piątek, 23 października 2020

Rozdział 8 "Lepiej na zimne dmuchać..."

   "To była moja pierwsza lekcja. Pod gładkim, znajomym obliczem spraw czeka zastęp innych, by rozedrzeć świat na dwoje." *




    






    - Ciało trzeba schować.
    - Ty mnie uczysz roboty?
    Człowiek opierający się o drzewo pytał pozornie nieprzejęty. Cały czas otwierał i zaciskał pięść nie patrząc na swojego rozmówcę. Wzrok miał utkwiony w niedopałek papierosa - ostatnie życzenie przedwcześnie zmarłego. Chociaż była już ciemna noc nie doskwierał im chłód. Termometry w mugolskim świecie wskazywałyby jakieś 20 stopni. Mimo to na głowie nosił kaptur. On zawsze go nosił.
    Porywacz, który zaczął dialog nie wiedział jak odpowiedzieć. Z tym typem się nie zadzierało. Jedno niepotrzebne zdanie i mógł skończyć jak mężczyzna obok niego. Gdyby wiedział jak to wszystko się skończy nie brałby udziału w tej akcji. Zdemaskowanie skutkowałoby karą śmierci a on bardzo chciał żyć. Teraz mógł jeszcze zginąć, bo człowiek w kapturze źle odebrał jego uwagę. On jego ma uczyć? Chyba jak się umiera.
    - Kopiemy? - zapytał trzeci.
    - Zakopane szczątki można znaleźć. Lepiej je spalić. - odpowiedział cały czas patrząc na człowieka w kapturze.
    - Żadnego palenia i kopania. Teleportujesz się na Arktykę i rzucasz ciało do wody.
    - A jeśli ktoś sprawdzi dokąd się teleportowałem? Będą pytać. Nie mam przepustki.
    - Nie będziesz mi wmawiać głupot. Członkom dziedzictwa narodowego wolno przenosić się gdzie chcą. Ja mogę to zrobić ale mnie sprawdzą a wtedy wydam was wszystkich. - człowiek w kapturze zaczął się irytować.
    - On ma rację. Nikt Cię nie sprawdzi a nawet jeśli to mogłeś pracować. W wodzie pod lodowcem i tak go nie znajdą. - poparł pomysł trzeci mężczyzna.
    Porywacz podszedł i teleportował się z ciałem bez zbędnych słów. Pozostała dwójka nadal znajdowała się na miejscu zbrodni. Po chwili milczenia człowiek w kapturze podniósł niedopałek i schował do kieszeni. Uścisnął rękę drugiego i odszedł w swoją stronę. Został tylko trzeci mężczyzna. Sytuacja robiła się groźna. Pod skórą czuł, że to nie był ostatni trup.
    - Oj nie spłoniesz. Zamarzniesz pod lodowcami.
 


