sobota, 21 grudnia 2019

Rozdział 5 "Lepiej z mądrym zgubić..."

"Czasy się zmieniają, 
lecz potrzeba istnienia wroga jest niezmienna, 
taka już natura człowieka."** 




     Przesłuchanie pracowników biura aurorów nie należało do najłatwiejszych. Udało jej się ustalić, że nikt tu nie łamie prawa a o lewym nakazie nic nikomu nie wiadomo. Nie było punktu zaczepienia. Kobieta nie miała do czynienia z młodymi głupkami, którzy boją się kary. Rozmawiała z dorosłymi mężczyznami zahartowanymi codzienną przemocą. Sama przez to przeszła ale nie mogła nic zrobić. Gdyby złożyła zeznania Blaise odpowiedziałby za pobicie. To była cicha, niepisana umowa między małżeństwem a aurorami: milczenie za milczenie.
    Po kolejnej nic nie wnoszącej rozmowie przyszedł czas na rozmowę z Andrew. Astoria znała jego plan pracy tego dnia. Miał odprowadzić Draco tak żeby nikt z Ministerstwa nie zauważył, że biuro aurorów może mieć jakieś problemy.
    - Witam, Pani Zabini.
    - Witam, Panie Dunlow.
    - Mam nadzieję, że moi koledzy nie sprawiali żadnych kłopotów.
    - Darujmy sobie. - warknęła Astoria. - Oboje dobrze wiemy co się tu dzieje, gdy nie ma kontroli.
    Wysoki mężczyzna nie skomentował jej wypowiedzi. Kobieta bardzo zwięźle wyjaśniła mu wszystko. Oczywiście nie, żeby się nie domyślał jak jej poszło. Domyślał się i to bardzo trafnie sądząc po jej sfrustrowaniu. Wiedział również, że Astoria pozwoliła sobie na szczerość tylko dlatego, że był przyjacielem jej męża. Mimo wszystko nie utrzymywał bliższych stosunków z jego żoną i nie chodziło tu o zazdrość Blaisea. Gdyby pozwolił sobie na skrócenie ich dystansu mógłby zrobić coś głupiego a w jego sytuacji na błędy nie mógł sobie pozwolić.
    Czasami nawet prawie im współczuł. Małżeństwo dzieci śmierciożerców miało bardzo trudną sytuację. Z jednej strony wciąż jeszcze grozili im niezłapani poplecznicy Czarnego Pana, którzy uważali ich za zdrajców a z drugiej wszyscy stojący po tak zwanej jasnej stronie jawnie chcieli ich zniszczyć. Jedni albo drudzy w końcu się o nich skutecznie upomną a on będzie musiał wtedy zdecydować z kim tak naprawdę się zadaje.
    On w tej relacji również wcale nie miał lekko ale co mógł zrobić. Świadomość, że w końcu będzie musiał wybrać deptała mu po piętach a na karku czuł zimny oddech grożącej mu śmierci. Nie miał żadnych wątpliwości, że los tej dwójki w niedalekiej przyszłości będzie zależał od niego. To jego decyzja wpłynie na to kto przeżyje i jak długo. Oby wybrał wtedy dobrze. Przede wszystkim dobrze dla siebie, bo chociaż Blaisea szczerze polubił to swoją skórę cenił bardziej.
    - Niestety nie mogę Ci pomóc. Ja też tu pracuję i nie będę nadstawiać karku dla jakiegoś departamentu.
    Czuł, że właśnie zaczął dokonywać wyboru. Astoria spojrzała na niego chłodno swoimi hipnotyzującymi oczami jakby podświadomie czuła to samo. Wiedziała, że go jeszcze nie rozgryzła. Wątpiła czy jej mąż to zrobił. Chociaż człowiek, który przed nią siedział uczynił dla niej bardzo dużo oni tak naprawdę nie znali go zbyt dobrze.
    - Nie spodziewałam się niczego innego, Panie Dunlow. - powiedziała tonem równie zimnym co spojrzenie. - Mam nadzieję, że każdy odpowie za swoje czyny prędzej czy później nawet bez pańskiej pomocy.
