poniedziałek, 24 lutego 2020

Rozdział 7 "Jest to cnota nad cnotami... "

- Co jest grane? - spytał.
- To, co zwykle, staruszku - zaćwierkałam w odpowiedzi. - Niebezpieczeństwo, szalone plany... Sam wiesz, jak to u nas w rodzinie.  "*





   Draco dopiero po wyjściu Granger zorientował się, że zapomniał zapytać jak dalej miał zajmować się Narcyzą. Niestety nie mógł opuścić domu i po prostu się tego dowiedzieć. Przeklinając na czym świat stoi postanowił, że poczeka przy niej aż się obudzi. Zamierzał normalnie podać jej leki i nie zostawiać jej samej. Lepszy pomysł nie przychodził mu do głowy. Był potwornie zły na swojego gościa. Doskonale wiedziała, że nic nie wie o tym zatruciu i zostawiła go z tym samego bez żadnej instrukcji. Nie wspominając, że rzucała na jego matkę jakieś zaklęcia nie kwapiąc się z wyjaśnieniami na czym polegają. Złamaną ręką się nie przejmował. Znał te czary ze szkoły i gdyby Ministerstwo nie zarekwirowałoby mu różdżki sam by sobie poradził. Widział, co i jak robiła Granger i nie miał żadnych zastrzeżeń.
    Ten temat podsunął mu pewną myśl. Granger zapytała go czy ma jakieś eliksiry. Oczywiście w domu nie zostało nic ale ona sprawiła wrażenie jakby o niczym nie wiedziała. Czyżby Ministerstwo po nieudanych próbach ratowania go postanowiło, że nie należy jej mówić całej prawdy albo najlepiej w ogóle nie poruszać tego tematu? Coś mu się tutaj nie spodobało. Nigdy nie doszukiwałby się u siebie tak ludzkich odruchów jak przejmowanie się losem innych ale podświadomie zdawał sobie sprawę, że tak właśnie było. Draco Malfoy martwił się o Hermionę Granger. Świat się kończył. Oczywiście usprawiedliwiało go wiele czynników. Ona chciała mu pomóc, ona uratowała mu matkę, on wciągnął w nią w jakieś gry przeciwko Mardotowi. Jego empatia musiała się odezwać, bo inaczej po prostu nie wypadało i tyle. Nic więcej nie miało miejsca. Oczywiście, były to brednie, którymi Draco próbował zamaskować poczucie winy. Okazało się silniejsze niż przypuszczał. Już podczas rozmowy postanowił zrezygnować z wciągania w to jej rodziców a przecież nawet zaczął. To wszystko co się tego dnia wydarzyło sprawiało, że namieszał w jej życiu i czuł się za nie troszkę odpowiedzialny. Czynniki, które na to wpływały pozwalały mu nadal wierzyć, że była gryfona i on dalej się nienawidzą jak za szkolnych czasów i ma prawo być dla niej tak samo bezwzględny jak wtedy. Niestety gdzieś w środku jego umysłu przebijała się myśl, że on po prostu nie był takim potworem i ktoś to odkrył. Tym kimś okazała się Granger.
    Sama zainteresowana nie wiedziała, jaką lawinę wywołała w jego życiu. Każdemu zrobiłoby się miło na myśl, że człowiek, którego traktowałeś jak gówno nadal w Ciebie wierzył, chciał Ci pomóc. Dawała mu nadzieję, że będzie lepiej, że to wszystko się ułoży. Nie chciał żeby miała z tego powodu kłopoty i dlatego dał jej tylko tą kartkę. Niech się dzieje co chce. On zamierzał o siebie walczyć ale jej już bardziej nie będzie w to wciągał. Nie spojrzałby w lustro gdyby przez niego coś jej się stało i doskonale o tym wiedział. Wciąż jej nie lubił i daleko im było do dobrych relacji jednak nie mógł jej narażać. Może i wydawało się to śmieszne nawet dla niego ale nie chciał żeby zwątpiła w niego osoba, która chociaż doznała z jego strony tak wielu krzywd, nigdy go nie skreśliła. O tym marzył przez pół życia. Nie być skreślonym na starcie. Chciał jej pokazać, że postawiła na dobrą kartę, że się nie pomyliła. Musiał tylko dostać szansę. Kolejną, wiedział, że było ich za dużo ale musiał wywalczyć tą ostatnią...tą, której nie zmarnuje.
 


***


    - Skąd pewność, że to nie pułapka? - zapytał go Kit Illrock. 
    - Mam pewne źródło. - odparł Blaise, chowając ręce do kieszeni
    - Twoja żona nie jest pewnym źródłem. - odpowiedział z przekąsem jeden z najbardziej wpływowych członków Wizengamotu - Ci którzy kontrolują prawo sami często kłamią, jeszcze częściej podpuszczają a już zawsze mają jakiś ukryty cel. Astoria Zabini to kobieta zagdaka i wątpię, bez urazy oczywiście, żebyś nawet Ty ją odgadł. 
    - Zaryzykuję.
    Czarodziej o skrzekliwym głosie i sporej nadwadze spojrzał jeszcze raz na kartkę, którą podarował mu czarnoskóry mężczyzna. Poznał go dawno temu, gdy próbował wyciągnąć Astorię z łap Mardota. Kontakt do niego podsunął mu Andrew. On też miał kilka niezałatwionych spraw z Terrym i tak się składało, że jego każda porażka wybitnie poprawiała humor Kitowi. 
    Blaise wolał tym razem załatwić to bez zaprzyjaźnionego aurora. Im mniej osób wiedziało o wiadomości od Draco tym lepiej. W dodatku młody arystokrata nie bez powodu przekazał ją Hermionie. Dziwiło go niemiłosiernie dlaczego postanowił zaufać akurat Granger ale o tym porozmawiają jak to wszystko się skończy. Póki co stwarzali nieprzepadającą za sobą, pracującą bez żadnego planu, kontaktującą się przez posłańców, okłamującą się, nieufającą sobie nawzajem i współpracującą w zupełnej tajemnicy oraz na własną rękę drużynę...jednym słowem dno. Mężczyzna wątpił aby wszystko poszło gładko...ba spodziewał się pocałunku dementora dla nich wszystkich. To się nie mogło udać. Tutaj i największy optymista dałby za wygraną. Mimo wszystko próbowali, bo tam gdzie jest chęć tam i sposób się znajdzie. 
    - Ech - westchnął ciężko Illrock - niewiele Ci tu mogę pomóc. To bardzo zamknięty departament działający na terenie całego świata. Współpracują tylko ze sobą, reszcie rozkazują. Byle kogo tam nie spotkasz. Mało kto wynosi stamtąd informacje nieprzekazane do opinii publicznej i dalej cieszy się życiem. Wiem jedynie, że Mardot miał ostatnio na karku jednego gościa z departamentu ds. dziedzictwa kulturowego czarodziejów. Czego chciał to nie wiem. Może inni aurorzy będą wiedzieć a najwięcej pewnie powiedzą Ci Mardot i Malfoy skoro od niego masz tą kartkę. 
    - Szkoda, że z żadnym z nich nie porozmawiam. 
    - Ano, nie porozmawiasz. I dobrze Ci radzę najlepiej zapomnij o tym - machnął kartką w jego kierunku - jeśli znowu nie chcesz mieć kłopotów. Udupienie Mardota to jedno a Twoje życie to drugie. Zastanów się czy warto się narażać. Twoja żona nie powinna pracować w Ministerstwie wcale a już na pewno nie przy takich sprawach. - ton Kita zrobił się ostry - Pakujecie się w tarapaty, duże tarapaty. Odpuść dopóki jeszcze możesz, bo gwarantuję Ci to nie przejdzie bez echa.
    - Gdyby o mnie chodziło to nawet bym się tym nie zajął. Tu chodzi o mojego przyjaciela. On zrobił dla mnie bardzo wiele i ja muszę mu teraz pomóc. - Blaise stanowczo obstawał przy swoim.
    - Porywasz się z motyką na słońce. Przyjaźń niejednego już zaprowadziła na szubienicę. Dla niego nie ma już ratunku. Wiesz jak to działa. Lud chce winnych to im winnych wydadzą.
    - Astorii się udało...
    - I musiałeś poruszyć niebo i ziemię a sprawa była prosta dla wszystkich. - przerwał mu stanowczo starszy czarodziej - Teraz walczysz nie z opinią publiczną i Mardotem tylko jeszcze z całym biurem aurorów i departamentem działającym na całym świecie. Współpracownicy a przede wszystkim szef tego pajaca się wtedy nie wtrącali ale drugiej porażki już tak łatwo nie zniosą w dodatku jeśli kontrolerzy będą robić wokół nich tyle szumu. Na swoim terenie masz tylu starych wrogów a musiałbyś się jeszcze uporać z nowymi. Czy ty chłopie rozumu nie masz?!
    Pracownik Wizengamotu zakończył swoją przemowę dosyć energicznie zwracając na nich uwagę innych czarodziejów. Nie powinien dać się ponieść emocjom ale polubił tego dzieciaka. Wiedział, że jest już dorosły jednak w głębi serca widział w nim gówniarza myślącego, że zwojuje cały świat i uratuje każdego niewinnego. Było to bardzo szlachetne tylko co komu po tym? Bardziej szlachetni kończyli w celi z dementorem a on wkraczał na niepewny grunt. Nikt o zdrowych zmysłach by się tego nie podjął. Miał nadzieję, że wybije mu ten pomysł z głowy.
    - Z Twoją pomocą czy bez ja go z tego wyciągnę. 
    I to by było na tyle z nadziei Illrocka. Miał do wyboru stać biernie albo pomóc Blaisowi tak jak potrafił. Merlinie na co on się narażał? W całej swojej karierze politycznej bał się chyba tylko pierwszych rządów Voldemorta, bo podczas drugich spakował walizki i wyjechał. Na starość zamarzyło mu się mieć przybranego syna i to jeszcze syna wariata. Zanim zaczął się do niego przywiązywać powinien był wiedzieć, że czekają go z nim same kłopoty.
    - Merlin mi świadkiem, próbowałem Cię od tego odwieźć.
    Blaise nie mógł się nie uśmiechnąć. Troska tego staruszka rozczulała go. Zrobiłby wszystko żeby go od tego powstrzymać, bo uważa to za głupi pomysł (tutaj chyba wszyscy się zgadzali) ale nie da mu samemu pakować się w kłopoty. Coś jak relacja jego i Dracona z tym, że to zawsze blondyn go chronił. Właśnie dlatego on ten jeden raz też powinien się odwdzięczyć.
    - Wszystko, co wiedziałem o tym departamencie już Ci powiedziałem. Jednak jeśli ten departament kogoś nasłał na Mardota to ktoś coś musiał widzieć. Skoro jest plotka to musi być jakieś źródło. Jakaś nowa osoba w jego otoczeniu, cokolwiek innego niż zawsze. Po nitce do kłębka jak to mówią.
    - Tak tylko, że jest już środa a spotkanie w czwartek.
    - Cóż, Ty musisz zwijać nitkę od połowy. 
    - Zapamiętam. Dzięki za wszystko, Kit. Ostatnio nie było okazji...
    - Daj spokój, bo się rozkleisz. Jak dowiem się czegoś nowego to jakoś Ci przekażę. A i najważniejsza sprawa. Jakbyś mógł to działaj tak żeby mnie nic nie łączyło z tą sprawą. - syn synem ale Illrock zawsze przede wszystkim martwił się o siebie.
    - Będę się starał. - Blaise ponownie przywołał na twarz uśmiech.
    - Ty się staraj lepiej uważać na tego Dunlowa. - otyły mężczyzna znowu spoważniał - Coś mi tu nie pasuje. Człowiek o wszystkim wie na bieżąco a nie powiedział Ci o niczym dziwnym w zachowaniu Mardota jak wszyscy wtajemniczeni wiedzą, że ma kłopoty? 
    - Jest w tamtym środowisku. Może uznał, że dla mnie to bez znaczenia albo po prostu nie pomyślał żeby mi powiedzieć.
    - Tym bardziej uważaj. - jego głos zniżył się do szeptu - Tacy ludzie tylko udają, że nie myślą a wtedy to ci obok nich mają z tego problemy. Pamiętaj: on jest aurorem. W tej sprawie nie może być po środku i może nie wybrać Twojej strony. Oczywiście obym się mylił.
    - Wiem. - Blaise westchnął ciężko - Mam nadzieję, że mogę na nim polegać.
    - Nadzieja matką głupich, słyszałeś takie coś? Teraz już zmykaj. Sporo papierów na mnie czeka. I nie! - zareagował gdy Zabini znów coś chciał powiedzieć - Nie chcę tu słyszeć żadnych podziękowań. Zabieraj się stąd.
    Blaise posłusznie poszedł w swoją stronę. Od starszego mężczyzny dostał jakieś strzępki informacji ale jak miał zrobić coś dalej? Nie miał zbyt wielu przyjaciół w Ministerstwie. Musiał się zdać na Granger i Astorię. Jeśli ktoś mógł się tu czegoś dowiedzieć to właśnie one. O ile swojej żonie ufał o tyle wiedział, że to szanowana Hermiona będzie miała większe szanse na zdobycie informacji. Niby zgodziła się im pomóc ale skąd mieli wiedzieć, czy nie chce po prostu z powrotem wrzucić ich w łapy aurorów? Jeszcze do tego dochodził Dunlow. Wszystko się komplikowało i wymykało z rąk. 
    - Czy ja aby na pewno mam ten rozum? - powiedział po cichu pełny zwątpienia Zabini.


***


    Hermiona pracowała w swoim gabinecie razem z Astorią. Próbowały ustalić cokolwiek na temat tajemniczego spotkania z departamentem dziedzictwa kulturowego. Nie szło im to łatwo. Przegladały segregatory w poszukiwaniu wzmianki, która mogłaby naprowadzić ich na jakiś trop ale niestety bezskutecznie. Nie pocieszał ich fakt, że zostało im mało czasu. Tak naprawdę nie wiedziały nawet czy ma być to spotkanie czy cokolwiek innego. Z braku lepszych pomysłów tak właśnie założyli jednak nie mieli żadnej pewności. Blaise również nie pomógł. Nic nie wiedział ale obiecał, że popyta o tym w Ministerstwie. Żadna z kobiet nie chciała tego przyznać ale liczyły na to bardzo, bo nic nie wskazywało, że cokolwiek znajdą.
    Poszukiwania przerwała Astoria, rzucając segregator, który upadł z wielkim hukiem. Hermiona aż podskoczyła. Nie spodziewała się takiego hałasu. Ona zupełnie zatraciła się w czytaniu wszystkich notatek, protokołów i wyroków zapominając o tym, że nie każdy ma taką cierpliwość do służbowych tekstów. Blondynka wyglądała jakby zaraz miała wysadzić pomieszczenie. Była gryfonka pomyślała, że nigdy nie widziała tak groźnie wyglądającej kobiety. Trwało to jednak tylko chwilę. Pani Zabini szybko odzyskała rezon i ponownie wzięła się do wertowania dokumentów. Jej obserwatorka doskonale ją rozumiała. Nie dość, że Hermionie szło to dużo szybciej to nie odczuwała ona większego zmęczenia czego nie można było powiedzieć o siedzącej na przeciwko arystokratce. Oczy miała zaczerwienione, wierciła się na krześle i co chwilę rozmasowywała obolały kark. Kasztanowłosa poznała ją na tyle aby wiedzieć, że Astoria nigdy nie pokaże się jako gorsza od niej a już tym bardziej w takiej sprawie jak czytanie. Z punktu widzenia drugiej kobiety dochodził jeszcze fakt, że to jej bardziej powinno zależeć na rozwiązaniu tej zagadki a tym samym na pomocy Draco. Kiedy przejrzała kolejny dokument jej sfrustrowanie zwyczajnie musiało znaleźć ujście. Czy nadażyła się lepsza okazja żeby pogrubić łącząca ich nić porozumienia? Zdaniem Hermiony od kilku dni nie.
    - Idę na kawę. Za dużo tu tych literek. - powiedziała wstając od biurka.
    - To idź. Ja to jeszcze skończę. - odparła blondynka nawet na nią nie patrząc.
    - Nie. - tym razem przykuła jej uwagę - Nie musisz iść ze mną, jak dla mnie możesz nawet tu zostać ale wstań od tego. Im bardziej zmęczona będziesz tym gorzej będzie Ci to szło. Przeszukałyśmy już naprawdę dużo i jeszcze więcej przed nami. Nie da się tego zrobić a raz. Obie potrzebujemy przerwy.