***



    - Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia. 
    Astoria nie wydawała się zaskoczona. Mardota nie było w Ministerstwie chociaż był czwartek. Rellow zachowywał się jakby cierpiał na ogromnego kaca-mordercę a na dodatek Granger od kilku dni traktowała ją jak zdenerwowaną nastolatkę. Co jeszcze mogło pójść nie tak? Odpowiedź nasuwała się sama - wszystko. Gdyby nie urodziła się arystokratką pewnie by wybuchła ale takie drobnostki nie wyprowadzają wysokourodzonej Pani z równowagi. 
    - Pytałam wszystkich. Nie wiem dlaczego dziś go nie ma. Może spotkanie jest poza Ministerstwem. 
    - Może. - odpowiedziała lekko poirytywana (tylko poirytowana to nie prawdziwe newry!) 50 zapewnieniem Hermiony. 
    - Spokojnie. Pomożemy Draco i wszystko będzie dobrze. 
    - Jestem spokojna. 
    Rzeczywiście, oprócz lekko zmienionego tonu postawa byłej ślizgonki emanowała spokojem... Aż za bardzo. Siedziała i pisała raporty z przesłuchań aurorów. Wyglądały nienagannie - żadnej przemocy, żadnych przymusów, jeden nieszczęśliwy wypadek skręcenia karku. Biedny podejrzany rzucił się na Leo w trakcie rozmowy z aurorami. Musieli go zabić. W końcu ich było tylko trzech. Jakie mieli szanse z starciu z jednym groźnym przestępcą pozbawionym wszystkich magicznych przedmiotów?
    - Witam moje drogie Panie. - Pan Rellow przyszedł do gabinetu kobiet. - Chciałem tylko zaznaczyć, że od dziś uciamy sprawy aurorów, Malfoyów i wszystkich innych.
    - Panie Rellow nie skończyłyśmy jeszcze...
    - Dzisiaj znaleziono miejsce zbrodni i do tej pory nie wiadomo gdzie schowano ciało. Teleportowano je a ślady teleportacji prowadzą na Arktykę.
    - Przecież trzeba mieć specjalną przepustkę żeby teleportować się poza Wielką Brytanię. - odpowiedziała Hermiona.
    - Dokładnie a alarmu nie było. Pracują tam najlepsi aurorzy i próbują coś ustalić. Zrobił to ktoś kto może się teleportować więc proszę sprawdźcie wszystkich z przepustkami. Tu jest spis. Aurorów dokończycie później.
    Rellow położył 3 kartki ludzi z nazwiskami i wyszedł. Obie Panie spojrzały się na siebie i w jednym czasie rzucimy się na spis leżący przed nimi. Pierwsza złapała go Astoria. Hermiona z grymasem niezadowolenia musiała poczekać aż jej współpracowniczka skończy i poda jej materiały. Minęło kilka minut i była ślizgonka odrzucila kartki z powrotem na biurko. 
    - Nikt z wymienionych tu osób nie ma przepustki na Arktykę. - oznajmiła. 
    Panna Granger po przeczytaniu wszystkich nazwisk i ich przepustek ze smutkiem stwierdziła, że to prawda. 
    - Jak mamy znaleźć podejrzanego i jak ma nam to pomóc? - powiedziała, wskazując ręka na papiery. - Tu nie ma żadnego tropu. 
    - Nie mam pojęcia. 
    Hermiona kolejny raz przejrzała zapiski i nagle zdziwiła ją jedna rzecz. Mardot nie miał przepustki do Rumunii a przecież znalazł się tam chwilę po tym jak ją aresztowano. Zostały tu wypisane przepustki nawet jednorazowe, tymczasem Mardot podróżował do Polski, USA, Hiszpanii, Japonii ale nie było ani jednej wzmianki o jego niedawnej zagranicznej podróży po Harrego i resztę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Musiała porozmawiać o tym z przyjaciółmi. Czyżby Mardot miał coś wspólnego z tym, że nie mogli się ze sobą skontaktować? Może wiedział coś o jastrzębiu? Sprawa robiła się coraz bardziej dziwna. Tajemniczy departament, Mardot bez przepustek, utrudniane kontaktu złotemu trio i trup przeniesiony na Arktykę bez alarmu wzbudzały jej podejrzenia. Obawiała się, że te wszystkie wątki łączą się ze sobą a to mogło oznaczać tylko jedno - kłopoty. 
    - O czym rozmyślasz? - zapytała Astoria. 
    - O tym jak znaleźć punkt zaczepienia. 
    Hermiona musiała skłamać. Sojusz to jedno a zaufanie to drugie. Jej sprawa nie łączy się z Malfoyem i nie miała zamiaru wciągać w to byłych ślizgonów. Tutaj i tak by nie pomogli. Chociaż kiedy pomyślała o tym dokładniej wpadła na jeden pomysł. 
    - Wymyśliłaś cokolwiek? 
    - Muszę porozmawiać z Malfoyem. 
    - Po co? - Astoria wydawała się szczerze zaskoczona. 
    - Kogoś zamordowano. Może człowiek, który swojego czasu miał haczyki na wszystkich wie coś i teraz. Ty porozmawiaj z Blaisem i z aurorami. Być może istnieje jakiś sposób obejścia zabezpieczeń. 
    - I naprawdę myślisz, że Rellow by o tym nie wiedział a jeśli tak jest to powiedzą mi jak pracuję dla niego? 
    - Pamiętasz co mówił Rellow? Tam gdzie ja nie dotrę tam dotrzesz Ty. 
    - Chcesz żebym użyła uroku osobistego i otrzymała takie informacje podstępem? 
    - Lepiej się do tego nadajesz niż ja. Rozpuść kilka plotek komu trzeba może powiedzą Ci coś interesującego w zamian ale nie pytaj w prost, bo...
    - Tak, wiem, rozumiem. - przerwała jej znudzona blondynka - Nie musisz mnie tego uczyć. Rzeczywiście jestem w tym lepsza niż Ty. 
    - Świetnie. - Hermiona zdawała się nie zauważyć jej tonu - Chcesz żebym przekazała coś Draco? 
    - Tak zapytaj go o Andrew. Wydawało mi się, że to przyjaciel ale ostatnio zachowuje się dziwnie. Może coś o nim wie. 
    - Dobrze. 
    Hermiona była dosyć zdziwiona prośbą ślizgonki. Na wszelki wypadek postanowiła sama sprawdzić tego aurora zanim zapyta o to Malfoya. Pierwszy raz słyszała o tym człowieku i nie wiedziała co takiego łączy go z Zabinimi. Sojusz z wrogami to skomplikowana sprawa. Musisz myśleć nie tylko za siebie ale też za nich, bo nawet nie wiesz kiedy Cię wykorzystają. Była gryfonka nie miała żadnych wątpliwości, że jeśli coś pójdzie nie tak winę postarają się zrzucić na nią i to ona zostanie kozłem ofiarnym. Im więcej będzie wtedy miała na swoją obronę tym lepiej dla niej. 



***
   
   
     - Jak zwykle porażasz swoją uprzejmością, Malfoy. 
    Blondyn mówił do niej nie odwracając głowy, nie zachowując kultury i nie okazując większego zainteresowania. Miał dosyć tej kujonki, która raz ratuje mu matkę a potem ryczy, bo ją obraził. Owszem, wciąż była to jedna z nielicznych osób, które coś w nim dostrzegły ale jej huśtawki nastrojów stawały się nie do zniesienia. Mimo to dzisiaj powinien dziękować Merlinowi za jej obecność. Przyniosła dla Narcyzy eliksiry wzmacniające, co powinno wybudzić ją szybciej. Do tej pory musiał ją myć, przebierać i ogólnie dbać o nią. Nigdy nie stawiał się w roli pokrzywdzonego jednak myśl o tym, że przestanie to robić trochę szybciej napawała go optymizmem. Z tego właśnie powodu zachowywał się arogancko ale nie chamsko. Tego dnia nie chciał używać wyzwisk ani testować granic jej cierpliwości. 
    - Bo nie rozumiem dlaczego pytasz. Co to ma wspólnego ze mną?
    - Pytali Cię o dziedzictwo kulturowe. Na pewno nie wiesz nic o jastrzębiu? 
    - Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi z tym jastrzębiem. Co to w gruncie rzeczy jest za jastrząb? 
    Draco usiadł na przeciw Hermiony, założył ręce i czekał na odpowiedź. Kontrolerka trochę się zmieszała. Nie mogła ujawnić za dużo. 
    - Nie wiem. Słyszałam plotki i... 
    - Czy ja mam tu podawać veritaserum? - przerwał jej arystokrata - Nie chcesz to nie mów ale nie ściemniaj. 
    Dziewczynę zmieszał nie tyle przekaz wypowiedzi ale jej ton. Wyczuwała tam pouczenie i... troskę? Było to bardzo dziwne. Człowiek, który gnębił ją właśnie zaczynał się o nią martwić. Skoro tak to musiał coś wiedzieć! 
    - Co wiesz, Malfoy?! - powiedziała tonem ostrym jak brzytwa. 
    - Wiem tyle, że dziedzictwo kulturowe ma coś wspólnego z tajemniczym jastrzębiem a z jastrzębiem z kolei coś łączy Ciebie. 
    - Mylisz się. To nie mnie coś łączy z tą błyskotką. 
    - Błyskotką? 
    - Tak to taki niby klejnot przypominający jastrzębia. Wiesz coś o tym? - Spytała po raz kolejny z nadzieją w głosie. 
    - Ojciec kiedyś opowiadał mi, że ten kto ma takiego jastrzębia może sprowadzić wielkie kłopoty. Podobno nigdy nie można być pewnym kto umarł. Nigdy mi nie wyjaśnił dlaczego ani co to dokładnie znaczy. Znalazłem ten rysunek w jednej z ksiąg, którą mi zabrano po oskarżeniach. Granger - ton Draco wyrwał ją z zamyślenia - jeśli ten ktoś kto nie jest Tobą ma takiego jastrzębia i chce z niego skorzystać ale nie wie jak to lepiej nich poczeka i się dowie. 
    - Jaka to była księga? 
    - Nie pamiętam to było dawno. Gdybym pamiętał pomoglbym Ci. 
    Znowu wyczuła to dziwne nastawienie. Niby dlaczego on miałby jej pomóc. Owszem wystawiał im Mardota ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Robił to również dla siebie. Brała też pod uwagę wdzięczność za pomoc Narcyzie. Jednak zastanawiała się od kiedy Malfoyowie czuli coś takiego jak wdzięczność? Może wojna zmieniła ludzi nie tylko na gorsze. Szkoda tylko, że kończyli w ten właśnie sposób. 
    Po chwili niezręcznej ciszy blondyn wstał i przysiadł się do gryfonki. Było to dziwne uczucie. Człowiek, którego unikała jak ognia przysiadł się do niej jakby te kilka lat nienawiści nie istniało. Mimowolnie odchyliła się w bok zwiększając dystans. Przyglądała się jego stalowoszarym oczom tak bardzo kontrastującym z jej brązową tęczówką. Rysy miał dosyć ostre a cerę białą jak albinos. Dłonie trzymał splecione na kolanach. Rękaw bluzy delikatnie się podwinął ukazując mroczny znak. Zobaczyła jego namacalny dowód służby u Voldemorta. Podświadomie spięła się czując zagrożenie. Ten znak również kontrasował z jej blizną na przedramieniu. Draco zobaczył, że wpatrywała się w jego rękę. W odpowiedzi podwinął jej sweterek i przejechał kciukiem na słowie "szlama", które wycięła jego ciotka. Hermiona gwałtownie cofnęła rękę. Jej twarz wyrażała zdziwienie i przerażenie. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił. Ona i on nosili znak, którego tak bardzo nienawidzili. Różnił ich jednak taki paradoks, że blizna, która miała ją upokorzyć dawała jej powód do dumy. Jego symbol, który miał dać mu powód do dumy przysparzał mu wstydu. Nigdy się do tego przed nikim nie przyznał ale cieszył się, że tak to się skończyło. To był szaleniec. Bycie w jego kręgach to nie honor i wyższość. To oznaczało czyste skurwysyństwo. Nie miał pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji więc po prostu wyszedł. Hermiona podniosła się zaraz za nim ale kiedy nawet się nie obejrzał stanęła jak słup soli. Nie rozumiała z tego nic. Nigdy nie była z nim bliżej a to i tak było zdecydowanie za blisko. Po dłuższej chwili Malfoy wrócił z dwoma kubkami herbaty. 
    - Usiądź Granger. - powiedział podając jej napój. 
    Dziewczyna wzięła od niego naczynie i spełniła jego polecenie. 
    - Przyszłaś tu tylko w sprawie jastrzębia? 
    - Na pewno nie żeby pokazywać Ci bliznę.
    Dziewczyna sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała co mówi. Jej oczy dalej wyglądały jak pięć złotych. 
    - Nie zrobiłem tego na siłę. Nie przyzwyczajaj się nie lubię miziać. 
    Czarodziejka prychnęła. Nie miała ochoty na mizianie a już na pewno nie przez niego. Musiała jednak przyznać, że żart Draco, chociaż słaby, skutecznie rozładowywał atmosferę. 
    - Jakoś nie dziwię się, że nie lubisz mnie miziać. Ja też nie lubię być miziania przez Ciebie. 
    Teraz to on zaśmiał się pod nosem. 
    - To jak? Co jeszcze Cię sprowadza? 
    - Trup na Antarktydzie. 



    ***


*Madeline Miller "Kirke" 


Witajcie kochani!
Po tak długiej nieobecności (sama teraz nie wierzę w to, że obiecywałam rozdział co 2-3 tygodnie) jest krótka notka. Chciałam dłuższą jednak ten rozdział wyjątkowo mi nie podszedł. Wiecie, w głowie bomba a jak przyszło co do czego to niewypał xD Jest to bardziej znak, że żyję niż jakieś konkrety ale myślę, że zasłużyliście na cokolwiek. Nie wycofuję się z obietnicy dokończenia opowiadania. Na pewno nie opuszczę ani nie zawieszę bloga. Na następny wpis musicie dać mi trochę czasu ale obiecuję, że się pojawi!
Czekam na Wasze komentarze, opinie i uwagi. Przyjmę wszystko z wdzięcznością. 
Pozdrawiam cieplutko
Pani Black 

poniedziałek, 24 lutego 2020

Rozdział 7 "Jest to cnota nad cnotami... "

- Co jest grane? - spytał.
- To, co zwykle, staruszku - zaćwierkałam w odpowiedzi. - Niebezpieczeństwo, szalone plany... Sam wiesz, jak to u nas w rodzinie.  "*





   Draco dopiero po wyjściu Granger zorientował się, że zapomniał zapytać jak dalej miał zajmować się Narcyzą. Niestety nie mógł opuścić domu i po prostu się tego dowiedzieć. Przeklinając na czym świat stoi postanowił, że poczeka przy niej aż się obudzi. Zamierzał normalnie podać jej leki i nie zostawiać jej samej. Lepszy pomysł nie przychodził mu do głowy. Był potwornie zły na swojego gościa. Doskonale wiedziała, że nic nie wie o tym zatruciu i zostawiła go z tym samego bez żadnej instrukcji. Nie wspominając, że rzucała na jego matkę jakieś zaklęcia nie kwapiąc się z wyjaśnieniami na czym polegają. Złamaną ręką się nie przejmował. Znał te czary ze szkoły i gdyby Ministerstwo nie zarekwirowałoby mu różdżki sam by sobie poradził. Widział, co i jak robiła Granger i nie miał żadnych zastrzeżeń.
    Ten temat podsunął mu pewną myśl. Granger zapytała go czy ma jakieś eliksiry. Oczywiście w domu nie zostało nic ale ona sprawiła wrażenie jakby o niczym nie wiedziała. Czyżby Ministerstwo po nieudanych próbach ratowania go postanowiło, że nie należy jej mówić całej prawdy albo najlepiej w ogóle nie poruszać tego tematu? Coś mu się tutaj nie spodobało. Nigdy nie doszukiwałby się u siebie tak ludzkich odruchów jak przejmowanie się losem innych ale podświadomie zdawał sobie sprawę, że tak właśnie było. Draco Malfoy martwił się o Hermionę Granger. Świat się kończył. Oczywiście usprawiedliwiało go wiele czynników. Ona chciała mu pomóc, ona uratowała mu matkę, on wciągnął w nią w jakieś gry przeciwko Mardotowi. Jego empatia musiała się odezwać, bo inaczej po prostu nie wypadało i tyle. Nic więcej nie miało miejsca. Oczywiście, były to brednie, którymi Draco próbował zamaskować poczucie winy. Okazało się silniejsze niż przypuszczał. Już podczas rozmowy postanowił zrezygnować z wciągania w to jej rodziców a przecież nawet zaczął. To wszystko co się tego dnia wydarzyło sprawiało, że namieszał w jej życiu i czuł się za nie troszkę odpowiedzialny. Czynniki, które na to wpływały pozwalały mu nadal wierzyć, że była gryfona i on dalej się nienawidzą jak za szkolnych czasów i ma prawo być dla niej tak samo bezwzględny jak wtedy. Niestety gdzieś w środku jego umysłu przebijała się myśl, że on po prostu nie był takim potworem i ktoś to odkrył. Tym kimś okazała się Granger.
    Sama zainteresowana nie wiedziała, jaką lawinę wywołała w jego życiu. Każdemu zrobiłoby się miło na myśl, że człowiek, którego traktowałeś jak gówno nadal w Ciebie wierzył, chciał Ci pomóc. Dawała mu nadzieję, że będzie lepiej, że to wszystko się ułoży. Nie chciał żeby miała z tego powodu kłopoty i dlatego dał jej tylko tą kartkę. Niech się dzieje co chce. On zamierzał o siebie walczyć ale jej już bardziej nie będzie w to wciągał. Nie spojrzałby w lustro gdyby przez niego coś jej się stało i doskonale o tym wiedział. Wciąż jej nie lubił i daleko im było do dobrych relacji jednak nie mógł jej narażać. Może i wydawało się to śmieszne nawet dla niego ale nie chciał żeby zwątpiła w niego osoba, która chociaż doznała z jego strony tak wielu krzywd, nigdy go nie skreśliła. O tym marzył przez pół życia. Nie być skreślonym na starcie. Chciał jej pokazać, że postawiła na dobrą kartę, że się nie pomyliła. Musiał tylko dostać szansę. Kolejną, wiedział, że było ich za dużo ale musiał wywalczyć tą ostatnią...tą, której nie zmarnuje.
 


***


    - Skąd pewność, że to nie pułapka? - zapytał go Kit Illrock. 
    - Mam pewne źródło. - odparł Blaise, chowając ręce do kieszeni
    - Twoja żona nie jest pewnym źródłem. - odpowiedział z przekąsem jeden z najbardziej wpływowych członków Wizengamotu - Ci którzy kontrolują prawo sami często kłamią, jeszcze częściej podpuszczają a już zawsze mają jakiś ukryty cel. Astoria Zabini to kobieta zagdaka i wątpię, bez urazy oczywiście, żebyś nawet Ty ją odgadł. 
    - Zaryzykuję.
    Czarodziej o skrzekliwym głosie i sporej nadwadze spojrzał jeszcze raz na kartkę, którą podarował mu czarnoskóry mężczyzna. Poznał go dawno temu, gdy próbował wyciągnąć Astorię z łap Mardota. Kontakt do niego podsunął mu Andrew. On też miał kilka niezałatwionych spraw z Terrym i tak się składało, że jego każda porażka wybitnie poprawiała humor Kitowi. 
    Blaise wolał tym razem załatwić to bez zaprzyjaźnionego aurora. Im mniej osób wiedziało o wiadomości od Draco tym lepiej. W dodatku młody arystokrata nie bez powodu przekazał ją Hermionie. Dziwiło go niemiłosiernie dlaczego postanowił zaufać akurat Granger ale o tym porozmawiają jak to wszystko się skończy. Póki co stwarzali nieprzepadającą za sobą, pracującą bez żadnego planu, kontaktującą się przez posłańców, okłamującą się, nieufającą sobie nawzajem i współpracującą w zupełnej tajemnicy oraz na własną rękę drużynę...jednym słowem dno. Mężczyzna wątpił aby wszystko poszło gładko...ba spodziewał się pocałunku dementora dla nich wszystkich. To się nie mogło udać. Tutaj i największy optymista dałby za wygraną. Mimo wszystko próbowali, bo tam gdzie jest chęć tam i sposób się znajdzie. 
    - Ech - westchnął ciężko Illrock - niewiele Ci tu mogę pomóc. To bardzo zamknięty departament działający na terenie całego świata. Współpracują tylko ze sobą, reszcie rozkazują. Byle kogo tam nie spotkasz. Mało kto wynosi stamtąd informacje nieprzekazane do opinii publicznej i dalej cieszy się życiem. Wiem jedynie, że Mardot miał ostatnio na karku jednego gościa z departamentu ds. dziedzictwa kulturowego czarodziejów. Czego chciał to nie wiem. Może inni aurorzy będą wiedzieć a najwięcej pewnie powiedzą Ci Mardot i Malfoy skoro od niego masz tą kartkę. 
    - Szkoda, że z żadnym z nich nie porozmawiam. 
    - Ano, nie porozmawiasz. I dobrze Ci radzę najlepiej zapomnij o tym - machnął kartką w jego kierunku - jeśli znowu nie chcesz mieć kłopotów. Udupienie Mardota to jedno a Twoje życie to drugie. Zastanów się czy warto się narażać. Twoja żona nie powinna pracować w Ministerstwie wcale a już na pewno nie przy takich sprawach. - ton Kita zrobił się ostry - Pakujecie się w tarapaty, duże tarapaty. Odpuść dopóki jeszcze możesz, bo gwarantuję Ci to nie przejdzie bez echa.
    - Gdyby o mnie chodziło to nawet bym się tym nie zajął. Tu chodzi o mojego przyjaciela. On zrobił dla mnie bardzo wiele i ja muszę mu teraz pomóc. - Blaise stanowczo obstawał przy swoim.
    - Porywasz się z motyką na słońce. Przyjaźń niejednego już zaprowadziła na szubienicę. Dla niego nie ma już ratunku. Wiesz jak to działa. Lud chce winnych to im winnych wydadzą.
    - Astorii się udało...
    - I musiałeś poruszyć niebo i ziemię a sprawa była prosta dla wszystkich. - przerwał mu stanowczo starszy czarodziej - Teraz walczysz nie z opinią publiczną i Mardotem tylko jeszcze z całym biurem aurorów i departamentem działającym na całym świecie. Współpracownicy a przede wszystkim szef tego pajaca się wtedy nie wtrącali ale drugiej porażki już tak łatwo nie zniosą w dodatku jeśli kontrolerzy będą robić wokół nich tyle szumu. Na swoim terenie masz tylu starych wrogów a musiałbyś się jeszcze uporać z nowymi. Czy ty chłopie rozumu nie masz?!
    Pracownik Wizengamotu zakończył swoją przemowę dosyć energicznie zwracając na nich uwagę innych czarodziejów. Nie powinien dać się ponieść emocjom ale polubił tego dzieciaka. Wiedział, że jest już dorosły jednak w głębi serca widział w nim gówniarza myślącego, że zwojuje cały świat i uratuje każdego niewinnego. Było to bardzo szlachetne tylko co komu po tym? Bardziej szlachetni kończyli w celi z dementorem a on wkraczał na niepewny grunt. Nikt o zdrowych zmysłach by się tego nie podjął. Miał nadzieję, że wybije mu ten pomysł z głowy.
    - Z Twoją pomocą czy bez ja go z tego wyciągnę. 
    I to by było na tyle z nadziei Illrocka. Miał do wyboru stać biernie albo pomóc Blaisowi tak jak potrafił. Merlinie na co on się narażał? W całej swojej karierze politycznej bał się chyba tylko pierwszych rządów Voldemorta, bo podczas drugich spakował walizki i wyjechał. Na starość zamarzyło mu się mieć przybranego syna i to jeszcze syna wariata. Zanim zaczął się do niego przywiązywać powinien był wiedzieć, że czekają go z nim same kłopoty.
    - Merlin mi świadkiem, próbowałem Cię od tego odwieźć.
    Blaise nie mógł się nie uśmiechnąć. Troska tego staruszka rozczulała go. Zrobiłby wszystko żeby go od tego powstrzymać, bo uważa to za głupi pomysł (tutaj chyba wszyscy się zgadzali) ale nie da mu samemu pakować się w kłopoty. Coś jak relacja jego i Dracona z tym, że to zawsze blondyn go chronił. Właśnie dlatego on ten jeden raz też powinien się odwdzięczyć.
    - Wszystko, co wiedziałem o tym departamencie już Ci powiedziałem. Jednak jeśli ten departament kogoś nasłał na Mardota to ktoś coś musiał widzieć. Skoro jest plotka to musi być jakieś źródło. Jakaś nowa osoba w jego otoczeniu, cokolwiek innego niż zawsze. Po nitce do kłębka jak to mówią.
    - Tak tylko, że jest już środa a spotkanie w czwartek.
    - Cóż, Ty musisz zwijać nitkę od połowy. 
    - Zapamiętam. Dzięki za wszystko, Kit. Ostatnio nie było okazji...
    - Daj spokój, bo się rozkleisz. Jak dowiem się czegoś nowego to jakoś Ci przekażę. A i najważniejsza sprawa. Jakbyś mógł to działaj tak żeby mnie nic nie łączyło z tą sprawą. - syn synem ale Illrock zawsze przede wszystkim martwił się o siebie.
    - Będę się starał. - Blaise ponownie przywołał na twarz uśmiech.
    - Ty się staraj lepiej uważać na tego Dunlowa. - otyły mężczyzna znowu spoważniał - Coś mi tu nie pasuje. Człowiek o wszystkim wie na bieżąco a nie powiedział Ci o niczym dziwnym w zachowaniu Mardota jak wszyscy wtajemniczeni wiedzą, że ma kłopoty? 
    - Jest w tamtym środowisku. Może uznał, że dla mnie to bez znaczenia albo po prostu nie pomyślał żeby mi powiedzieć.
    - Tym bardziej uważaj. - jego głos zniżył się do szeptu - Tacy ludzie tylko udają, że nie myślą a wtedy to ci obok nich mają z tego problemy. Pamiętaj: on jest aurorem. W tej sprawie nie może być po środku i może nie wybrać Twojej strony. Oczywiście obym się mylił.
    - Wiem. - Blaise westchnął ciężko - Mam nadzieję, że mogę na nim polegać.
    - Nadzieja matką głupich, słyszałeś takie coś? Teraz już zmykaj. Sporo papierów na mnie czeka. I nie! - zareagował gdy Zabini znów coś chciał powiedzieć - Nie chcę tu słyszeć żadnych podziękowań. Zabieraj się stąd.
    Blaise posłusznie poszedł w swoją stronę. Od starszego mężczyzny dostał jakieś strzępki informacji ale jak miał zrobić coś dalej? Nie miał zbyt wielu przyjaciół w Ministerstwie. Musiał się zdać na Granger i Astorię. Jeśli ktoś mógł się tu czegoś dowiedzieć to właśnie one. O ile swojej żonie ufał o tyle wiedział, że to szanowana Hermiona będzie miała większe szanse na zdobycie informacji. Niby zgodziła się im pomóc ale skąd mieli wiedzieć, czy nie chce po prostu z powrotem wrzucić ich w łapy aurorów? Jeszcze do tego dochodził Dunlow. Wszystko się komplikowało i wymykało z rąk. 
    - Czy ja aby na pewno mam ten rozum? - powiedział po cichu pełny zwątpienia Zabini.


***


    Hermiona pracowała w swoim gabinecie razem z Astorią. Próbowały ustalić cokolwiek na temat tajemniczego spotkania z departamentem dziedzictwa kulturowego. Nie szło im to łatwo. Przegladały segregatory w poszukiwaniu wzmianki, która mogłaby naprowadzić ich na jakiś trop ale niestety bezskutecznie. Nie pocieszał ich fakt, że zostało im mało czasu. Tak naprawdę nie wiedziały nawet czy ma być to spotkanie czy cokolwiek innego. Z braku lepszych pomysłów tak właśnie założyli jednak nie mieli żadnej pewności. Blaise również nie pomógł. Nic nie wiedział ale obiecał, że popyta o tym w Ministerstwie. Żadna z kobiet nie chciała tego przyznać ale liczyły na to bardzo, bo nic nie wskazywało, że cokolwiek znajdą.
    Poszukiwania przerwała Astoria, rzucając segregator, który upadł z wielkim hukiem. Hermiona aż podskoczyła. Nie spodziewała się takiego hałasu. Ona zupełnie zatraciła się w czytaniu wszystkich notatek, protokołów i wyroków zapominając o tym, że nie każdy ma taką cierpliwość do służbowych tekstów. Blondynka wyglądała jakby zaraz miała wysadzić pomieszczenie. Była gryfonka pomyślała, że nigdy nie widziała tak groźnie wyglądającej kobiety. Trwało to jednak tylko chwilę. Pani Zabini szybko odzyskała rezon i ponownie wzięła się do wertowania dokumentów. Jej obserwatorka doskonale ją rozumiała. Nie dość, że Hermionie szło to dużo szybciej to nie odczuwała ona większego zmęczenia czego nie można było powiedzieć o siedzącej na przeciwko arystokratce. Oczy miała zaczerwienione, wierciła się na krześle i co chwilę rozmasowywała obolały kark. Kasztanowłosa poznała ją na tyle aby wiedzieć, że Astoria nigdy nie pokaże się jako gorsza od niej a już tym bardziej w takiej sprawie jak czytanie. Z punktu widzenia drugiej kobiety dochodził jeszcze fakt, że to jej bardziej powinno zależeć na rozwiązaniu tej zagadki a tym samym na pomocy Draco. Kiedy przejrzała kolejny dokument jej sfrustrowanie zwyczajnie musiało znaleźć ujście. Czy nadażyła się lepsza okazja żeby pogrubić łącząca ich nić porozumienia? Zdaniem Hermiony od kilku dni nie.
    - Idę na kawę. Za dużo tu tych literek. - powiedziała wstając od biurka.
    - To idź. Ja to jeszcze skończę. - odparła blondynka nawet na nią nie patrząc.
    - Nie. - tym razem przykuła jej uwagę - Nie musisz iść ze mną, jak dla mnie możesz nawet tu zostać ale wstań od tego. Im bardziej zmęczona będziesz tym gorzej będzie Ci to szło. Przeszukałyśmy już naprawdę dużo i jeszcze więcej przed nami. Nie da się tego zrobić a raz. Obie potrzebujemy przerwy.
    Zaponawała między nimi niezręczna cisza. Astoria doskonale wiedziała skąd wziął się pomysł Hermiony i niestety w duchu musiała się z nią zgodzić. Doprowadzało ją do szału, że ona zawsze miała rację i na dodatek robi tą przerwę dla niej. Po co ona rzucała tym cholernym segregatorem? Przecież nie potrzebowała litości ani tym bardziej pozwolenia na przerwę. Nie chciała jej robić i dać Granger satysfakcji.
    Jej rozmyślania przerwało wejście Zabiniego. Zdawał się być zupełnie nie świadomy zaistniałego problemu. Przywitał się z nimi i usiadł na miejscu Hermiony zaczynając rozmowę.
    - Mam kiepskie wieści. Prawdopodobieństwo, że coś tutaj znajdziecie - poruszył kartkami w segregatorze - jest raczej równe zeru. Może ewentualnie wynosić 1% ale szczerze wątpię.
    On również nie wyglądał najlepiej. Nie był zdenerwowany jak jego żona. Raczej sprawiał wrażenie zmartwionego. Każdy z nich przeżywał to co się działo. Mieli po prostu pomóc Malfoyowi ale oczywiście wszystko szło pod górkę. Stąpali po cienkim lodzie i Blaise kompletnie nie wiedział jak ma im to powiedzieć. One myślały, że co najwyżej będą mieli na głowie aurorów i sytuacja będzie w miarę opanowana. Niestety prawda wyglądała inaczej. Cała ta sprawa nie należała do bezpiecznych. Jeśli nie przestaną się tym interesować zwrócą na siebie uwagę a w tej sytuacji było to conajmniej niewskazane. Mężczyzna czuł, że wsadzają kij w mrowisko i mogło się to dla nich skończyć źle.
    - Ty coś masz? - zapytała Astoria zapominając o wcześniejszej rozmowie.
    Blaise jedynie spojrzał znacząco. Pokój w Ministerstwie nie należał do dźwiękoszczelnych. Zbyt daleko to zaszło. Nawet Illrock nie był zadowolony, że musiał z nim rozmawiać w tym budynku. Nigdy nie wiadomo kto akurat usłyszy wypowiedziane słowa.
    - Nic. - obie wiedziały, że sklamał.
    - W takim razie dajmy sobie z tym spokój i skoro jesteśmy w pracy to zajmijmy się swoimi obowiązkami.
    Sugestia Hermiony została doskonale zrozumiana przez jej rozmówców. O wszystkich odkryciach porozmawiają w domu. Przynajmniej Blaise je oświeci. O ile Astorię zdążył już poinformować legilimencją o tyle nie wiedział czy może sobie na takie coś pozwolić w stosunku do drugiej kobiety. Nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów z wyjątkiem dzisiejszego spotkania.
    Hermionę nagle olśniło. Jak mogła być tak głupia i wpaść na to dopiero teraz?! Jeżeli podejrzewali, że Mardot ma jakieś spotkanie wystarczyło go śledzić. Jeśli im się poszczęści zobaczą kogoś z tajemniczego departamentu i w końcu złapią jakiś punkt zaczepienia. Oczywiście wątpiła, że uda im się coś podsłuchać ale warto było chociaż zobaczyć z kim mają do czynienia.
    - Dobrze ale należy Wam się przerwa. - Blaise mówił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Obie panie przystały na propozycję i wspólnie postanowili wyjść poza Ministerstwo. Zaprosili Hermionę do ich domu. Była gryfonka czuła się dosyć niezręcznie ale wiedziała, że tam mogą spokojnie porozmawiać. Na miejscu okazało się, że państwo Zabini urządzili rezydencję bardzo elegancko i z klasą. Rozsiedli się na kanapach w salonie i nikt nie kwapił się aby zacząć temat. Ta sytuacja krępowała całą trójkę. Ku zdziwieniu wszystkich rozmowę podjęła Astoria.
    - Blaise powiedz czego dziś się dowiedziałeś.
    - Czeka nas trudne zadanie i mój kolega uważa, że pakujemy się w kłopoty.
    - Jakbyśmy nie wiedzieli. - prychnęła blondynka.
    - Nie przerywaj mi. - Zabini mówił bardzo poważnie. - Jest coś takiego jak departament ds. dziedzictwa kulturowego czarodziejów. Niestety jest to dosyć tajna organizacja. Działa w całym magicznym świecie i nie toleruje świadków. Każdy kto się w to zagłębiał kończył źle. W papierach nic o nich nie znajdziecie, bo nie pozwoliliby sobie na takie przeoczenie. Jeśli Malfoy zaszedł im za skórę to szanse na wyciągnięcie go z tego są równe zeru.
    - On twierdzi, że nic o nich nie wie. - Hermiona wtrąciła się do jego wypowiedzi. - Mówił, że raz na przesłuchaniu Mardot i jakiś inny mężczyzna pytali go o ten departament ale nic nie powiedział.
    - Pije verutaserum. Nie mógł kłamać.
    - Pytanie dlaczego interesują się Draco. - zastanawiał się czarnoskóry mężczyzna.
    - Może interesowali. - pozostała dwójka spojrzała na nią z zainteresowaniem - Może o coś go podejrzewali ale skoro nic go nie łączy z tym departamentem może to być ślepy trop i tracimy czas.
    - Przecież dał Ci tą kartkę. - zaoponowała Astoria.
    - Tak, jako haczyk na Mardota. Bardzo możliwe, że tego departamentu wcale nie należy łączyć z Malfoyem. Może chodzi tylko o Mardota i jego problemy. Jeśli mu zaszkodzimy będziemy mogli go szantażować a on uwolni Malfoya. Te dwie sprawy nie muszą być ze sobą powiązane.
    - Być może masz rację. - odparł Zabini. - Tylko w takim razie czego mamy szukać?
    - Myślałam o tym żeby śledzić Mardota.
    Małżeństwo wytrzeszczyło oczy.
    - Postradałaś rozum. Blaise właśnie powiedział, że Mardot ma najprawdopodobniej powiązania z najniebezpieczniejszym z departamentów a Ty chcesz mu podpaść śledząc go?
    - Nie widzę innego wyjścia. Jeśli w czwartek od rana będziemy mieć go na oku zobaczymy chociaż z kim się spotyka.
    - Jego może też chcesz śledzić? - zapytała kąśliwie Blondynka.
    - Masz jakiś lepszy pomysł?
    W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Prawda była oczywista nikt nie wymyśli już nic lepszego. Jednak ryzyko pozostawało ryzykiem. Gra toczyła się o wysoką stawkę. Wcielając w życie wizję Hermiony mogli stracić wszystko łącznie z życiem.
    - Mardot tak. Wszyscy inni nie.
    Kobiety gwałtownie spojrzały na Zabiniego.
    - Nie widzę lepszego rozwiązania. W razie czego będziemy mieć na głowie aurorów a nie tajną organizację a potem się zobaczy.
    - W porządku w takim razie wracamy do pracy i koniec na dziś tematu Mardota z wyjątkiem rozmów służbowych. - Astoria niechętnie przystała na ich plan.
    - Pozostaje jeszcze kwestia kto go będzie śledził.
    - Granger, bo to jej chory pomysł.
    - W porządku. - odpowiedziała chłodno była gryfonka.



*"Ostatnie poświęcenie"


Witajcie kochani
Po tak długiej nieobecności wracam do Was z nowym rozdziałem. Muszę niestety wycofać plany dodawania rozdziałów raz na 2-3 tygodnie, ponieważ zwyczajnie nie daję rady. Szukanie pracy, studia (zaliczyłam sesję xD), praktyki i moje życie prywatne zjadają mi każdą chwilę. Nie zapomniałam o tym opowiadaniu i jak najbardziej utrzymuję to, że je dokończę. Ciężko mi pisać na siłę, gdy jestem chora lub dzieją się rzeczy totalnie wytrącające mnie z rytmu jak to ostatnio bywa. Nowy Rok przyniósł mi trochę zmian i muszę się z nimi oswoić. Wiadomo, wszystko trwa szkoda tylko, że u mnie tak 5 razy dłużej niż u innych.
U naszych bohaterów niewiele zmian od ostatniej notki jednak zawiązały się już pewne sojusze. Powiem Wam, że ostatnio czuję się jak Hermiona z mojego opowiadania. Nie wiem na czym stoję ale wchodzę w to xD
Dajcie znać co myślicie o nowym rozdziale i jak Wam zapowiada się rok 2020. Może po staremu a może pełen zmian jak u mnie? Czekam na Wasze komentarze i ściskam cieplutko.
Pozdrawiam
Pani Black