    - Astoria, posłuchaj. Wchodzisz do gniazda węży, co ja gadam, do gniazda potwornie wielkich i jadowitych kurwa bazyliszków. - tłumaczył wymachując rękoma dookoła głowy - Odejdź stąd zanim któryś Cię dziabnie, bo wtedy nie czeka Cię nic innego oprócz śmierci.
    - Opanuj się Andrew. - ucięła jego wypowiedź blondynka - Skoro nawet Potter poradził sobie z bazyliszkiem to ja tym bardziej nie będę mieć problemów.
    - Wtedy w komnacie był jeden. Z całym gniazdem nie dasz sobie rady.
    Jego wypowiedź nie brzmiała jak zwykła rozmowa. To było ostrzeżenie. Astoria nie miała wątpliwości. Andrew Dunlow właśnie skończył jej pomagać. Myślała, że dokonał już wyboru ale nie wiedziała, że tak naprawdę ten wybór sięgał o wiele głębiej niż mogłoby się wydawać.
    Astoria nachyliła się ku niemu i zmruzyła oczy. Jej spojrzenie nie było już chłodne a razem z nim jej ton. Teraz sama syknęła jak wąż.
    - Jeśli będzie trzeba to podpalę to gniazdo i spłonę razem z nim.


***


    Chociaż dochodziła dopiero 13:00 Hermiona była już bardzo zmęczona. Pierwszego dnia pracy musiała przesłuchać Mardota, który oczywiście poszedł jej na rękę mówiąc o rzeczach niegroźnych i przeciwstawiał się jej w sprawach istotnych. Chętnie wyjaśnił dlaczego wystawił nakaz bez udziału Pana Rellowa. Twierdził, że po prostu nie znał prawa i poniesie konsekwencje jeżeli takowe będą. Powiedział, że o ich aresztowaniu dowiedział się z plotek, które sprawdził u rumuńskiego przyjaciela a one się potwierdziły. Panna Granger wiedziała, że półki rozpuścił on sam a dojście do ich źródła graniczy z cudem ale na szczęście nie jest niemożliwe.
    W kwestii Draco Mardot mówił najmniej. Nie wyjaśnił dlaczego nie zwolnił Malfoya z przesłuchań po tym, jak broniła go przed Wizengamotem. O jego traktowaniu również nic nie mówił. Wspomniał tylko tyle, że trzyma się rozkazów i nie on je wydaje a były ślizgon nie uskarża się na nic i nie robi im żadnych problemów.
    Przeanalizowała wszystko, co usłyszała i doszła do wniosku, że ma dwa punkty zaczepienia. Pierwszym były wspomniane wcześniej plotki a drugim młody arystokrata. Musiała to sprawdzić i omówić z Astorią. Nawet jeśli za sobą nie przepadały powinny współpracować. Nie miała pojęcia jak podejdzie do tego Pani Zabini ale wiedziała, że powinna chociaż spróbować. Jeżeli istniał nawet cień szansy na rozwiązanie tej sprawy sama nie dałaby sobie rady. Potrzebowała jej pomocy.
    Po pewnym czasie do gabinetu weszła Astoria. Zaszczyciła ją jednym wyniosłym spojrzeniem i usiadła na przeciw niej na uprzednio wyczarowanym krześle. Hermiona była zaskoczona ale nie dała tego po sobie poznać. Również zmierzyła ją zdystansowanym wzrokiem i założyła ręce na piersiach. Przez chwilę wpatrywały się w siebie, bo żadna z nich nie chciała zacząć rozmowy pierwsza. Kasztanowłosa kobieta postanowiła się przełamać w duchu powtarzając sobie, że i tak pewnego dnia to nastąpi.
    - Mardot unikał udzielenia jakichkolwiek informacji ale dał mi kilka punktów zaczepienia. - Astoria podniosła brew ale nie przerwała jej - Wiem, że dzieją się tam różne złe rzeczy i nie zdołał tego ukryć. Moim zdaniem problemem jest fakt, że oskarżeni, winni czy nie, nie chcą niczego zgłaszać. Nawet jeśli złapiemy ich na gorącym uczynku a oni nie zdecydują się na zeznania nic nie zyskamy. Trzeba dotrzeć do kogoś, kto będzie chciał to zrobić. Póki co jedyną winą Mardota jest to, że wystawił lewy nakaz a za to możemy mu dać upomnienie, bo nic innego nie przejdzie. Jak poszło w biurze?
