobrała do tego złoto, wysokie czerwone szpilki i czerwoną torebkę. Zdaniem Hermiony wyglądała jak rasowa prostytutka.
    - Nie używam znajomości, żeby zdobyć pracę. Tak samo jak nie używam do tego tlenionych kłaków i cycków wyskakujących z dekoltu. Twój przyszły pracodawca prędzej Cię przeleci niż zatrudni.
   Blondynka wytrzeszczyła oczy i zapowietrzyła się z wściekłości. Zbulwersowana kobieta podniosła się z siedzenia i zaczęła zmierzać w stronę swojej rozmówczyni. Słowa byłej gryfonki poruszyły wszystkich zebranych a nawet ich przyszłego szefa, który od pewnego czasu z podniesionymi brwiami i złośliwym uśmieszkiem przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy dwoma paniami, bynajmniej nie wyglądając na speszonego.
   - Ekhem. - chrzaknął Pan Rellow ściągając na siebie wszystkie spojrzenia.  - Wydaje mi się, że czas przerwać tą niepotrzebną dyskusję. Udajemy, że całej tej sytuacji nie było a do siebie zapraszam obie panie.
    Kobiety wymieniając mordercze spojrzenia ruszyły do gabinetu. Blondynka weszła pierwsza a zaraz za nią Hermiona. Pomieszczenie zostało urządzone dosyć skromnie ale całkiem przyjemnie. Przy ścianie na przeciw wejścia stały kanapa oraz stolik i wygodne fotele. Po lewej stronie przy oknie znajdowało się biurko a za nim półki pełne papierów i segregatorów. Na blacie leżało samonotujące pióro a obok niego znajdowały się aplikacje na stanowisko kontrolera ds. przestrzegania prawa. W pokoju dominowały jasne beże i brązy od czasu do czasu przełame bielą i zielenią roślin.
    - Proszę usiądźcie. - gestem wskazał im fotele. - Wybaczcie, że sadzam Was w fotelach a sam rosiadam się na kanapie ale po wcześniejszej wymianie zdań wolę, żeby był między paniami stolik.
    Mówiąc to szeroko się uśmiechał, jakby niezmiernie bawiła go ujrzana przed chwilą sytuacja. Nalał wody każdemu i podał szklanki. Nie używał magii, co zaciekawiło Hermionę. Rzadko się zdarzało, że bogaci czarodzieje nie wykorzystywali różdżki lub skrzatów domowych.
    - Jestem półkrwi czarodziejem i są to dla mnie naturalne czynności.
    - Pan używa legilimencji, Panie Rellow. - odpowiedziała dziewczyna bardziej twierdząc niż pytając.
    - Zgadza się. - odparł szef departamentu - W tej branży to naturalne i Panie również się tego nauczą.
    - Proszę mi wybaczyć ale czy Pan powiedział "Panie"? - zauważyła wyraźnie zszokowana blondynka. - Chyba nie chce Pan powiedzieć, że dostałyśmy się obie na jedną posadę.
    - A niby po co miałbym zapraszać Panie obie? Przyglądając się Waszej rozmowie - tu zerknął na kobiety, znacząco akcentując poprzednie słowo - stwierdziłem, że jesteście parą idealną. Panna Granger to wzór uczciwości i obrońcy uciśnionych a do tego kobieta z wyraźnym temperamentem, gdy ten oczywiście jest potrzebny. Schludna, pociągająca i ułożona z Pani kobieta w dobrym tego słowa znaczeniu. Niebezpieczny z Pani gracz i na pewno co inteligentniejsi to docenią. W dodatku szybko łączy Pani fakty i myślę, że świetnie poradzi sobie Pani w sytuacjach bez wyjścia.
    - Dziękuję, Panie Rellow. Chyba jednak przecena Pan moje możliwości.
    - Rozszyfrowuję ludzi w mgnieniu oka. Jestem pewny, że nie oceniłem Pani nad wyrost. - przeniósł spojrzenie na blondynkę - Natomiast Pani Astoria Zabini to zupełnie inna bajka. Kusząca, chociaż zajęta kobieta, która zwraca na siebie uwagę nawet jeśli oznacza to narobienie sobie wrogów na starcie. Ociekająca seksapilem i niebezpieczna a jednocześnie zamężna i niedostępna. Z pewnością wszyscy zazdroszczą Panu Zabiniemu takiej zdobyczy, bo tak właśnie widzą Panią mężczyźni. Jest dużo prawdy w słowach Panny Granger, że Pani pracodawcy chętnie daliby się uwikłać w jakiś romans a takiej osoby też potrzebuję. Nie do romansu oczywiście - dodał szybko mężczyzna - ale do kuszenia podejrzanych. Padną Pani do stóp i pozwolą na wiele a Pani będzie musiała to wykorzystać, gdy przyjdzie czas. Widzę was jako uzupełnienie. Połowa kocha Pannę Granger a druga połowa jej nienawidzi. Ta druga część z kolei kocha Panią Astorię a ta pierwsza by ją powiesiła.
    - Pan chce żebyśmy zdobywały dla Pana tajne informacje. Tam gdzie nie dotrę ja dotrze Panna Granger i na odwrót. - powiedziała blondynka.
    - Wojna między nami ma być na pokaz. W rzeczywistości mamy się wymieniać informacjami i ułatwiać zdobywanie następnych. Wrogowie często lubią na siebie donosić a my będziemy mogły to łatwo zweryfikować współpracując ze sobą.
    Pan Rellow zaczął klaskać w dłonie. Uśmiechał się tym razem bez krzty wesołości i patrzył na obie kobiety z zimną satysfakcją.
    - Dobrze wybrałem. Zaczęłyście się dogadywać jeszcze zanim zaczęłyście pracę. - tym razem Astoria i Hermiona spojrzały na siebie z zadowoleniem. - Zaczynacie od następnego miesiąca a teraz możecie opuścić mój gabinet, oczywiście w grobowej atmosferze. Ja muszę przeprowadzić rekrutację do końca. Pozytywną odpowiedź dostaniecie oficjalnie za jakiś tydzień.
    Hermiona czuła się jakby wyrosły jej skrzydła. Będzie pracować w ministerstwie magii u boku inteligentnego szefa i współpracowniczki. W jej głowie tliły się jednak obawy, jak zareaguje jej przełożony, gdy dowie się o pomocy śmierciożercom. Od czasu, gdy dowiedziała się o legilimencji wybudowała solidny mur wokół swojego umysłu, więc z jej głowy nie mógł się tego dowiedzieć. Taką przynajmniej miała nadzieję. Wolała powiedzieć o tym sama kiedy minie trochę czasu a ona poczuje się pewniej w nowej pracy.
    Zastanawiał ją też wątek Astorii. Kiedy Pan Rellow wymienił jej imię przypomniała sobie, że kobieta była ślizgonką i chodziła razem z nią do Hogwartu. Dziewczyna zastanawiała się czy będzie mogła jej zaufać. Blondynka mogła mieć nieocenione kontakty w gronie byłych sług Czarnego Pana, co ułatwiłoby jej zadanie. Skoro sama nie została oskarżona i skazana za śmierciożerstwo to musiała również znać się z jasną stroną ostatniej wojny. Gdyby tylko Astoria chciała jej pomóc razem mogłyby pomóc tym ludziom.
    W drodze powrotnej Hermiona kupiła szampana i mały tort. Chciała uczcić ten wyjątkowy dzień razem z rodzicami. Problem polegał na tym, że powinno być tu jeszcze kilka osób. Ron, Ginny, Harry... Tak bardzo za nimi tęskniła. Nie dostawała od nich żadnych sów. Chociaż sama wysyłała listy nigdy nie otrzymała ani jednej odpowiedzi. Czasami brała pod uwagę czarne scenariusze, że coś im się stało lub to oni zrobili coś głupiego. Musiała dowiedzieć się co się u nich dzieje. Znała swoich przyjaciół i swojego chłopaka. Nie zapomnieliby o niej.
    Po powrocie rodziców i wspólnym świętowaniu, Hermiona postanowiła porozmawiać o tym z rodzicami.
    - Ale jak to do Rumunii? Myślałam, że nie chciałaś jechać.
    - Nadal nie chcę was zostawiać. Teleportuję się na jeden dzień. Zobaczę, co u nich słychać i wrócę do domu za kilka godzin.
    - Nie wiem czy to bezpieczne. - odpowiedziała sceptycznie Pani Granger.
    - Kochanie - zaczął tata Hermiony - nasza córka jest już dorosła i jeśli chce dostać się do Rumunii za pomocą magii musimy jej na to pozwolić ale chcemy Cię zobaczyć tego samego dnia. - dodał jej ojciec surowo.
    - Wiem, że jest Wam przykro ale ja nadal z Wami mieszkam. Ten jeden dzień nie zrobi różnicy. - zaczęła ostrożnie dziewczyna - Ja też przeżywam to, że musieliśmy się rozstać i to, że mogliśmy wszyscy zgniąć ale wojna się już skończyła. Nie muszę żyć w zamknięciu mugolskiego świata. Magia jest częścią mnie i nie odseparuję się od niej. Słyszałam waszą rozmowę na temat pracy w mugolskim świecie i muszę powiedzieć nie...
    - Spokojnie córeczko - zaczęła Pani Granger - nie mamy pretensji. To jest Twój wybór. Nie możesz się nam dziwić, że chcielibyśmy zostawić Cię przy sobie, jednak rozumiem, że masz swoje życie.
    Wszyscy mieli łzy w oczach. To była pierwsza poważna rozmowa o wojnie i o ich rozstaniu. Profesor McGonagall zadbała o to, żeby rodzice Hermiony dowiedzieli się wszystkiego, ponieważ nie chciała narażać uczennicy na trudne wspomnienia. Jednak w każdej rodzinie potrzebny jest moment oczyszczenia, wyjaśnienia wszystkiego osobiście. Dopiero teraz zaczęli zdawać sobie sprawę, że chociaż wojna się skończyła oni dalej czuli zagrożenie nawet jeśli było to podświadomie. Zastanawiali się czy już zawsze miało tak być. Czy już do końca życia będą wyczekiwać swoich powrotów nie ufając w bezpieczeństwo otaczającego ich świata? Z takimi pytaniami poszła pakować walizki na podróż do Rumunii.


*"Kosogłos"

***

Hej kochani :)
Udało mi się skończyć drugi rozdział i muszę Wam powiedzieć, że wyobrażałam go sobie inaczej. Notka miała być podzielona po połowie dla Draco i Hermiony ale przyznam bez bicia, że historia Draco jest dla mnie dużo cięższa. Wprowadziłam kilkoro nowych bohaterów i mam nadzieję, że się z nimi polubicie :)
Rozdział jest troszkę bardziej konkretny a całe opowiadanie zaczyna się rozkręcać. Ogromny wpływ na to ma plan opowiadania, który regularnie uzupełniam. Gdy zaczynałam nie wiedziałam, że mam takie braki O.o
Rozdział jest krótszy niż zaplanowałam ale proszę i tak dajcie znać jaką długość preferujecie. To dla mnie ważna informacja ;)
Mam nadzieję, że zobaczymy się w przyszłym rozdziale za 2-3 tygodnie. Ściskam Was mocno :*
Pani Black

1 komentarz:

  1. Witaj :)
    Bardzo dziękuję za zaproszenie z chęcią skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń