"Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje,
niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba" *
niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba" *
Hermiona obudziła się rano i spojrzała na naszykowaną walizkę. Spakowała wczoraj wszystko, oprócz Jastrzębia. Po odpowiedzi od Wiktora była ostrożniejsza. Nie wiedziała kto jej go przysłał i prawdę mówiąc nie podejrzewała o to swojego chłopaka. Mógł to być jeszcze Harry ale on nie dawał jej prezentów i wątpiła, że tym razem było inaczej. Musiała jednak sprawdzić co się z nimi dzieje...i zapytać o tajemniczego ptaka. W duchu postanowiła nie panikować. Przecież to, że dostała prezent nie wiadomo skąd i nie ma żadnych wiadomości od Weasleyów i Harrego jeszcze nie oznacza żadnych kłopotów. W głowie miała całą listę osób, od których mogła otrzymać figurkę a jej przyjaciele po prostu dobrze się bawią. Co prawda lista osób zaraz po Wiktorze była nierealna tak samo jak rzekomy powód ciszy ze strony bliskich.
Odganiając natrętne myśli wykonała poranną toaletę, ubrała się i zjadła. Po wykonaniu rutynowych czynności pożegnała się z rodzicami i stanęła na środku pokoju skupiając swoje myśli na adresie, który dostała od Rona przed ich wyjazdem. Rodzice patrzyli na nią wyczekująco i...nic się nie wydarzyło. Pierwsza próba, druga, trzecia i dziesiąta a Hermiona stała dalej w tym samym miejscu.
- Coś nie tak, kochanie?
- To na nic! - wykrzyczała dziewczyna - Jestem na to za słaba.
Hermiona usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach. Jej rodzice szybko do niej podeszli i z pytającym wyrazem twarzy oczekiwali na wyjaśnienia.
- Chodzi o to, że żeby się teleportować trzeba skupić myśli. Oczyścić umysł ze wszystkiego poza miejscem, do którego chce się dostać. Im dalej tym czystszego umysłu potrzebujemy. Rumunia jest bardzo daleko a ja się ciągle nimi przejmuje. Nie myślę o miejscu tylko o tym dlaczego ta banda kretynów się nie odzywa!
Na ostatnie zdanie Państwo Granger aż podskoczyli. Rzeczywiście, Hermiona była tak zdenerwowana, że nie dałaby rady teleportować się z salonu do kuchni.
- I co teraz zrobisz? - zapytała z troską kobieta.
- No jak to co?! - zawołał oburzony Pan Granger - Stanie ponownie na środku i oczyści umysł ze wszystkiego oprócz miejsca docelowego. Bo dobrze to zrozumiałem, tak?
Hermiona prychnęła widząc zaniepokojoną minę swojego ojca. Wyglądał jak przedszkolak, który pyta czy ten kolor to biały i czy to na dworze to jest śnieg.
- Tak tato, dobrze zrozumiałeś. Masz rację trzeba wziąć się w garść.
Ponownie stanęła i za sekundę już jej nie było.
- No, i to jest moja córcia. Zawsze sobie poradzi.
- Brawo motywatorze. Szkoda tylko, że nie wzięła walizki ani niczego innego.
Mężczyznę zamurowało. Rzeczy byłej gryfonki dalej znajdowały się na środku pokoju. Spojrzał na swoją żonę i wiedział, co zaraz usłyszy...
***
- Ten facet ma rację. Zazdroszczą mi wszyscy.
Blaise Zabini uśmiechnął się dumnie i pocałował leżącą obok niego blondynkę. Brunet obejmował ją w talii a drugą ręką gładził jej włosy. Kobieta zetknęła się z nim czołem i zamknęła oczy. Miała wielu partnerów, jednak jej mąż był najlepszy we wszystkim. Nigdy nie pomyślała, że małżeństwo z rozsądku może być tak udane. Były ślizgon opiekował się nią a kiedy nastąpiła taka konieczność bronił jej. Doskonale pamiętała moment, w którym na przesłuchanie wparował Blaise i rozbił głowę aurora o swoje kolano. Od początku była niewinna, chociaż cała społeczność czarodziejów twierdziła inaczej - cała z wyjątkiem jej męża. Nigdy nie powiedział, że kłamie i nigdy nie mówił, że lepiej dla niej jak się przyzna. Bito ją po nerkach, tak żeby śladów nie było widać. Nikomu się nie skarżyła. Posiadanie rodziców śmierciożerców miało swoją cenę. Zabini jednak nie odpuścił. Zbierał dowody i świadków aż udowodnił, że nie ma nic wspólnego z całym tym bagnem.
Kiedy dostał jej nakaz zwolnienia od razu popędził do pokoju przesłuchań. Zobaczył jak jakiś kretyn trzyma ją za włosy i wrzeszczy. Zareagował odruchowo. Pobiegł do niego, złapał za ten durny łeb i uderzył nim o swoje kolano. Słychać było trzask. Blaise odrzucił mężczyznę na ścianę, kucnął i uderzył go pięścią jeszcze parę razy aż ktoś wtulił się w jego bok. Ciemnoskórego chłopaka zamurowało. Zamarł w połowie wymierzania ciosu i odwrócił głowę. Obejmowała go żona. Niby nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że oprócz jednego incydentu żyli w platonicznym związku. Nie kochała go aż do tamtej pory.
- O czym myślisz?
- O naszym pierwszym razie. - widząc zaskoczoną minę Blaisea dodała szybko - Konkretnie rzecz biorąc drugim.
Nerwowa atmosfera szybko opadła. Ich pierwszy raz był katastrofalną pomyłką ale drugi...
- I co? Chciałabyś coś konkretnego powtórzyć? - szepnął uwodzicielsko mężczyzna składając powolne pocałunki na jej szyi. Rękami przyciągnął do siebie żonę zdobywając jednocześnie dominującą pozycję.
- Masz komuś wpierdolić na moich oczach a potem zabrać do domu i pierdolić się ze mną do upadłego?
Blaise z wyraźnym zrezygnowaniem opadł na plecy po swojej stronie łóżka. Oczy zasłonił zgiętym ramieniem. Westchnął ciężko i powiedział sarkastycznie
- Potrafisz podgrzać każdą atmosferę, kochanie.
Blondynka uśmiechnęła się do siebie. Zawsze bawiło ją wyprowadzanie z nastroju swojego męża. Gdyby tylko mu pozwoliła mógłby kochać się z nią 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Kobieta jednak skutecznie go hamowała. Dobrze wiedziała, że mężczyznom nie należy podawać się na srebrnej tacy. Po pierwsze jeśli miałaby się podać to tylko na platynie a po drugie mężczyzna musi się trochę postarać o kobietę.
- Już ja Ci pokażę starania.
Rzucił się na blondynkę ze śmiechem i przycisnął do łóżka ciężarem swojego ciała. Kobieta broniła się jednak robiła to bardziej szczęśliwymi piskami i krzykami niż siłą. Nie musiała pytać skąd wiedział o czym pomyślała. Nie chroniła się przed legilimencją. Blaise i tak usłyszałby wszystko, co tylko chciał. Nie potrafiła nic przed nim ukrywać i zwyczajnie nie miała takiej potrzeby. Po chwili poddała się mężowi wciąż się śmiejąc. Zaczął ponowną wędrówkę po jej szyi, schodząc coraz niżej. Zatrzymał się przy jej piersiach i spojrzał w jej błękitne oczy.
- Ale skoro nie chcesz to nie będę Cię zmuszał. - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Astoria zdębiała i przez chwilę patrzyła jak Blaise ucieka z sypialni łapiąc po drodze swoje spodnie.
- Ani mi się waż.
Chłopak nawet się nie odwrócił. Ciągle słyszała jego śmiech. Rzuciła w niego poduszką ale w ostatniej chwili zrobił unik i zniknął za drzwiami.
- Blaise wracaj tutaj! - wrzasnęła - Masz szlaban na seks przez następny miesiąc!
Odpowiedział jej tylko głośny, pełen radości śmiech. Nie mogła się powstrzymać i również parsknęła śmiechem. Pokręciła głową z niedowierzaniem i mrucząc pod nosem o tym z jaką osobą mieszka udała się do garderoby żeby wybrać najbardziej seksownie ubrania jakie posiadała. Zemsta bywała słodka.
Po chwili zeszła na dół i zobaczyła Blaisea palącego papierosa. Cholerny Malfoy zaraził jej męża tym ochydnym zwyczajem, po którym śmierdziało w całym domu.
- Idę do sklepu chcesz coś? - zapytała niewinnie.
Czarnoskóry spojrzał na swoją żonę i zaniemówił. Wyglądała idealnie. Ułożyła włosy zaklęciem, tak że fale spływały jej za ramiona. Założyła sukienkę, którą mężczyzna lubił najbardziej. Miała głęboki dekold na plecach, sięgała to połowy ud i była w odcieniu królewskiej zieleni. Nie wybrała żadnego stanika więc sutki przebijały się przez materiał. Oczy podkreśliła brązowymi cieniami i wachlarzem długich, wytuszowanych rzęs a na ustach gościła soczysta czerwień. Do tego założyła beżowe klasyczne szpilki i torebkę w tym samym kolorze. Całość dopełniały diamenty na szyi, uszach i w pierścionku zaręczynowym.
Blaise z trudem wypuścił powietrze z płuc i poczuł kolejną falę podniecenia. Wiedział doskonale, że była to zemsta ale takiego haczyka nie mógł nie połknąć. Każdy mężczyzna by się poddał. Taka zemsta kobiet zawsze odnosiła skutek... A szczególnie takiej kobiety.
- Chcę żebyś nigdzie nie szła. Jeśli trzeba to wpierdolę komuś żeby móc Cię pieprzyć do upadłego. - odpowiedział były ślizgon błagalnym tonem.
- Pytałam czy chcesz coś ze sklepu, głuptasie. - odpowiedziała Astoria uroczo się uśmiechając. - Jeśli nie to będę za 2 godzinki.
To co działo się później totalnie ją zaskoczyło. Rzucił się na nią jak wyglodniały wilk. Pachnął ją na ścianę i bez zbędnej zwłoki zdjął jej koronkową bieliznę. Jego ręce pieściły jej ciało jednak nie były delikatne. Blaise całkowicie przejął inicjatywę. Całował ją, gdzie tylko mógł to robić stojąc. Zarzucił jej nogi na swoje biodra wyczyniając takie cuda w jej kobiecym miejscu jak nigdy wcześniej. Blondynce zabrakło tchu. Odchyliła głowę do tyłu i mocniej ścisnęła mężczyznę nogami. Wplotła mu palce we włosy i jęknęła z rozkoszy. Poczuła nieme pytanie w swoim umyśle ale nie musiała odpowiadać. Jej ciało mówiło za nią.
- Jedno z was może sobie usiąść. - powiedział mężczyzna w skórzanej kurtce.
Zakłopotani przyjaciele wyglądali jakby oferta do nich nie dotarła. Dalej tylko stali i patrzyli, czekając na to, co miało się wydarzyć.
- Dobrze, to może Pani w rudych włosach sobie usiądzie jako pierwsza.
- Ale czemu ja? - zapytała przestraszona Ginny.
- Nie wiem o co chodzi, proszę Pana ale ja mogę zacząć. - wtrącił Harry.
- Cudownie. - odpowiedział już dosyć sfrustrowany funkcjonariusz - Siadaj.
Harry usiadł a facet wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej jakąś fiolkę, samonotujące pióro, kilka kartek i wrócił z powrotem. Szybko rzucił jakieś niewerbalne zaklęcie. Gdy wybraniec odwrócił się zobaczył jak Weasley coś krzyczy. Przytrzymywał go jeden z mężczyzn ale tylko za ramię. Wyglądało to tak, jakby uspokajał rudzielca.
- Zaklęcie wyciszające? - zaczął Potter.
- Zgadza się. Ja siedzę przodem, Ty siedzisz tyłem. Mogą widzieć o co pytam ale nie zobaczą co Ty odpowiadasz.
- Sprytne. - Harry pominął fakt, że przeszli na "ty" - Chcesz sprawdzić, czy nasze wersje będą takie same.
- Lepiej dla Was, żeby były. Dobrze więc zaczynamy...
Przesłuchujący urwał w połowie i przymknął oczy. Ścisnął nos na wysokości oczodołów. Oparł mocno zgięty łokieć na blacie biórka i zdawał się być czymś mocno załamany. Wziął głęboki wdech i dało się usłyszeć ciche "Nie wierzę" a później jakieś zaklęcie mamrotane pod nosem. Przez magiczną barierę dźwiękową przedostał się donośny głos kolejnej osoby, przez co Harry aż podskoczył.
- Arthur, przyjacielu! - mówił mężczyzna z głupim wyrazem twarzy. - Doszły mnie słuchy, że znowu zajmujesz się moją robotą. To miło, że mnie wyręczasz ale moim ludziom rozkazuję ja i moich podejrzanych również przesluchuję ja.
Nieznajomy objął Harrego ramieniem, przez co poczuł się on wyjątkowo niezręcznie. Mężczyzna cały czas szeroko się uśmiechał i wydawał się nie dostrzegać zakłopotana Pottera. Młodzieniec przestał dziwić się funkcjonariuszowi, że tak łatwo zirytował się na widok tego człowieka. Wyglądał jak...
- Mardot, ty pajacu. - odparł Arthur - Nie przypominam sobie żebym zamawiał cyrk.
Pierwszy raz od kilkunastu minut wybraniec całkowicie zgodził się z z mężczyzną w skórzanej kurtce. Pajac był idealnym określeniem na Mardota. Harry postanowił zapamiętać sobie to nazwisko.
- To już stałem się czyimś podejrzanym? - zapytał prześmiewczo
- Wątpię, Panie Potter. Można być podejrzanym o coś a nie być czyimś podejrzanym. - odparł Arthur nawet na niego nie patrząc - Skoro nawet osoba, która ma więcej szczęścia jak rozumu, dostrzega pewne absurdy to myślę, że możesz już wyjść.
- Zawsze jesteś zbyt porywczy. Musisz czasem wyluzować. - powiedział Mardot, kładąc jakiś papier na biurku.
- Co to jest?
- Nakaz doprowadzenia zatrzymanych do ministerstwa w Anglii.
- Wystawiony przez ciebie a podpisany przez szefa twojego biura? Myślałem, że już bardziej zbłaźnić się nie możesz. - odpowiedział uśmiechając się - Jak dla mnie możesz to nawet zjeść a nie nabierze mocy sprawczej. Taki nakaz może wystawić szef departamentu aurorów a podpisać go musi szef departamentu przestrzegania prawa.
- Tak się składa, że pan Rellow to mój szef. - wtrąciła zadziornie Hermiona - i na pewno nie będzie zadowolony z tego, że ktoś go "wyręcza" w pracy.
Mardot gniewnie spojrzał spod zmrużonych oczu. Wyglądał jakby miał za chwilę zdemolować pokój przesłuchań. Poczerwieniał na twarzy i zacisnął pięści. Chwilę jego wzburzenia wykorzystał Arthur.
- Myślę, że Pan Erick Rellow chciałby wiedzieć, gdzie znajduje się jego pracownik. Mógłbyś być tak dobry, Terry?
- Wrócę z nakazem.
- Tylko wcześniej dobrze sprawdź papiery.
Terry Mardot wyszedł trzaskając drzwiami. Mężczyzna w skórzanej kurtce ponownie zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Nie mógł uwierzyć, że nawet w Rumunii był skazany na tego idiotę. Młody Malfoy miał rację, że nie szanował tego człowieka. Od takich należało się trzymać z daleka, bo zwiastowali oni same kłopoty.
- Dziękuję, Panno Granger. Nie wiedziałem, że się Pani dostała na stanowisko.
- Nie ma za co. Niestety troszkę wyprzedziłam fakty. Dostanę się tam za tydzień.
- Mhm...w takim razie lepiej żeby Erick Panią lubił.
- Dostałaś pracę? - wtrącił Ron
- Później porozmawiamy.
- Słuszna uwaga. - wtrącił Arthur - Lepiej skończmy to zanim Mardot wróci. Dobrze w takim razie po kolei powiecie mi, co się dziś wydarzyło do momentu zatrzymania was przeze mnie. Potter, ty pierwszy.
- Rano wstaliśmy, nigdzie nie wychodziliśmy. Rodzice Rona i wszyscy bracia poszli na rynek, my mieliśmy nadzieję, że dostaniemy list od Hermiony i...
- Jaki list? - wtrącił funkcjonariusz.
- A dlaczego Pan go pyta? - wtrąciła Ginny - Powie mi ktoś, co tu jest grane?!
- Jasne. Nazywam się Arthur Andariel i zatrzymałem was w sprawie kontaktu z obecną tutaj Hermioną Granger. Samą zainteresowaną zatrzymałem za złamanie zakazu teleportów międzynarodowych. Coś tak czuję, że tracę czas na to przedstawienie i chcę to jak najszybciej zakończyć. To jak będzie, dasz mi przesłuchać Twojego chłopaka?
- Skąd wiesz, że to mój chłopak?
- Jakiego znowu zakazu? - wtrąciła Hermiona
- To Pani nic nie wie?
- Nie.
- W związku z prawdopodobnym niebezpieczeństwem grożącym czarodziejom wprowadzono zakaz teleportacji pomiędzy państwami.
Hermiona wyglądała jakby poraził ją piorun. Właśnie dowiedziała się, że złamała prawo międzynarodowe a to znaczyło, że została słusznie zatrzymana. Prawdopodobnie resztę zgarnęli, bo przyszła do nich. W głowie miała tylko jedną myśl. Rellow ją zabije.
- To może ja złożę wyjaśnienia. - powiedziała słabym głosem kasztanowłosa.
Witajcie kochani :)
W tym rozdziale akcja całego opowiadania zaczęła wkraczać na właściwe tory. W głowie mam już ułożone jak wszystko połączyć i skrzyżować drogi Draco i Hermiony. Obstawiam, że pewnie już się domyślacie jak to się stanie ale mojej wersji nie mogę wam jeszcze zdradzić.
Historia Dracona nadal jest dla mnie ciężka. O wiele łatwiej pisze mi się o Zabinich i Hermionie. Do opowiadania oprócz Rellowa i Andariela planuję wprowadzić jeszcze kilkoro bohaterów. Mam nadzieję, że już niedługo przypadną Wam do gustu :)
Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją i bardzo ucieszyła mnie propozycja dołączenia do Magicznego Zbioru. Jest to blog mający na celu zwiększenie zasięgu blogów o magicznej tematyce. Jeśli wyświetlicie wersję na komputer znajdziecie go na liście polecanych.
Na wspomnianej liście znajduje się jeszcze jeden blog o tematyce Dramione "Drżenie serc". Historia mnie zaciekawiła i owszem czytałam już takie wersje tego parringu ale ta mnie wciągnęła. Jeżeli ktoś ma ochotę na coś mroczniejszego to serdecznie zapraszam i polecam. Niestety od jakiegoś czasu nie było tam nowego rozdziału ale nie są to lata więc mam nadzieję, że blog będzie kontynuowany.
Dajcie znać co myślicie o mojej historii oraz czy zainteresowaliście się poleconą przeze mnie listą. Postanowiłam, że jeśli znajdę coś ciekawego dam Wam na to namiary. Jeżeli chcecie, żebym poleciła Wam również skończone blogi, dajcie znać w komentarzach. Na blogspocie jest ogromna ilość świetnych historii ze świata J. K. Rowling
Pozdrawiam i ściskam Was mocno :*
Pani Black
- Już ja Ci pokażę starania.
Rzucił się na blondynkę ze śmiechem i przycisnął do łóżka ciężarem swojego ciała. Kobieta broniła się jednak robiła to bardziej szczęśliwymi piskami i krzykami niż siłą. Nie musiała pytać skąd wiedział o czym pomyślała. Nie chroniła się przed legilimencją. Blaise i tak usłyszałby wszystko, co tylko chciał. Nie potrafiła nic przed nim ukrywać i zwyczajnie nie miała takiej potrzeby. Po chwili poddała się mężowi wciąż się śmiejąc. Zaczął ponowną wędrówkę po jej szyi, schodząc coraz niżej. Zatrzymał się przy jej piersiach i spojrzał w jej błękitne oczy.
- Ale skoro nie chcesz to nie będę Cię zmuszał. - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Astoria zdębiała i przez chwilę patrzyła jak Blaise ucieka z sypialni łapiąc po drodze swoje spodnie.
- Ani mi się waż.
Chłopak nawet się nie odwrócił. Ciągle słyszała jego śmiech. Rzuciła w niego poduszką ale w ostatniej chwili zrobił unik i zniknął za drzwiami.
- Blaise wracaj tutaj! - wrzasnęła - Masz szlaban na seks przez następny miesiąc!
Odpowiedział jej tylko głośny, pełen radości śmiech. Nie mogła się powstrzymać i również parsknęła śmiechem. Pokręciła głową z niedowierzaniem i mrucząc pod nosem o tym z jaką osobą mieszka udała się do garderoby żeby wybrać najbardziej seksownie ubrania jakie posiadała. Zemsta bywała słodka.
Po chwili zeszła na dół i zobaczyła Blaisea palącego papierosa. Cholerny Malfoy zaraził jej męża tym ochydnym zwyczajem, po którym śmierdziało w całym domu.
- Idę do sklepu chcesz coś? - zapytała niewinnie.
Czarnoskóry spojrzał na swoją żonę i zaniemówił. Wyglądała idealnie. Ułożyła włosy zaklęciem, tak że fale spływały jej za ramiona. Założyła sukienkę, którą mężczyzna lubił najbardziej. Miała głęboki dekold na plecach, sięgała to połowy ud i była w odcieniu królewskiej zieleni. Nie wybrała żadnego stanika więc sutki przebijały się przez materiał. Oczy podkreśliła brązowymi cieniami i wachlarzem długich, wytuszowanych rzęs a na ustach gościła soczysta czerwień. Do tego założyła beżowe klasyczne szpilki i torebkę w tym samym kolorze. Całość dopełniały diamenty na szyi, uszach i w pierścionku zaręczynowym.
Blaise z trudem wypuścił powietrze z płuc i poczuł kolejną falę podniecenia. Wiedział doskonale, że była to zemsta ale takiego haczyka nie mógł nie połknąć. Każdy mężczyzna by się poddał. Taka zemsta kobiet zawsze odnosiła skutek... A szczególnie takiej kobiety.
- Chcę żebyś nigdzie nie szła. Jeśli trzeba to wpierdolę komuś żeby móc Cię pieprzyć do upadłego. - odpowiedział były ślizgon błagalnym tonem.
- Pytałam czy chcesz coś ze sklepu, głuptasie. - odpowiedziała Astoria uroczo się uśmiechając. - Jeśli nie to będę za 2 godzinki.
To co działo się później totalnie ją zaskoczyło. Rzucił się na nią jak wyglodniały wilk. Pachnął ją na ścianę i bez zbędnej zwłoki zdjął jej koronkową bieliznę. Jego ręce pieściły jej ciało jednak nie były delikatne. Blaise całkowicie przejął inicjatywę. Całował ją, gdzie tylko mógł to robić stojąc. Zarzucił jej nogi na swoje biodra wyczyniając takie cuda w jej kobiecym miejscu jak nigdy wcześniej. Blondynce zabrakło tchu. Odchyliła głowę do tyłu i mocniej ścisnęła mężczyznę nogami. Wplotła mu palce we włosy i jęknęła z rozkoszy. Poczuła nieme pytanie w swoim umyśle ale nie musiała odpowiadać. Jej ciało mówiło za nią.
***
Hermiona otrząsnęła się z pierwszego szoku. Po przybyciu do Rumunii szybko zorientowała się, że jej bagaż został w domu. Na początku zaczęła panikować a potem próbowała dostać się z powrotem do Anglii ale nie dało to żadnych efektów. Musiała chłodno ocenić sytuację. Nie ma nic oprócz różdżki i kartki z adresem w kieszeni. Była zbyt zdenerwowana by wrócić i teleportowała się nie do końca tam gdzie chciała. Znajdowała się dwie przecznice dalej niż zamierzała na szczęście wiedziała gdzie jest, bo przestudiowała okolicę na mapie w domu. W ogólnym rozrachunku jej sytuacja nie była taka zła. Ginny na pewno pożyczy jej niezbędne rzeczy, przecież miała zamiar zostać tu tylko na jeden dzień.
Po uspokojeniu skołatanych nerwów ruszyła do miejsca docelowego. Ulica Strada Sibiru nie była bardziej wyjątkowa - zwykłe bloki mieszkalne. Jednak w tej części Europy przez większość czasu nie padał deszcz ani nie unosiły się mgły, co stanowiło przyjemną odmianę. Słońce oświetlało jej twarz i tak już rozpromienioną. Radość na myśl o spotkaniu przyjaciół było widać z daleka. Jej oczy wyrażały czyste szczęście.
Tupiąc niskimi obcasami weszła po schodach przed drzwi ich mieszkania. Ręka drgała jej z przejęcia, gdy uniosła ją by zapukać. W duszy właśnie sobie wyobrażała jak zareaguje Ron kiedy ją zobaczy. Wzięła głęboki wdech i uderzyła kilkakrotnie o drzwi. Ze środka dało się słyszeć głośne "idę!" i za chwilę w przejściu ukazał się Harry. Patrzył na nią przez chwilę wytrzeszczając oczy a sekundę później rzucił się na nią i przytulał ją do siebie.
- Hej wszyscy, Miona przyjechała! - zawołał ciągle się do niej szczerząc.
- Miona?! Merlinie, Miona! - zapiszczała rudowłosa dziewczyna i rzuciła się na nich, co zachwiało i tak już niestabilną konstrukcją.
Kasztanowłosa spojrzała w głąb korytarza i zobaczyła tam stojącego Rona. Miał założone ręce i uśmiechał się. Widać było, jak bardzo ucieszyło go jej przybycie. Skinął jej głową, popatrzył na nich jeszcze chwilę a potem powiedział :
- Zostawcie ją, bo jej zaraz tlenu zabraknie.
Hermiona delikatnie się zaśmiała i odsunęła od przyjaciół nadal trzymając im dłonie na plecach. Chłopak dziewczyny podszedł i też ją przytulił jednak spokojniej niż pozostała dwójka. Pocałował ją we włosy, oparł policzek na czubku jej głowy i zamknął oczy. Była gryfonka sięgała mu do barku. Objęła go rękami w pasie i wdychała jego zapach. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniła.
- Cieszę się, że w końcu przyjechałaś, Miona.
- Ja też ale jestem tu, bo się martwiłam. Mogłeś odpowiedzieć chociaż raz na moje listy.
Rudowłosy mężczyzna odskoczył jak opatrzony. Patrzył się na nią zdezorientowany.
- Jakie listy?
- Moje listy - te, które do ciebie pisałam.
Hermiona była już lekko poirytowana. Wypisywała bardzo często a on nawet nie przeprosi.
- Nie wiem jak mój brat - wtrąciła Ginny - ale ja nie dostałam żadnych listów. I z tego co wiem to nikt inny również.
- Rzeczywiście bardzo śmieszne. To jest bardzo nieudany żart George!
- Hermiona to nie jest żart. - odezwał się Ron - Pisaliśmy do Ciebie wszyscy. Nie odzywałaś się. Od zmysłów już odchodziliśmy.
Nagle wszyscy odwrócili się w stronę schodów. Dochodził do nich coraz głośniejszy odgłos biegu. Na szóste piętro wpadło kilku mężczyzn jednakowo ubranych. Mieli na sobie granatowe bomberki i spodnie tego samego koloru. Byli zziajani i spoceni. Dyszeli głośno a kilkoro z nich opierało ręce na kolanach. Najniższy z nich wycelował palcem w złote trio oraz dziewczynę Harrego stojących na przeciwko nich.
- Tam jest! - krzyknął mężczyzna resztkami sił. - Nie ruszaj się. Jesteś zatrzymana.
- Co? - parsknął śmiechem wybraniec.
Szóstka ludzi wyglądała tak żałośnie, że Hermionie zrobiło się ich szkoda a całą resztę zwyczajnie rozśmieszyli. Harry patrzył się na nich z wyjątkowo rozbawioną miną, Weasleyowie się śmiali a panna Granger zwyczajnie próbowała zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. To nie była normalna sytuacja. Najpierw listy nie dochodziły do adresatów, później wpadła banda mężczyzn, którzy o mało co nie wypluli płuc a na koniec mówią jeszcze, że Ginny jest aresztowana.
- A możecie nam Panowie powiedzieć, co zrobiła Ginny, że jest aresztowana?
- Ale dlaczego ja?!
- Powiedzieli, że jesteś aresztowana.
- Ale nie, że ja. Może to ty.
Słysząc to Ron i Potter wybuchli śmiechem. Dwie dziewczyny kłócące się o to, kto zostanie zatrzymany to była conajmniej niecodzienna sytuacja.
- Was to bawi? - zapytał mężczyzna, który właśnie wszedł po schodach - Grozi wam proces o złamanie międzynarodowego prawa a wy się śmiejecie? Za takie żarty słono można zapłacić.
- Jakie znowu żarty. George ja się nie dam na to nabrać wyłaź! - krzyknęła Hermiona.
- Dobra koniec tego, zwijajcie ich. Mamy do pogadania.
Trwało to kilka sekund. W ich stronę poleciały zaklęcia obezwładniające i wszyscy wylądowali na ziemi. Do każdego z nich podszedł funkcjonariusz i teleportowali się w nieznane dla przyjaciół miejsce. Zostawili otwarte na oścież drzwi i sąsiadów przyglądających się całej sprawie.
Pojawili się w surowo urządzonym pomieszczeniu. Oprócz biurka, dwóch krzeseł i szafy w rogu nie było w nim nic. Podłogę i ściany pokrywały szare odcienie a okna nie zamontowano.
Byli gryfoni odzyskali panowanie nad sobą i nerwowo rozglądali się po pokoju. Nie rozumieli z tego nic. Cała sytuacja przestała ich bawić i najchętniej ulotniliby się stąd. Ron wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć ale nie zrobił niczego. Ich było czworo (w tym dwie kobiety) a przeciwników siedmiu.Po uspokojeniu skołatanych nerwów ruszyła do miejsca docelowego. Ulica Strada Sibiru nie była bardziej wyjątkowa - zwykłe bloki mieszkalne. Jednak w tej części Europy przez większość czasu nie padał deszcz ani nie unosiły się mgły, co stanowiło przyjemną odmianę. Słońce oświetlało jej twarz i tak już rozpromienioną. Radość na myśl o spotkaniu przyjaciół było widać z daleka. Jej oczy wyrażały czyste szczęście.
Tupiąc niskimi obcasami weszła po schodach przed drzwi ich mieszkania. Ręka drgała jej z przejęcia, gdy uniosła ją by zapukać. W duszy właśnie sobie wyobrażała jak zareaguje Ron kiedy ją zobaczy. Wzięła głęboki wdech i uderzyła kilkakrotnie o drzwi. Ze środka dało się słyszeć głośne "idę!" i za chwilę w przejściu ukazał się Harry. Patrzył na nią przez chwilę wytrzeszczając oczy a sekundę później rzucił się na nią i przytulał ją do siebie.
- Hej wszyscy, Miona przyjechała! - zawołał ciągle się do niej szczerząc.
- Miona?! Merlinie, Miona! - zapiszczała rudowłosa dziewczyna i rzuciła się na nich, co zachwiało i tak już niestabilną konstrukcją.
Kasztanowłosa spojrzała w głąb korytarza i zobaczyła tam stojącego Rona. Miał założone ręce i uśmiechał się. Widać było, jak bardzo ucieszyło go jej przybycie. Skinął jej głową, popatrzył na nich jeszcze chwilę a potem powiedział :
- Zostawcie ją, bo jej zaraz tlenu zabraknie.
Hermiona delikatnie się zaśmiała i odsunęła od przyjaciół nadal trzymając im dłonie na plecach. Chłopak dziewczyny podszedł i też ją przytulił jednak spokojniej niż pozostała dwójka. Pocałował ją we włosy, oparł policzek na czubku jej głowy i zamknął oczy. Była gryfonka sięgała mu do barku. Objęła go rękami w pasie i wdychała jego zapach. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniła.
- Cieszę się, że w końcu przyjechałaś, Miona.
- Ja też ale jestem tu, bo się martwiłam. Mogłeś odpowiedzieć chociaż raz na moje listy.
Rudowłosy mężczyzna odskoczył jak opatrzony. Patrzył się na nią zdezorientowany.
- Jakie listy?
- Moje listy - te, które do ciebie pisałam.
Hermiona była już lekko poirytowana. Wypisywała bardzo często a on nawet nie przeprosi.
- Nie wiem jak mój brat - wtrąciła Ginny - ale ja nie dostałam żadnych listów. I z tego co wiem to nikt inny również.
- Rzeczywiście bardzo śmieszne. To jest bardzo nieudany żart George!
- Hermiona to nie jest żart. - odezwał się Ron - Pisaliśmy do Ciebie wszyscy. Nie odzywałaś się. Od zmysłów już odchodziliśmy.
Nagle wszyscy odwrócili się w stronę schodów. Dochodził do nich coraz głośniejszy odgłos biegu. Na szóste piętro wpadło kilku mężczyzn jednakowo ubranych. Mieli na sobie granatowe bomberki i spodnie tego samego koloru. Byli zziajani i spoceni. Dyszeli głośno a kilkoro z nich opierało ręce na kolanach. Najniższy z nich wycelował palcem w złote trio oraz dziewczynę Harrego stojących na przeciwko nich.
- Tam jest! - krzyknął mężczyzna resztkami sił. - Nie ruszaj się. Jesteś zatrzymana.
- Co? - parsknął śmiechem wybraniec.
Szóstka ludzi wyglądała tak żałośnie, że Hermionie zrobiło się ich szkoda a całą resztę zwyczajnie rozśmieszyli. Harry patrzył się na nich z wyjątkowo rozbawioną miną, Weasleyowie się śmiali a panna Granger zwyczajnie próbowała zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. To nie była normalna sytuacja. Najpierw listy nie dochodziły do adresatów, później wpadła banda mężczyzn, którzy o mało co nie wypluli płuc a na koniec mówią jeszcze, że Ginny jest aresztowana.
- A możecie nam Panowie powiedzieć, co zrobiła Ginny, że jest aresztowana?
- Ale dlaczego ja?!
- Powiedzieli, że jesteś aresztowana.
- Ale nie, że ja. Może to ty.
Słysząc to Ron i Potter wybuchli śmiechem. Dwie dziewczyny kłócące się o to, kto zostanie zatrzymany to była conajmniej niecodzienna sytuacja.
- Was to bawi? - zapytał mężczyzna, który właśnie wszedł po schodach - Grozi wam proces o złamanie międzynarodowego prawa a wy się śmiejecie? Za takie żarty słono można zapłacić.
- Jakie znowu żarty. George ja się nie dam na to nabrać wyłaź! - krzyknęła Hermiona.
- Dobra koniec tego, zwijajcie ich. Mamy do pogadania.
Trwało to kilka sekund. W ich stronę poleciały zaklęcia obezwładniające i wszyscy wylądowali na ziemi. Do każdego z nich podszedł funkcjonariusz i teleportowali się w nieznane dla przyjaciół miejsce. Zostawili otwarte na oścież drzwi i sąsiadów przyglądających się całej sprawie.
Pojawili się w surowo urządzonym pomieszczeniu. Oprócz biurka, dwóch krzeseł i szafy w rogu nie było w nim nic. Podłogę i ściany pokrywały szare odcienie a okna nie zamontowano.
- Jedno z was może sobie usiąść. - powiedział mężczyzna w skórzanej kurtce.
Zakłopotani przyjaciele wyglądali jakby oferta do nich nie dotarła. Dalej tylko stali i patrzyli, czekając na to, co miało się wydarzyć.
- Dobrze, to może Pani w rudych włosach sobie usiądzie jako pierwsza.
- Ale czemu ja? - zapytała przestraszona Ginny.
- Nie wiem o co chodzi, proszę Pana ale ja mogę zacząć. - wtrącił Harry.
- Cudownie. - odpowiedział już dosyć sfrustrowany funkcjonariusz - Siadaj.
Harry usiadł a facet wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej jakąś fiolkę, samonotujące pióro, kilka kartek i wrócił z powrotem. Szybko rzucił jakieś niewerbalne zaklęcie. Gdy wybraniec odwrócił się zobaczył jak Weasley coś krzyczy. Przytrzymywał go jeden z mężczyzn ale tylko za ramię. Wyglądało to tak, jakby uspokajał rudzielca.
- Zaklęcie wyciszające? - zaczął Potter.
- Zgadza się. Ja siedzę przodem, Ty siedzisz tyłem. Mogą widzieć o co pytam ale nie zobaczą co Ty odpowiadasz.
- Sprytne. - Harry pominął fakt, że przeszli na "ty" - Chcesz sprawdzić, czy nasze wersje będą takie same.
- Lepiej dla Was, żeby były. Dobrze więc zaczynamy...
Przesłuchujący urwał w połowie i przymknął oczy. Ścisnął nos na wysokości oczodołów. Oparł mocno zgięty łokieć na blacie biórka i zdawał się być czymś mocno załamany. Wziął głęboki wdech i dało się usłyszeć ciche "Nie wierzę" a później jakieś zaklęcie mamrotane pod nosem. Przez magiczną barierę dźwiękową przedostał się donośny głos kolejnej osoby, przez co Harry aż podskoczył.
- Arthur, przyjacielu! - mówił mężczyzna z głupim wyrazem twarzy. - Doszły mnie słuchy, że znowu zajmujesz się moją robotą. To miło, że mnie wyręczasz ale moim ludziom rozkazuję ja i moich podejrzanych również przesluchuję ja.
Nieznajomy objął Harrego ramieniem, przez co poczuł się on wyjątkowo niezręcznie. Mężczyzna cały czas szeroko się uśmiechał i wydawał się nie dostrzegać zakłopotana Pottera. Młodzieniec przestał dziwić się funkcjonariuszowi, że tak łatwo zirytował się na widok tego człowieka. Wyglądał jak...
- Mardot, ty pajacu. - odparł Arthur - Nie przypominam sobie żebym zamawiał cyrk.
Pierwszy raz od kilkunastu minut wybraniec całkowicie zgodził się z z mężczyzną w skórzanej kurtce. Pajac był idealnym określeniem na Mardota. Harry postanowił zapamiętać sobie to nazwisko.
- To już stałem się czyimś podejrzanym? - zapytał prześmiewczo
- Wątpię, Panie Potter. Można być podejrzanym o coś a nie być czyimś podejrzanym. - odparł Arthur nawet na niego nie patrząc - Skoro nawet osoba, która ma więcej szczęścia jak rozumu, dostrzega pewne absurdy to myślę, że możesz już wyjść.
- Zawsze jesteś zbyt porywczy. Musisz czasem wyluzować. - powiedział Mardot, kładąc jakiś papier na biurku.
- Co to jest?
- Nakaz doprowadzenia zatrzymanych do ministerstwa w Anglii.
- Wystawiony przez ciebie a podpisany przez szefa twojego biura? Myślałem, że już bardziej zbłaźnić się nie możesz. - odpowiedział uśmiechając się - Jak dla mnie możesz to nawet zjeść a nie nabierze mocy sprawczej. Taki nakaz może wystawić szef departamentu aurorów a podpisać go musi szef departamentu przestrzegania prawa.
- Tak się składa, że pan Rellow to mój szef. - wtrąciła zadziornie Hermiona - i na pewno nie będzie zadowolony z tego, że ktoś go "wyręcza" w pracy.
Mardot gniewnie spojrzał spod zmrużonych oczu. Wyglądał jakby miał za chwilę zdemolować pokój przesłuchań. Poczerwieniał na twarzy i zacisnął pięści. Chwilę jego wzburzenia wykorzystał Arthur.
- Myślę, że Pan Erick Rellow chciałby wiedzieć, gdzie znajduje się jego pracownik. Mógłbyś być tak dobry, Terry?
- Wrócę z nakazem.
- Tylko wcześniej dobrze sprawdź papiery.
Terry Mardot wyszedł trzaskając drzwiami. Mężczyzna w skórzanej kurtce ponownie zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Nie mógł uwierzyć, że nawet w Rumunii był skazany na tego idiotę. Młody Malfoy miał rację, że nie szanował tego człowieka. Od takich należało się trzymać z daleka, bo zwiastowali oni same kłopoty.
- Dziękuję, Panno Granger. Nie wiedziałem, że się Pani dostała na stanowisko.
- Nie ma za co. Niestety troszkę wyprzedziłam fakty. Dostanę się tam za tydzień.
- Mhm...w takim razie lepiej żeby Erick Panią lubił.
- Dostałaś pracę? - wtrącił Ron
- Później porozmawiamy.
- Słuszna uwaga. - wtrącił Arthur - Lepiej skończmy to zanim Mardot wróci. Dobrze w takim razie po kolei powiecie mi, co się dziś wydarzyło do momentu zatrzymania was przeze mnie. Potter, ty pierwszy.
- Rano wstaliśmy, nigdzie nie wychodziliśmy. Rodzice Rona i wszyscy bracia poszli na rynek, my mieliśmy nadzieję, że dostaniemy list od Hermiony i...
- Jaki list? - wtrącił funkcjonariusz.
- A dlaczego Pan go pyta? - wtrąciła Ginny - Powie mi ktoś, co tu jest grane?!
- Jasne. Nazywam się Arthur Andariel i zatrzymałem was w sprawie kontaktu z obecną tutaj Hermioną Granger. Samą zainteresowaną zatrzymałem za złamanie zakazu teleportów międzynarodowych. Coś tak czuję, że tracę czas na to przedstawienie i chcę to jak najszybciej zakończyć. To jak będzie, dasz mi przesłuchać Twojego chłopaka?
- Skąd wiesz, że to mój chłopak?
- Jakiego znowu zakazu? - wtrąciła Hermiona
- To Pani nic nie wie?
- Nie.
- W związku z prawdopodobnym niebezpieczeństwem grożącym czarodziejom wprowadzono zakaz teleportacji pomiędzy państwami.
Hermiona wyglądała jakby poraził ją piorun. Właśnie dowiedziała się, że złamała prawo międzynarodowe a to znaczyło, że została słusznie zatrzymana. Prawdopodobnie resztę zgarnęli, bo przyszła do nich. W głowie miała tylko jedną myśl. Rellow ją zabije.
- To może ja złożę wyjaśnienia. - powiedziała słabym głosem kasztanowłosa.
***
Draco od godziny czekał na Mardota. W trakcie przesłuchania przyszedł do niego jeden z aurorów i poprosił go do siebie. Terry wyszedł i zostawił go samego. Twierdził, że zaraz wróci. Jeśli kilkadziesiąt minut oznaczało u niego "zaraz", to Malfoy nie chciał wiedzieć ile czasu zajmowało mu "później".
Od pewnego momentu blondyn przyglądał się leżącym dokumentom. Bardzo kusiło go, żeby zobaczyć co tam się znajduje. Toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Chętnie podziałałby na szkodę znienawidzonego człowieka jednak głos rozsądku skutecznie go hamował. Ostatecznie nic by mu to nie dało a gdyby ktoś zobaczył go na szperaniu w rzeczach Mardota mógłby mieć problemy. Tylko jakie problemy mógł mieć śmierciożerca skazany na śmierć? Drugi raz go przecież nie zabiją.
Głównym powodem, który skutecznie powstrzymywał Draco był los jego matki. Jeśli jemu powinęłaby się noga Narcyza będzie umierać sama.
"A jeśli znajdę na niego jakiś haczyk i dzięki temu zapewnię jej bezpieczeństwo i skuteczne leczenie?" - odezwał się prowokujący głosik w jego głowie.
"Jeśli znajdę na niego haczyk i Mardot będzie o tym wiedział zabije mnie i moją matkę żeby nie było dowodów."
"Powiem Blaisowi. Gdy pajac się zorientuje będzie już za późno. Informacja będzie znana odpowiednim osobom. Nic jej nie zrobi."
"A co ze mną?"
"Ja i tak umrę."
"A jak ktoś mnie nakryje i nic nie będę z tego miał?"
"Gorzej nie będzie."
Draco szybko zgarnął dokumenty aurora. Zobaczył notatkę z jego przesłuchania, kilka pytań, które miał mu jeszcze zadać, życiorysy osób, które go interesowały, a z którymi ślizgon miał kiedyś kontakt i puste kartki...jednym słowem nudy. Zostawił papiery i zabrał się za notes. Nic nie przykuwało jego uwagi ale i tak starał się zapamiętać daty umówionych spotkań i wybrane nazwiska pojawiające się w kalendarzu. Przerzucał kartki szybko, mając wrażenie, że zaraz ktoś wejdzie do pokoju przesłuchań. Nagle natrafił na coś ciekawego.
"Dziedzictwo kulturowe.
Czwartek 14:30"
Draco doskonale pamiętał dzień, w którym Mardot i mężczyzna w skórzanej kurtce i czerwono-czarnych adidasach pytali go o ten departament. To musiała być bardzo ważna sprawa. Obcy facet strasznie się denerwował i wypuścili go wcześniej z przesłuchania, chociaż veritaserum dalej działało.
Arystokrata uznał, że już wystarczy i ułożył dziennik i dokumenty jakby nigdy ich nie dotykał. Modlił się w duchu żeby pajac nie pytał go o nie. Blondyn wciąż był pod wpływem eliksiru i musiałby odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Nie był pewny czy postąpił słusznie ale coś mu mówiło, że jeśli jest jakaś szansa na pomoc mamie to jest ściśle związana ze wspomnianym departamentem.
Były ślizgon miał ochotę podskoczyć na dźwięk otwieranych drzwi. Serce waliło mu jak oszalałe jednak resztą silnej woli zachował spokój. Spojrzał cynicznie na siadającego na przeciw niego aurora.
- Nie spieszyło ci się. - rzucił kąśliwą uwagę.
- Co robiłeś jak mnie nie było?
Tym razem serce podeszło mu do gardła. Nie mógł skłamać i musiał odpowiedzieć pewnie i szybko.
- Cały czas siedziałem na tym krześle. - odparł, mając nadzieję, że to wystarczy.
- To dobrze.
Mardot zdawał się być zadowolony z jego odpowiedzi. Od razu przeszedł do ponownego zadawania pytań. Miał jeszcze trochę ponad pół godziny i zamierzał je skutecznie wykorzystać. Nie podejrzewał niczego. Malfoy nie mógł się nadziwić jak wielkie szczęście mu się dziś trafiło. Chociaż w głowie ciągle skrywał tysiące obaw, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu czuł, że może mieć na coś realny wpływ oraz że jego reszta życia nie będzie bezcelowa. Jednocześnie nie wierzył jak łatwo jego przesłuchujący odpuścił. Na jego miejscu spytałby wprost, co przeczytał. Wiedział, że musi się bardzo pilnować. Mardot był idiotą ale mógł coś podejrzewać. W jego sytuacji nie było drugiej szansy. Jeśli dałby się złapać, założyłby matce pętle na szyję.
Gdy skończyło się działanie eliksiru wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak zawsze...prawie. Kiedy Terry kolejny raz próbował nawiązać z nim kontakt ślizgon odpowiedział mu bardzo konkretnie.
- Wiesz co, Mardot?
- Co takiego? - zapytał zaciekawiony auror.
- Jesteś idiotą.
Blondyn wyszedł i trzasnął drzwiami zostawiając mężczyznę samego. Musiał szybko skontaktować się z Blaisem. Tego dnia był poniedziałek a coś w kalendarzu tego pajaca było zapisane na czwartek. Miał niewiele czasu, żeby ustalić o co chodzi i musiał kuć żelazo póki gorące. Pozostawała jedna nierozwiązana kwestia. Nie wiedział jak miał to zrobić nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Był obserwowany i każda osoba, która utrzymywała z nim kontakt mogła mieć kłopoty, więc odciął się od wszystkich. Jeśli nagle skontaktuje się z przyjacielem aurorzy na pewno to sprawdzą.
Zastanawiając się nad rozwiązaniem problemu przedostał się do domu za pomocą sieci Fiuu. Przywitał się z matką i usiadł przy niej na kanapie. W kominku palił się ogień i słychać było przyjemny trzask drewna. Pomieszczenie wypełniał ciepły blask płomieni. Meble miały kolor hebanu a ściany zostały pomalowane na ciemnozielony kolor. Na półkach stała pokaźna kolekcja książek. Do czytania można było skorzystać z kanapy i foteli. Znajdował się przy nich mały stolik. Narcyza i Draco woleli przebywać w niewielkim pokoju dla gości niż w salonie. Drugie pomieszczenie było surowo urządzone i puste. W tak ogromnym miejscu odczuwało się pustkę i dyskomfort. Tam gdzie znajdowali się teraz panowała ciepła atmosfera. Oboje lubili czytać lub patrzyć się na płonące drewno w kominku siedząc tu razem. W takich momentach Draco potrafił zapomnieć o tych wszystkich problemach i troskach. Niestety dziś musiał zburzyć tą sielankę.
- Mamo, mogę zadać Ci pytanie? - zaczął niepewnie.
- Oczywiście, Draco.
- Coś łączy naszą rodzinę z departamentem dziedzictwa narodowego czarodziejów?
- Nie kojarzę nic takiego. Dlaczego pytasz? - odpowiedziała zaskoczona.
- Na przesłuchaniu, z którego wróciłem wcześniej Mardot pytał mnie o to.
- Dziwne.
- Wiem.
Narcyza miała zaciętą minę. Doskonale pamiętała metody przesłuchań Mardota. Najchętniej sprawiłaby, żeby spłonął w piekle. Nic dla niego nie znaczyły składane obietnice i piękne słowa. Ten człowiek zawsze miał swój cel i realizował go bez względu na cenę. Przypominał jej w tym Voldemorta. Niby walczył dla jasnej strony ale metodami tej ciemnej.
- Musisz na niego uważać. Jeśli pyta cię o coś dziwnego to nie bez powodu. - spojrzała na syna - Bądź ostrożny Draco.
- Będę. Nie dam nas więcej skrzywdzić.
Poszedł do swojego pokoju. Cały czas zastanawiał się, co ma zrobić. Jutro musiał zawiadomić kogoś - najlepiej Blaisea...tylko jak?
Były ślizgon miał ochotę podskoczyć na dźwięk otwieranych drzwi. Serce waliło mu jak oszalałe jednak resztą silnej woli zachował spokój. Spojrzał cynicznie na siadającego na przeciw niego aurora.
- Nie spieszyło ci się. - rzucił kąśliwą uwagę.
- Co robiłeś jak mnie nie było?
Tym razem serce podeszło mu do gardła. Nie mógł skłamać i musiał odpowiedzieć pewnie i szybko.
- Cały czas siedziałem na tym krześle. - odparł, mając nadzieję, że to wystarczy.
- To dobrze.
Mardot zdawał się być zadowolony z jego odpowiedzi. Od razu przeszedł do ponownego zadawania pytań. Miał jeszcze trochę ponad pół godziny i zamierzał je skutecznie wykorzystać. Nie podejrzewał niczego. Malfoy nie mógł się nadziwić jak wielkie szczęście mu się dziś trafiło. Chociaż w głowie ciągle skrywał tysiące obaw, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu czuł, że może mieć na coś realny wpływ oraz że jego reszta życia nie będzie bezcelowa. Jednocześnie nie wierzył jak łatwo jego przesłuchujący odpuścił. Na jego miejscu spytałby wprost, co przeczytał. Wiedział, że musi się bardzo pilnować. Mardot był idiotą ale mógł coś podejrzewać. W jego sytuacji nie było drugiej szansy. Jeśli dałby się złapać, założyłby matce pętle na szyję.
Gdy skończyło się działanie eliksiru wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak zawsze...prawie. Kiedy Terry kolejny raz próbował nawiązać z nim kontakt ślizgon odpowiedział mu bardzo konkretnie.
- Wiesz co, Mardot?
- Co takiego? - zapytał zaciekawiony auror.
- Jesteś idiotą.
Blondyn wyszedł i trzasnął drzwiami zostawiając mężczyznę samego. Musiał szybko skontaktować się z Blaisem. Tego dnia był poniedziałek a coś w kalendarzu tego pajaca było zapisane na czwartek. Miał niewiele czasu, żeby ustalić o co chodzi i musiał kuć żelazo póki gorące. Pozostawała jedna nierozwiązana kwestia. Nie wiedział jak miał to zrobić nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Był obserwowany i każda osoba, która utrzymywała z nim kontakt mogła mieć kłopoty, więc odciął się od wszystkich. Jeśli nagle skontaktuje się z przyjacielem aurorzy na pewno to sprawdzą.
Zastanawiając się nad rozwiązaniem problemu przedostał się do domu za pomocą sieci Fiuu. Przywitał się z matką i usiadł przy niej na kanapie. W kominku palił się ogień i słychać było przyjemny trzask drewna. Pomieszczenie wypełniał ciepły blask płomieni. Meble miały kolor hebanu a ściany zostały pomalowane na ciemnozielony kolor. Na półkach stała pokaźna kolekcja książek. Do czytania można było skorzystać z kanapy i foteli. Znajdował się przy nich mały stolik. Narcyza i Draco woleli przebywać w niewielkim pokoju dla gości niż w salonie. Drugie pomieszczenie było surowo urządzone i puste. W tak ogromnym miejscu odczuwało się pustkę i dyskomfort. Tam gdzie znajdowali się teraz panowała ciepła atmosfera. Oboje lubili czytać lub patrzyć się na płonące drewno w kominku siedząc tu razem. W takich momentach Draco potrafił zapomnieć o tych wszystkich problemach i troskach. Niestety dziś musiał zburzyć tą sielankę.
- Mamo, mogę zadać Ci pytanie? - zaczął niepewnie.
- Oczywiście, Draco.
- Coś łączy naszą rodzinę z departamentem dziedzictwa narodowego czarodziejów?
- Nie kojarzę nic takiego. Dlaczego pytasz? - odpowiedziała zaskoczona.
- Na przesłuchaniu, z którego wróciłem wcześniej Mardot pytał mnie o to.
- Dziwne.
- Wiem.
Narcyza miała zaciętą minę. Doskonale pamiętała metody przesłuchań Mardota. Najchętniej sprawiłaby, żeby spłonął w piekle. Nic dla niego nie znaczyły składane obietnice i piękne słowa. Ten człowiek zawsze miał swój cel i realizował go bez względu na cenę. Przypominał jej w tym Voldemorta. Niby walczył dla jasnej strony ale metodami tej ciemnej.
- Musisz na niego uważać. Jeśli pyta cię o coś dziwnego to nie bez powodu. - spojrzała na syna - Bądź ostrożny Draco.
- Będę. Nie dam nas więcej skrzywdzić.
Poszedł do swojego pokoju. Cały czas zastanawiał się, co ma zrobić. Jutro musiał zawiadomić kogoś - najlepiej Blaisea...tylko jak?
***
Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nie czytała Proroka i nie wiedziała, że teportując się do Rumunii popełnia poważne przestępstwo. Przyznała się do wszystkiego i opowiedziała jak wyglądał jej dzień od początku aż do momentu schwytania przez funkcjonariuszy. Miała nadzieję, że nie poniesie zbyt surowych konsekwencji. W ogólnym rozrachunku nic się nie stało ale prawo to prawo i bała się jak to wszystko się zakończy.
Arthur Andariel (tak przedstawił się mężczyzna w skórzanej kurtce) przepytywał każdego po kolei. Ponownie rzucił zaklęcie wyciszające a osoba, która już skończyła wychodziła z pokoju. Nie mogli przekazać sobie niczego.
Podczas przesłuchania Ginny do pokoju wszedł zawiadomiony przez Mardota Erick Rellow. Zaczekał aż kobieta skończy zeznania i przywitał się z funkcjonariuszem. Do pomieszczenia ponownie zaproszono Hermionę. Kiedy zobaczyła swojego przyszłego szefa oblała się rumieńcem. Było jej wstyd, że zachowała się tak lekkomyślnie. Erick wyglądał na mocno rozbawionego, co zaskoczyło winną całego zamieszania.
- Dzień dobry, Pani Granger. - przywitał się Rellow z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry, Panie Rellow.
- Od Pana Arthura usłyszałem już Twoją wersję. Czy jest coś jeszcze, co chciałabyś dodać?
W głowie Hermiony od razu pojawiła się myśl o jastrzębiu. Z jakiegoś powodu nie wydało jej się słusznym mówić o tym Andarielowi.
- Nie, panie Rellow.
- W porządku.
- Sprawy wyglądają tak. - wtrącił się drugi mężczyzna. - Złamała Pani prawo i jakimś cudem wie o tym Mardot. To kompletny idiota ale kiedy chce potrafi narobić komuś problemów. Przyznam szczerze, że moim zdaniem są państwo zamieszani w jakąś większą aferę ale nie z waszej winy. Możliwe, że grozi wam niebezpieczeństwo.
- Jakie niebezpieczeństwo? - zapytała zaskoczona Hermiona.
- Tego niestety jeszcze nie wiemy - odpowiedział jej przyszły szef - ale niech Pani sama o tym pomyśli. Wasze listy nie docierały. Ani Pani listy do nich ani ich do Pani. Kiedy zostajecie aresztowani, bo nie czytała Pani Proroka - tutaj Rellow znowu się uśmiechnął. - natychmiast dowiadują się o tym aurorzy z Anglii. Mardot zjawia się z nakazem sprowadzenia Państwa do Ministerstwa Magii i to nakazem wystawionym na lewo. Dziwne, prawda?
- Ktoś chce nas odciąć od kontaktu ze sobą?
- Takie mamy podejrzenia.
- I co teraz?
- Nic. - odezwał się Erick. - Wracacie do Anglii i jesteście pod obserwacją naszych najbardziej zaufanych ludzi i naszą. Bardzo dobrze się składa, że pracuje Pani ze mną. Będę miał na Panią oko. - Rellow mrugnał do niej porozumiewawczo.
- Oficjalna wersja jest taka, że wracacie, bo nie ufamy Wam do końca. - wtrącił Andariel. - Reszta rodziny Weasleyów zostaje do końca planowanego pobytu i po całej biurokracji dostaną pozwolenie na teleportowanie się ze służbami Rumuńskiego Ministerstwa jako eskorty. Co jakiś czas będziecie kontrolowani oficjalnie w związku z tym złamaniem prawa.
Hermiona nie wierzyła w to co widzi. Arthur Andariel był rozbawiony. Ktoś złamał prawo i obawiali się jakiegoś niebezpieczeństwa a on się świetnie bawił. Ten człowiek był dla niej pasmem zagadek a ona bardzo chciała je odgadnąć.
- Oczywiście musisz ponieść karę. - mówił z coraz większym uśmiechem - Zapłacisz za akcję służb rumuńskich co wynosi 2 galeony i to wszystko.
Tym razem nawet Hermiona się zaśmiała. Zdyszanych i ledwo trzymających się na nogach funkcjonariuszy ciężko było nazwać służbami. Dwa galeony stanowiły bardzo wygórowaną cenę.
*"Hobbit, czyli tam i z powrotem" Arthur Andariel (tak przedstawił się mężczyzna w skórzanej kurtce) przepytywał każdego po kolei. Ponownie rzucił zaklęcie wyciszające a osoba, która już skończyła wychodziła z pokoju. Nie mogli przekazać sobie niczego.
Podczas przesłuchania Ginny do pokoju wszedł zawiadomiony przez Mardota Erick Rellow. Zaczekał aż kobieta skończy zeznania i przywitał się z funkcjonariuszem. Do pomieszczenia ponownie zaproszono Hermionę. Kiedy zobaczyła swojego przyszłego szefa oblała się rumieńcem. Było jej wstyd, że zachowała się tak lekkomyślnie. Erick wyglądał na mocno rozbawionego, co zaskoczyło winną całego zamieszania.
- Dzień dobry, Pani Granger. - przywitał się Rellow z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry, Panie Rellow.
- Od Pana Arthura usłyszałem już Twoją wersję. Czy jest coś jeszcze, co chciałabyś dodać?
W głowie Hermiony od razu pojawiła się myśl o jastrzębiu. Z jakiegoś powodu nie wydało jej się słusznym mówić o tym Andarielowi.
- Nie, panie Rellow.
- W porządku.
- Sprawy wyglądają tak. - wtrącił się drugi mężczyzna. - Złamała Pani prawo i jakimś cudem wie o tym Mardot. To kompletny idiota ale kiedy chce potrafi narobić komuś problemów. Przyznam szczerze, że moim zdaniem są państwo zamieszani w jakąś większą aferę ale nie z waszej winy. Możliwe, że grozi wam niebezpieczeństwo.
- Jakie niebezpieczeństwo? - zapytała zaskoczona Hermiona.
- Tego niestety jeszcze nie wiemy - odpowiedział jej przyszły szef - ale niech Pani sama o tym pomyśli. Wasze listy nie docierały. Ani Pani listy do nich ani ich do Pani. Kiedy zostajecie aresztowani, bo nie czytała Pani Proroka - tutaj Rellow znowu się uśmiechnął. - natychmiast dowiadują się o tym aurorzy z Anglii. Mardot zjawia się z nakazem sprowadzenia Państwa do Ministerstwa Magii i to nakazem wystawionym na lewo. Dziwne, prawda?
- Ktoś chce nas odciąć od kontaktu ze sobą?
- Takie mamy podejrzenia.
- I co teraz?
- Nic. - odezwał się Erick. - Wracacie do Anglii i jesteście pod obserwacją naszych najbardziej zaufanych ludzi i naszą. Bardzo dobrze się składa, że pracuje Pani ze mną. Będę miał na Panią oko. - Rellow mrugnał do niej porozumiewawczo.
- Oficjalna wersja jest taka, że wracacie, bo nie ufamy Wam do końca. - wtrącił Andariel. - Reszta rodziny Weasleyów zostaje do końca planowanego pobytu i po całej biurokracji dostaną pozwolenie na teleportowanie się ze służbami Rumuńskiego Ministerstwa jako eskorty. Co jakiś czas będziecie kontrolowani oficjalnie w związku z tym złamaniem prawa.
Hermiona nie wierzyła w to co widzi. Arthur Andariel był rozbawiony. Ktoś złamał prawo i obawiali się jakiegoś niebezpieczeństwa a on się świetnie bawił. Ten człowiek był dla niej pasmem zagadek a ona bardzo chciała je odgadnąć.
- Oczywiście musisz ponieść karę. - mówił z coraz większym uśmiechem - Zapłacisz za akcję służb rumuńskich co wynosi 2 galeony i to wszystko.
Tym razem nawet Hermiona się zaśmiała. Zdyszanych i ledwo trzymających się na nogach funkcjonariuszy ciężko było nazwać służbami. Dwa galeony stanowiły bardzo wygórowaną cenę.
W tym rozdziale akcja całego opowiadania zaczęła wkraczać na właściwe tory. W głowie mam już ułożone jak wszystko połączyć i skrzyżować drogi Draco i Hermiony. Obstawiam, że pewnie już się domyślacie jak to się stanie ale mojej wersji nie mogę wam jeszcze zdradzić.
Historia Dracona nadal jest dla mnie ciężka. O wiele łatwiej pisze mi się o Zabinich i Hermionie. Do opowiadania oprócz Rellowa i Andariela planuję wprowadzić jeszcze kilkoro bohaterów. Mam nadzieję, że już niedługo przypadną Wam do gustu :)
Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją i bardzo ucieszyła mnie propozycja dołączenia do Magicznego Zbioru. Jest to blog mający na celu zwiększenie zasięgu blogów o magicznej tematyce. Jeśli wyświetlicie wersję na komputer znajdziecie go na liście polecanych.
Na wspomnianej liście znajduje się jeszcze jeden blog o tematyce Dramione "Drżenie serc". Historia mnie zaciekawiła i owszem czytałam już takie wersje tego parringu ale ta mnie wciągnęła. Jeżeli ktoś ma ochotę na coś mroczniejszego to serdecznie zapraszam i polecam. Niestety od jakiegoś czasu nie było tam nowego rozdziału ale nie są to lata więc mam nadzieję, że blog będzie kontynuowany.
Dajcie znać co myślicie o mojej historii oraz czy zainteresowaliście się poleconą przeze mnie listą. Postanowiłam, że jeśli znajdę coś ciekawego dam Wam na to namiary. Jeżeli chcecie, żebym poleciła Wam również skończone blogi, dajcie znać w komentarzach. Na blogspocie jest ogromna ilość świetnych historii ze świata J. K. Rowling
Pozdrawiam i ściskam Was mocno :*
Pani Black
Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za zgłoszenie się do mojego spisu. Reklama opowiadania trafiła już do odpowiednich zakładek. :)
Kategoria: FanFiction / Harry Potter / Czasy Trójcy
Od dziś możesz korzystać z pełnej oferty Katalogowo. Jej szczegóły i kilka wskazówek znajdziesz w zakładce „Oferta spisu”.
W razie problemów możesz śmiało pisać do mnie na maila (villemoria@gmail.com), z wielką radością rozwieję wszelkie wątpliwości i pomogę w korzystaniu z dostępnych opcji.
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny
Ayame
Katalogowo
PS. Wybacz, jeśli uznasz to za zbędny spam. Nie znalazłam odpowiedniej zakładki, a zawsze powiadamiam o przyjęciu opowiadania do spisu.
Cześć!
OdpowiedzUsuńPrzyszłam tu wczoraj i stwierdziłam, że zostanę. :)
Historia zapowiada się ciekawie. Podoba mi się nowa posada Hermiony, raczej nie spotkałam nigdzie, by współpracowała z Astorią. Ten jastrząb też był ciekawym wątkiem. Zastanawia mnie, od kogo go dostała i co symbolizuje, bo (jak wiadomo) takie prezenty niosą ze sobą ukryte przesłania. Jeśli mam być szczera, brakuje mi trochę prawdziwości u Twoich bohaterów. Nie wierzę, żeby Hermiona nie mogła się teleportować, bo nie oczyściła umysłu. Przecież w gorszych sytuacjach (mam np. na myśli walkę z Nagini w Dolinie Godryka) robiła to bez problemu. Tak samo trochę gryzie mi się fakt, że przeklina i wyzywa Astorię - serio, przeklinająca Hermiona? :)
Co się tyczy Malfoya, potrafię uwierzyć, że przejmuje się matką do tego stopnia, by zeznawać, ale pamiętaj, że Malfoy rzadko pozwalał sobie na pokazywanie emocji. A szczególnie przy nieznajomych. Nie chce mi się wierzyć więc w te nagłe wybuchy złości i plucie. Choć w obecnej sytuacji z pewnością byłyby uzasadnione. Podoba mi się z kolei wątek tego departamentu dziedzictwa - cokolwiek to jest. Czekam na jego rozwinięcie.
Cóż, chyba tyle chciałam powiedzieć. Do następnego!
Chciałabym też (jak już jestem przy głosie, to wykorzystam sytuację XD) zaprosić do mnie na www.melodie-duszy.blogspot.com. Też mam parę historii dramione i parę też innych. Może Ci się coś spodoba? :)
Pozdrawiam!
Witaj :)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz i konstruktywną krytykę :) Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań i jak pisałaś zostaniesz tu na dłużej.
Hmm... Co do pokazywania emocji u Malfoya to mam troszkę inne zdanie. W końcu zwierzył się Dumbledorowi w szóstej części a w trzeciej panikował, bo hipogryf zadrapał mu ramię. Uważam, że zdarzały mu się wybuchy chociaż to prawda - ogólnie panował nad emocjami. Plucie na człowieka, który skrzywdził Ci matkę w moim odczuciu nie jest przesadą. Oprócz jednego incydentu z tego rozdziału oraz tego wspomnianego wcześniej Draco trzyma fason. Nasz bohater zeznaje, bo w jego sytuacji było to najlepsze wyjście. Wątek Narcyzy planuję rozwinąć ale jeszcze nie teraz.
Sprawa Hermiony jest bardziej złożona. W Ministerstwie czuła się jakby weszła do gniazda węży a kiedy wejdziesz między wrony... Hermiona po wojnie jest ulepiona z twardszej gliny (przynajmniej z wierzchu) i myślę, że w swoim czasie zrozumiesz tą zmianę ale przystopuję z tym. Masz rację i nie chce z niej zrobić wojowniczej damy ;)
Wątki z departamentem dziedzictwa kulturowego i z jastrzębiem są w tym opowiadaniu bardzo ważne i będą rozwijane. Masz rację takie prezenty zawsze coś ze sobą niosą ;)
Zajrzę do Ciebie z miłą chęcią i myślę, że znajdę coś dla siebie. Reklamę umieszczaj proszę na stronie spam. Sprawdzam ją i odwiedzam pozostawione tam blogi :)
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz dziękuję za uwagi. Były bardzo przydatne :*
Cóż, jeżeli spojrzeć na Malfoya przez pryzmat tego, co mówisz, to możesz mieć rację i jest on czasami faktycznie... dość emocjonalny. Wydaję mi się jednak, że im stawał się doroślejszy, tym coraz mocniej panował nad sobą. Wybuchał w nielicznych momentach, w których nie potrafił poradzić sobie z rzeczywistością. W innym przypadku był raczej małomówny, skryty i cóż, przerażony. Bo, co jak co, nie oszukujmy się, ale Malfoy był raczej tchórzem. :P
UsuńHermiona jakoś mi się dalej nie widzi taka waleczna i wyzywająca innych. Sama nigdy nie chciała być przezywana, nie chciała być "szlamą", więc na pewno nie nazwałaby innego człowieka... Niestety, zapomniałam, jak Hermiona przezwała Astorię. Ale myślę, że rozumiesz, co mam na myśli. :)
I będę czekać na kolejny rozdział, bo - jak wspomniałam - zamierzam tu zostać. Jeszcze będziesz miała mnie dość. :P Swoją drogą, cieszę się, że moje słowa Ci się przydały. A strony spamu, wybacz, nie zauważyłam, mea culpa.
Pozdrawiam!