    - Podobnie. - odpowiedziała wzruszając ramionami - Niczego konkretnego się nie dowiedziałam a dowodów brak. Chodzą pogłoski o tym co mówisz ale nikt tego oficjalnie nie powie. Jesteś naiwna jeśli myślisz, że to się zmieni.
    - To nie jest niemożliwe. Bardziej martwi mnie fakt, że Ministerstwo nie przepuści tematu niegodnego traktowania śmierciożerców.
    Astoria prychnęła jak prawdziwa księżniczka i posłała jej zażenowany uśmiech. Hermiona nie pomyliła się. Ta współpraca nie będzie należała do najłatwiejszych.
    - Niegodnego traktowania. - powtórzyła ironicznie - To bardzo ładnie powiedziane, bo według mnie to są zwykłe tortury.
    - Niech będzie, tak czy inaczej nikt nie stanie po ich stronie nawet jak prawda wyjdzie na jaw.
    - Do czego zamierzasz?
    - Do tego, że musimy znaleźć sobie sojuszników. - odpowiedziała zdeterminowana - Sama nie dam rady a Pan Rellow ma rację. Gdzie nie dotrę ja tam dotrzesz ty.
    - Nie myśl, że będę się pchać z powrotem w to bagno. - zaprzeczyła stanowczo.
    - Z powrotem?
    Po zdziwionym pytaniu Hermiony zapadła niezręczna cisza. Astoria powiedziała o dwa słowa za dużo. Zapomniała, że chociaż nie cierpi całej tej Granger, jest ona nieprzeciętnie inteligentna. W żadnym wypadku nie chciała uczynić z niej powiernika jej trudnej sytuacji życiowej. Astoria Zabini z domu Greengrass nie potrzebowała pomocy a na pewno nie od niej.
    - Nieważne. Mówiłaś coś o punktach zaczepienia. Rozwiń je, bo to może...
    - Astoria, o co chodzi....
    - Powiedziałam: nieważne! - kobieta przerwała jej ostro ale szybko odzyskała fason - Wracając do tematu. Co to za punkty zaczepienia?
    - Draco Malfoy i plotki, które podobno słyszał Mardot a moim zdaniem sam je rozpuścił. - odpowiedziała Hermiona, widząc, że i tak niczego się nie dowie.
    - Jakie plotki?
    - O moim aresztowaniu.
    - O tym huczy już pół świata czarodziejów. I tak się nie dowiesz czy to on zaczął czy ktoś inny. Swoją drogą - uśmiechnęła się ironicznie - ciekawi mnie dlaczego w Proroku jeszcze o tym nie piszą. Czyżby to zasługa cudownego Pottera a może Weasleya?
    - Nie.
    - No to zostaje Rellow. Wątpię żebyś ty zmądrzała i zaczęła wykorzystywać swoją sławę.
    - Dobrze wątpisz. Nie wykorzystuję niczego z mojej przeszłości.
    - Popełniasz duży błąd. - cmoknęła z dezaprobatą - Masz swoje pięć minut, które mogą cię ustawić na całe życie. Niby taka inteligentna a takich prostych rzeczy nie pojmuje.
    Astoria jawnie z niej kpiła. W tym co mówiła było dużo racji. Mogła mieć teraz wszystko. Sławę, pozycję, pieniądze, które zostaną z nią do końca życia a ona nic z tym nie robiła. Harry, Ron i Ginny założyli swoją drużynę quidditcha i zarabiali na tym ogromne pieniądze. Oni potrafili się ustawić a przy okazji spełniać marzenia a ona w tym czasie ciągle ma pod górkę i to na własne życzenie. Tyle razy prosili ją żeby do nich dołączyła. Mogła organizować sesje, mecze, wywiady... po prostu wszystko. Odmawiała, bo chciała rozgraniczyć to wszystko. Potrzebowała czasu na poukładnie wszystkiego w głowie a przebywanie bez przerwy w jednym towarzystwie nie pomagało. Robienie wokół siebie zamieszania również nic jej nie dawało. Chciała na chwilę zwolnić, odciąć się i zająć spokojną pracą w biurze a tym czasem z własnej woli zajmuje się sprawami wojny. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie i to było jej największe przekleństwo. Uprzykszała sobie życie na własne życzenie.
    - Wybacz Astorio. Ty mi się nie zwierzasz i ja Tobie również nie muszę. - odpowiedziała spokojnie Hermiona.
    - Oczywiście.
    - Zajmijmy się pracą. Co robimy dalej?
    - Przyglądamy się Mardotowi. Może się z czymś zdradzi w końcu inteligencją nie grzeszy.
    - Muszę porozmawiać z Malfoyem.
    Astoria zrobiła minę jakby zobaczyła strzelającego do niej centaura. Ta kobieta ciągle ją zaskakiwała ale coś takiego mogła wymyślić tylko Granger. Malfoy był z góry skreślony przez pół czarodziejskiej społeczności. Powiązanie z rodem Lestrangów, służba Voldemortowi a nawet ten głupi uścisk szaleńca podczas bitwy o Hogwart...wszystko skazywało go na porażkę.
    - Czy ja Ci nie powiedziałam, Granger, że oni nic nie mówią?
    - A jego pytałaś?
    Między paniami zapadła niezręczna cisza. Astoria faktycznie nie rozmawiała z Malfoyem ale siedząca na przeciwko niej kobieta nie zdawała sobie sprawy z wielu rzeczy. Układ na jaki poszedł Draco pozostawił wiele do życzenia jednak to było jego jedyne światełko w tunelu. Może i chciałby się on odegrać za te wszystkie krzywdy tyle, że ruszenie tej już i tak kruchej konstrukcji groziło zawaleniem, co skutecznie blokowało jakiekolwiek działania. Żona Zabiniego chętnie by mu pomogła i bolało ją to, że jedyną możliwością ułatwienia mu życia było zwykłe niewtrącanie się w nieswoje sprawy. Nie chciała żeby Malofy narobił sobie jeszcze większych problemów.
    - Nie pytałam i pytać nie będę. - oznajmiła dobitnym tonem Astoria.
    - Ale ja jak najbardziej. - Hermiona spojrzała na nią buntowniczo.
    - Nie...
    - Nie przerywaj mi, bo mam Ci do powiedzenia coś ważnego. - kasztanowłosa kobieta nie pozwoliła zbić się z tropu - Harry, ja i Ron staraliśmy się bardzo żeby pomóc Malfoyowi. Niestety na nic się to nie zdało...
    - Bo on jest skreślony nie rozumiesz?! - wybuch blondynki zaskoczył Hermionę. - Przez was, przez te wasze cholerne zasady i idealny świat. Może dla niego cała ta farsa była nic nie warta? Może on od początku chciał żyć inaczej? Uwierz mi nikt ślepo nie podążałby za tym szaleńcem jeśli ma po kolei w głowie a Malfoy czy ja mamy. Wasz cudowny porządny świat nie przewidywał dla nas miejsca więc poszliśmy tam, gdzie nas chcieli. Nie walczyliśmy i nie zrobiliśmy w gruncie rzeczy nic...i za to płacimy. Od waszych czy od naszych. W czasie kiedy Wy tak świetnie się bawicie na bankietach z okazji wyzwolenia, my gdzieś tam staramy się dopasować wiedząc, że nie dostosujemy się do WAS. Do porządnych ludzi z porządnego świata. Bo co? Bo mamy inną przeszłość, bo mamy innych rodziców. Bo nie porzuciliśmy rodzin tylko zostaliśmy przy swoich zamiast iść do tego idealnego świata wolności, w którym i tak nie ma dla nas miejsca. Draconowi nie pomożesz, bo on nie chce pomocy. Ugrał ile mógł i już wystarczy. Daj mu spokój.
    Hermiona siedziała jak zamurowana
    - I dlatego chcę mu pomóc. O innych nie wiem i całego świata nie zbawię, choćbym chciała. Ale wiem, że Malfoy na to nie zasłużył. Jego ojciec i matka to co innego. - widząc, że blondynka znów chciała jej przerwać uniosła dłoń na znak prośby o wysłuchanie - Oni dopuścili się złych rzeczy i nie interesuje mnie dlaczego. Masz rację w gruncie rzeczy Malfoy zrobił tyle, że urodził się z takim a nie innym nazwiskiem i nie chcę, żeby ludzie za to płacili. Zeznawałam w jego sprawie ale nic z tego. Może gdyby on też chciał nam pomóc mogłybyśmy coś wskurać.