    Zaponawała między nimi niezręczna cisza. Astoria doskonale wiedziała skąd wziął się pomysł Hermiony i niestety w duchu musiała się z nią zgodzić. Doprowadzało ją do szału, że ona zawsze miała rację i na dodatek robi tą przerwę dla niej. Po co ona rzucała tym cholernym segregatorem? Przecież nie potrzebowała litości ani tym bardziej pozwolenia na przerwę. Nie chciała jej robić i dać Granger satysfakcji.
    Jej rozmyślania przerwało wejście Zabiniego. Zdawał się być zupełnie nie świadomy zaistniałego problemu. Przywitał się z nimi i usiadł na miejscu Hermiony zaczynając rozmowę.
    - Mam kiepskie wieści. Prawdopodobieństwo, że coś tutaj znajdziecie - poruszył kartkami w segregatorze - jest raczej równe zeru. Może ewentualnie wynosić 1% ale szczerze wątpię.
    On również nie wyglądał najlepiej. Nie był zdenerwowany jak jego żona. Raczej sprawiał wrażenie zmartwionego. Każdy z nich przeżywał to co się działo. Mieli po prostu pomóc Malfoyowi ale oczywiście wszystko szło pod górkę. Stąpali po cienkim lodzie i Blaise kompletnie nie wiedział jak ma im to powiedzieć. One myślały, że co najwyżej będą mieli na głowie aurorów i sytuacja będzie w miarę opanowana. Niestety prawda wyglądała inaczej. Cała ta sprawa nie należała do bezpiecznych. Jeśli nie przestaną się tym interesować zwrócą na siebie uwagę a w tej sytuacji było to conajmniej niewskazane. Mężczyzna czuł, że wsadzają kij w mrowisko i mogło się to dla nich skończyć źle.
    - Ty coś masz? - zapytała Astoria zapominając o wcześniejszej rozmowie.
    Blaise jedynie spojrzał znacząco. Pokój w Ministerstwie nie należał do dźwiękoszczelnych. Zbyt daleko to zaszło. Nawet Illrock nie był zadowolony, że musiał z nim rozmawiać w tym budynku. Nigdy nie wiadomo kto akurat usłyszy wypowiedziane słowa.
    - Nic. - obie wiedziały, że sklamał.
    - W takim razie dajmy sobie z tym spokój i skoro jesteśmy w pracy to zajmijmy się swoimi obowiązkami.
    Sugestia Hermiony została doskonale zrozumiana przez jej rozmówców. O wszystkich odkryciach porozmawiają w domu. Przynajmniej Blaise je oświeci. O ile Astorię zdążył już poinformować legilimencją o tyle nie wiedział czy może sobie na takie coś pozwolić w stosunku do drugiej kobiety. Nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów z wyjątkiem dzisiejszego spotkania.
    Hermionę nagle olśniło. Jak mogła być tak głupia i wpaść na to dopiero teraz?! Jeżeli podejrzewali, że Mardot ma jakieś spotkanie wystarczyło go śledzić. Jeśli im się poszczęści zobaczą kogoś z tajemniczego departamentu i w końcu złapią jakiś punkt zaczepienia. Oczywiście wątpiła, że uda im się coś podsłuchać ale warto było chociaż zobaczyć z kim mają do czynienia.
    - Dobrze ale należy Wam się przerwa. - Blaise mówił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Obie panie przystały na propozycję i wspólnie postanowili wyjść poza Ministerstwo. Zaprosili Hermionę do ich domu. Była gryfonka czuła się dosyć niezręcznie ale wiedziała, że tam mogą spokojnie porozmawiać. Na miejscu okazało się, że państwo Zabini urządzili rezydencję bardzo elegancko i z klasą. Rozsiedli się na kanapach w salonie i nikt nie kwapił się aby zacząć temat. Ta sytuacja krępowała całą trójkę. Ku zdziwieniu wszystkich rozmowę podjęła Astoria.
    - Blaise powiedz czego dziś się dowiedziałeś.
    - Czeka nas trudne zadanie i mój kolega uważa, że pakujemy się w kłopoty.
    - Jakbyśmy nie wiedzieli. - prychnęła blondynka.
    - Nie przerywaj mi. - Zabini mówił bardzo poważnie. - Jest coś takiego jak departament ds. dziedzictwa kulturowego czarodziejów. Niestety jest to dosyć tajna organizacja. Działa w całym magicznym świecie i nie toleruje świadków. Każdy kto się w to zagłębiał kończył źle. W papierach nic o nich nie znajdziecie, bo nie pozwoliliby sobie na takie przeoczenie. Jeśli Malfoy zaszedł im za skórę to szanse na wyciągnięcie go z tego są równe zeru.
    - On twierdzi, że nic o nich nie wie. - Hermiona wtrąciła się do jego wypowiedzi. - Mówił, że raz na przesłuchaniu Mardot i jakiś inny mężczyzna pytali go o ten departament ale nic nie powiedział.
    - Pije verutaserum. Nie mógł kłamać.
    - Pytanie dlaczego interesują się Draco. - zastanawiał się czarnoskóry mężczyzna.
    - Może interesowali. - pozostała dwójka spojrzała na nią z zainteresowaniem - Może o coś go podejrzewali ale skoro nic go nie łączy z tym departamentem może to być ślepy trop i tracimy czas.
    - Przecież dał Ci tą kartkę. - zaoponowała Astoria.
    - Tak, jako haczyk na Mardota. Bardzo możliwe, że tego departamentu wcale nie należy łączyć z Malfoyem. Może chodzi tylko o Mardota i jego problemy. Jeśli mu zaszkodzimy będziemy mogli go szantażować a on uwolni Malfoya. Te dwie sprawy nie muszą być ze sobą powiązane.
    - Być może masz rację. - odparł Zabini. - Tylko w takim razie czego mamy szukać?
    - Myślałam o tym żeby śledzić Mardota.
    Małżeństwo wytrzeszczyło oczy.
    - Postradałaś rozum. Blaise właśnie powiedział, że Mardot ma najprawdopodobniej powiązania z najniebezpieczniejszym z departamentów a Ty chcesz mu podpaść śledząc go?
    - Nie widzę innego wyjścia. Jeśli w czwartek od rana będziemy mieć go na oku zobaczymy chociaż z kim się spotyka.
    - Jego może też chcesz śledzić? - zapytała kąśliwie Blondynka.
    - Masz jakiś lepszy pomysł?
    W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Prawda była oczywista nikt nie wymyśli już nic lepszego. Jednak ryzyko pozostawało ryzykiem. Gra toczyła się o wysoką stawkę. Wcielając w życie wizję Hermiony mogli stracić wszystko łącznie z życiem.
    - Mardot tak. Wszyscy inni nie.
    Kobiety gwałtownie spojrzały na Zabiniego.
    - Nie widzę lepszego rozwiązania. W razie czego będziemy mieć na głowie aurorów a nie tajną organizację a potem się zobaczy.
    - W porządku w takim razie wracamy do pracy i koniec na dziś tematu Mardota z wyjątkiem rozmów służbowych. - Astoria niechętnie przystała na ich plan.
    - Pozostaje jeszcze kwestia kto go będzie śledził.
    - Granger, bo to jej chory pomysł.
    - W porządku. - odpowiedziała chłodno była gryfonka.



*"Ostatnie poświęcenie"


Witajcie kochani
Po tak długiej nieobecności wracam do Was z nowym rozdziałem. Muszę niestety wycofać plany dodawania rozdziałów raz na 2-3 tygodnie, ponieważ zwyczajnie nie daję rady. Szukanie pracy, studia (zaliczyłam sesję xD), praktyki i moje życie prywatne zjadają mi każdą chwilę. Nie zapomniałam o tym opowiadaniu i jak najbardziej utrzymuję to, że je dokończę. Ciężko mi pisać na siłę, gdy jestem chora lub dzieją się rzeczy totalnie wytrącające mnie z rytmu jak to ostatnio bywa. Nowy Rok przyniósł mi trochę zmian i muszę się z nimi oswoić. Wiadomo, wszystko trwa szkoda tylko, że u mnie tak 5 razy dłużej niż u innych.
U naszych bohaterów niewiele zmian od ostatniej notki jednak zawiązały się już pewne sojusze. Powiem Wam, że ostatnio czuję się jak Hermiona z mojego opowiadania. Nie wiem na czym stoję ale wchodzę w to xD
Dajcie znać co myślicie o nowym rozdziale i jak Wam zapowiada się rok 2020. Może po staremu a może pełen zmian jak u mnie? Czekam na Wasze komentarze i ściskam cieplutko.
Pozdrawiam
Pani Black