    Astoria widziała w tym iskierkę nadzieji ale nie chciała się zagalopować. Z tego bagna niełatwo było wyjść.
    - Proponujesz coś konkretnego? - zapytała bez ogródek, udając że jej wybuch wcale nie miał miejsca.
    - Ja pójdę do Malfoy Manor i porozmawiam z nim.
    - Nie wejdziesz tam. Kominek jest zablokowany. Możesz go spotkać w Ministerstwie.
    - Nie chcę z nim rozmawiać w Ministerstwie tu jest zbyt wiele uszu. Postaram się o wstęp do niego.
    - Nie chcę Cię martwić - odrzekła ironicznie pani Zabini - ale go nie dostaniesz. Malfoy i tak nie będzie chciał się z Tobą widzieć.
    - Mardot też nie chciał a musiał. Zobaczy się ze mną i tyle.
    Po dłuższej rozmowie obie panie doszły do wstępnych wniosków. Musiały skupić się na udowodnieniu winy Mardotowi a w tym mógł pomóc im Draco. Hermiona miała zamiar iść z tym do Rellowa i otrzymać cichy nakaz. Miała nadzieję, że uda jej się coś z niego wyciągnąć. Gdyby tylko mogła wiedzieć, jaką lawinę zdarzeń to spowoduje, panna Granger na pewno zastanowiłaby się nad tym bardziej.


***


     Draco wrócił do domu z mętlikiem w głowie. Ten Andrew nie wzbudził w nim zaufania jak się okazało całkiem słusznie. Cieszył się, że przyjaciel o nim nie zapomniał ale nie mógł nic wyjawić temu aurorowi. To, że Blaise nawet wtedy by go zrozumiał nie oznaczało, że chciał go narażać na kolejne kłopoty. Nikt mu nie pomógł chociaż on się starał. Naraża życie swoje i swojej rodziny żeby pomóc temu przeklęte u Potterowi a on nic dla niego nie zrobił. Widział jego uśmiechniętą twarz i miał ochotę spalić tą durną gazetę. Oczywiście, że się delikatnie mówiąc nie lubili ale chyba na jakąś rekompensatę zasługiwał w końcu uratował ten jego durny łeb.
    Siedział i rozmyślał tak jakiś czas kiedy przypomniał sobie o Narcyzie. Nie przywitała go, nie krzyczała kto przyszedł. Nie dała ani jednego znaku życia. To mogło oznaczać tylko jedno.
    - Cholera jasna!
    Serce biło mu jak oszalałe kiedy biegł po schodach na górę. Nie mógł sobie darować jak mógł być takim kretynem. Zajął się sobą kiedy jego matka potrzebowała go najbardziej. Na niczym mu tak nie zależało jak na niej a tym czasem on ubolewał nad swoim ciężkim losem. Jakim on był synem, że zapomniał o chorobie własnej matki.
    Wpadł z impetem do sypialni Narcyzy. Leżała nieprzytomna na podłodze a jej ręka była wygięta pod dziwnym kątem.
    - Mamo! Mamo obudź się!
    Draco wrzeszczał i potrząsał kobietą ale nic to nie dało. Nie miał żadnych eliksirów, które mogłyby mu pomóc. Jej choroba miała postępować wolniej. Magomedycy mówili, że taki stan jest daleko przed nimi. Opiekował się nią jak należy, co więc poszło nie tak?
    W takim stanie zastała go Hermiona Granger. Uzyskała pozwolenie i dostała się tu za pomocą sieci Fiuu. Usłyszała wołanie Draco i natychmiast pobiegła na górę po drodze wyciągając różdżkę.
    - Co jej się stało? - zapytała podchodząc do nich.
    - Granger?!
    Znienawidzona dziewczyna była ostatnią osobą jaką spodziewał się tu zobaczyć. Jednak tonący brzytwy się chwyta i wszelkie uprzedzenia zeszły na dalszy plan.
    - Pomóż jej. Zemdlała, nie wiem co się stało!
    - Odsuń się.
    Hermiona odepchnęła blondyna kucając nad jego matką. Nie myślała o niczym innym jak o tym żeby jej pomóc. Niestety przy ludziach, którzy od zawsze się kłócą i tym razem nie mogło być inaczej nawet pomimo wspólnych chęci. Draco odepchnął ją i nie dał jej nic zrobić. Wprawiając kobietę w osłupienie.
    - A ty co magomedykiem jesteś?! Zawołaj pomoc!
   - I co im powiem?! Że w Malfoy Manor leży kobieta i nie wiem co jej jest. Nikt tu nie przyjdzie.
    Draco niechętnie ale przyznał jej rację. Nikt nie zjawił się tu nawet na kontrolę jej zdrowia. Prędzej pozwolą jej umrzeć niż ktoś jej pomoże. Czemu ta kujonka zawsze musiała mieć rację? Chciał tego czy nie był zdany na łaskę Granger. Odsunął się i dał jej działać.
    Hermiona natychmiast sprawdziła czy kobieta oddycha. Na całe szczęście okazało się że tak chociaż jej oddech był nierówny. Zmierzyła puls i musiała przyznać, że sytuacja wyglądała nieciekawie. Tętno ledwo dało się wyczuć na dodatek odcieniem jej skóry przypominała wampira.
    - Masz eliksir na wzmocnienie i przywracający świadomość? - zapytała szybko.
    - Nie mam nic. - przyznał przerażony Draco.
    Utknęli w kropce. Hermiona przy sobie też niczego nie posiadała. Miała tu przyjść na zebranie informacji a nie na pomoc medyczną. W pierwszej kolejności należało ustalić co się stało a Malofy nie wydawał się skory do współpracy. Musiała zaryzykować w końcu chodziło tu o czyjeś życie.
    - Co jej się stało? - spytała przenosząc wzrok na młodego mężczyznę.
    - Jak tu przyszedłem to już tak leżała. Pomóż jej do cholery a nie gadaj bez sensu.
    - Jak mam jej pomóc? Nie mam przy sobie niczego i nic nie wiem. Co jeśli bardziej jej zaszkodzę? Tu trzeba sprowadzić magomedyków.
    Hermiona zebrała się z podłogi ale daleko nie zaszła. Drogę zagrodził jej Draco z chęcią mordu w oczach.
    - Sama przed chwilą powiedziałaś, że nikt nie przyjdzie! Masz różdżkę więc rzucaj jakieś zaklęcia do cholery!
     Nie mógł jej wypuścić. Malofy był pewny, że jeśli ona wyjdzie już nie wróci a on nie wiedział co z Narcyzą. Ona musiała jej jakoś pomóc. W końcu on dla nich wszystkich ryzykował życie! Coś trzeba dla niej zrobić. Ona na to zasługiwała jak nikt inny. Gdyby nie jego matka Granger już dawno byłaby kulką popiołu.
    - No to powiedz mi jakie! Ona słabnie. Sprowadzę kogoś.
     - Nie możesz. Masz jej pomóc.
    Hermiona się przeraziła. Draco był niepoczytalny. Zamiast pomagać jedynie utrudniał i sprawiał wrażenie gotowego do zatrzymania jej tu siłą. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Znała kilka zaklęć ale jeżeli nie znała przyczyny mogły one poważnie zaszkodzić. Wyszłoby wtedy na to, że dobiła Narcyzę a on nie darowałby jej tego.
    - Malfoy ja nie umiem jej pomóc jeśli nie znam przyczyny a to...
    - Zatrucie eliksirami. - wypalił szybko chociaż wiedział, że matka go zabije.
     - Jakimi?
    - Veritaserum.
    Wiedziała co robić. Słyszała o tym. Przedawkowanie tego środka skutkowało poważną chorobą. Jeśli nie ocuci Narcyzy to kobieta umrze. Nie musiała się dwa razy zastanawiać. Zaczęła pobudzać jej serce do pracy rzucając zaklęcie prosto w ten organ.
    - Lebih cepat, kalahkan secara merata.*
Mamrotała to pod nosem ciągle mierząc puls drugą ręką. Draco stał nad nimi jak oniemiały. W przeciwieństwie do Hermiony nie wiedział co się dzieje. Nie znał tego czaru ale jakie miał wyjście? Sam by jej nie pomógł. Wciąż toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Nie ufał Granger. Należała do świata, którym gardził tyle lat. To dlatego nie chciał jej wypuścić. Zostawiłaby go samego pod pretekstem ściągnięcia kogoś, bo na co on ich zdaniem zaslugiwał? Po tylu latach nienawiści na pewno nie na pomoc tym bardziej, że była gryfonka sama powiedziała, że nikt nie przyjdzie. Wstydził się, że uciekał się do gróźb ale dla matki przeraziłby samego Merlina. Na całe szczęście kasztanowłosa kobieta bała się go. Strach mobilizuje ludzi do działania a on to wykorzystał. Konsekwencje się nie liczyły. Ta przemądrzała Granger potrafiła wszystko więc potrafiła też pomoc Narcyzie.
Po dłuższej chwili Hermiona zamilkła co nie uszło uwadze Draco. Nadal trzymała rękę na jej nadgarstku ale różdżki już nie używała. Malfoy kucnął obok nich, co nie było mądrym pomysłem w końcu strach mobilizuje ludzi do działania.
- Odsuń się.
Hermiona natychmiast wycelowała w niego magiczny przedmiot. Jej ton był niby opanowany ale zdradzały ją oczy. Widział w nich autentyczne przerażenie. No tak, czego on się spodziewał? Najpierw groził jej, może nie wprost ale obie strony wiedziały o co chodzi, a teraz od tak się do niej zbliża. On nie był potworem tylko ratował swoją matkę. Czuł się jakby dostał w twarz. Za co ten świat go tak karał? Oczywiście znalazłoby się kilka rzeczy ale czy ktoś kiedyś dał mu jakieś wyjście? Nawet teraz robił tylko to co musiał. Trochę strachu nikogo jeszcze nie zabiło a tym razem wręcz ratowało. Nie czuł się z tym jednak lepiej. Granger chętnie czy nie właśnie leczyła Narcyzę i nie chciał żeby czuła się tu zagrożona. Szkoda tylko, że nie było innego wyjścia.
- Co z nią? - zapytał nie ruszając się z miejsca.
- Wciąż żyje. Odsuń się, powiedziałam. - mówiła nie spuszczając z niego wzroku ani nie chowając różdżki.
Draco z pogardą cofnął się trochę wciąż będąc na kolanach. Ta złość, ten gniew i wszystkie uczucia bijące od niego nie były kierowane w stronę Hermiony. Były skierowane w stronę całego świata, który skazywał go na cały ten syf. Ona tego nie rozumiała i bardzo dobrze. Skoro nie pomogła mu z tego wyjść (a przecież zasłużył) jej te uczucia też się należą.
    - Co zrobiłaś? - spytał z niechęcią w głosie.
    - Przywrociłam jej serce do normalnej pracy. Teraz zajmę się jej ręką.
    Nie odpowiedział. Tego uczyli się w szkole i sam mógłby to zrobić gdyby miał różdżkę. Pozwolił jej nastawić złamaną kończynę a później za pomocą zaklęcia lewitującego przenieść kobietę na łóżko. Po wszystkim stali na przeciw siebie nic nie mówiąc. Atmosfera była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Ona się ewidentnie bała chociaż miała przewagę. Przez zakaz posiadania magicznych artefaktów nie mógł się przed nią obronić chyba że siłą. To jednak nie wchodziło w grę. Nigdy nie uderzył bez potrzeby a tej nie było. Należały jej się nawet słowa podziękowania i przeprosin. Chociaż to działało w dwie strony więc Draco postanowił zmienić temat.
    - Po co tu przyszłaś, Granger? - zapytał już obojętnie.
    Hermiona nie wierzyła własnym uszom. Ona się tu zjawiła, zastraszył ją a ona i tak uratowała życie jego matki a ten tak po prostu pyta po co przyszła? Każdy ma jakieś swoje granice i tym razem zostały one przekroczone.
    - Chyba żartujesz. Właśnie ocaliłam Twoją mamę a Ty nawet słowa "dziękuję" nie potrafisz z siebie wykrzesać?
    Oczy Dracona gdyby mogły właśnie wypadłyby na podłogę. Przerażona Hermiona Granger, szlama zawsze przez niego gnębiona zaczęła mu się stawiać. To już przechodziło ludzkie pojęcie. Spodziewałby się wszystkiego ale nie czegoś takiego tym bardziej, że jego rodzinie nikt nie podziękował jak ratowali ich życie.
    - O proszę, Granger zrobiła się pyskata? Dobrze w takim razie nadróbmy zaległości i Ty pierwsza. - odpowiedział z perfidnym uśmiechem.
    - Słucham? - Hermionę zatkało.
    - No dalej. Skoro dziękujemy za ratowanie sobie życia no to Ty pierwsza. W końcu żyjesz dzięki mojemu ratunkowi podczas ostatniego pobytu w Malfoy Manor. No chyba że to dotyczy tylko smierciożerców a Ty odbijasz sobie swoją watpliwą pozycję społeczną, szlamo.
    Zabolało. Odruchowo złapała się za rękę z blizną. "Szlama" ten napis miał jej do końca życia przypominać tortury w tym domu. Poświęcała się tak bardzo żeby mu pomóc a on co? Nic się nie zmienił. Dalej ją wyzywał i ranił a ona chciała go uratować.
    - Odwal się, Malfoy! Latałam przez pół Ministerstwa żeby Ci pomóc ty egoisto! - łzy zalśniły w jej oczach - Nie moja wina, że mnie nie słuchali i ich też nie. To wszystko przez Ciebie. Nawet kiedy ktoś uratuje życie osoby, na której powinno Ci zależeć Ty i tak potrafisz tylko ranić i niczego nie doceniać!
     - O tak, Granger, to wszystko moja wina oczywiście. - on w przeciwieństwie do niej mówił bardzo spokojnym i opanowanym głosem - To ja sobie matkę zatrułem. To ja zabijam moją własną rodzinę. Oświecę Cię:, to nie ja, pani Wszystko-Wiem-Granger. To Ty i Tobie podobni, bo tak Wam się zachciało. Gdybyśmy nie pomagali Świętemu Potterowi tylko twardo stali przy Voldemoecie to Wy byście umierali a nie my! I co z tego mam?! No powiedz śmiało!
    Końcówkę już wykrzyczał. Nie czuł się najlepiej z ujawnianiem swojego punktu widzenia ale to nie była jego wina. On robił wszystko dobrze tylko oczywiście dla tych pieprzonych wybawców nie dla siebie.
    Hermiona nie kryła już łez. Czy on zawsze musiał ją upokarzać? To co się stało nie było w porządku ale przecież to nie jej wina. Chciała tylko pomóc a on tak się jej odpłacał. Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Oczywista prawda jasno stawiała sytuację. Tylko czy ona mogła go tak zostawić? Nie, Hermiona Granger tak łatwo nie rezygnuje ze swoich celów. Nawet jeśli usilnie przeszkadza jej w tym Draco Malfoy.




*"Bij mocniej, bij równo" z indonezyjskiego
** "Sztejer 2"


***

Witajcie kochani :*
Na wstępie chciałabym Was bardzo przeprosić za opóźnienie. Miałam ostatnio sporo problemów i nie miałam głowy do pisania. Coś tam zaczynałam i nic z tego. Musiałam się w tym wszystkim odnaleźć. 
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Mamy tu pierwszą konfrontację naszych bohaterów chociaż dla nikogo nie była ona łatwa. Tak jak pisałam wcześniej ich relacja będzie się rozwijać stopniowo. To nie będzie miłość od pierwszego wejrzenia ;) 
Niestety nie wywiązałam się również z obietnicy pójścia dalej w czasie opowiadania. Tyle na razie publikuję, bo mam wrażenie, że tu i tak dużo się zadziało. Odstawiłam wątki departamentu i jastrzębia ale nie martwcie się one wrócą :D 
Teraz już tradycyjnie chciałabym zachęcić do czytania innych blogów dramione. Tym razem polecam "Opętani demonami przeszłości". Opowiadanie dosyć mroczne o czasach szkolnych. Baaardzo zachęcam. 
Jeśli chodzi o blogi moich czytelników to spokojnie, będę nadrabiać zaległości i na pewno dam o sobie znać ;) 
Zachęcam do reklamowania się na stronie spamu. Chętnie zajrzę na każdego wspomnianego tam bloga :) 
Dajcie znać co sądzicie o nowym rozdziale. 
Trzymajcie się kochani :*
Do zobaczenia :*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz