"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje (...)
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje (...)
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość."*
z nich zaś największa jest miłość."*
Blaise i Astoria byli bardzo zajęci sobą, kiedy do środka wszedł średniego wzrostu mężczyzna o jasno-brązowych włosach i trochę ciemniejszych oczach.
- Witajcie, gołąbeczki.
Małżeństwo gwałtownie odwróciło głowy w stronę gościa Nie mieli czym się okryć i leżeli na kanapie w jednoznacznej pozycji. Blaise, ponieważ znajdował się na górze zasłaniał swoją żonę. Niestety jego pośladki były wystawione na widok odwiedzającego ich człowieka i mocno denerwowało to ciemnoskórego mężczyznę.
- Oby to było coś ważnego. - warknął
- Myślę, że jest ale jak coś to wrócę później.
- Nie trzeba. - wtrąciła Astoria - Mógłbyś się odwrócić Andrew?
- Może i bym mógł...
- To się odwróć! - powiedział zniecierpliwionym tonem Blaise.
Andrew Dunlow widział, że były ślizgon jest na granicy wytrzymałości. Szybko spełnił polecenie kolegi, wiedząc co się wydarzy jeśli nie posłucha. Auror do trumny jeszcze się nie wybierał. W tym czasie Blaise założył spodnie przyniesione wcześniej z sypialni. W gorszej sytuacji była Astoria. Jej sukienka leżała przy ścianie dokładnie tam, gdzie patrzył się teraz zaprzyjaźniony auror. Spojrzała wymownie na męża a potem na swoje ubranie. Mężczyzna podniósł z ziemi suknię i podał ją swojej żonie. Kobieta sprawnie przełożyła ją przez głowę i naciągnęła materiał do połowy ud.
- Zostawię Was, panowie. - odezwała się dumnie.
Blondynka ruszyła wyorostowana w kierunku schodów, udając że nie widzi rozrzuconych butów czy torebki. Andrew odprowadzał ją głodnym wzrokiem ale tego też zdawała się nie dostrzegać. Przeciwieństwo stanowił Zabini. Bywało, że takie zachowanie mu schlebiało jednak z pewnością nie wtedy. Przez byłego ślizgona tym razem przemawiały zazdrość i zdenerwowanie. Według Blaise jego przyjaciel powinien być chociaż trochę zmieszany a on wykorzystywał sytuację i ewidentnie gapił się na tylek jego żony.
- Podoba Ci się moja żona? - spytał prześmiewczo.
- Całkiem ładna, widziałem lepsze. - odpowiedział auror spokojnie.
- To może pogapiłbyś się na te lepsze?
Mężczyzna uśmiechnął się jakby wyjaśniał coś niesfornemu dziecku. Skrzyżował ręce na piersi i wciąż mając wyraz radości na twarzy pokręcił głową. Z piersi wydobyło mu się ciche westchnienie.
- Jeżeli nalegasz to ujmę to tak: - podjął wyzwanie Andrew - twoja żona to najlepsza partia jaką widziało to społeczeństwo i uwierz mi nikt Ci jej nie zabierze, bo wszyscy Grangerssowie, Malfoyowie i Zabini spaliliby za nią pół świata i ja też.
Dunlow spojrzał wymownie w oczy przyjaciela i czekał na jego reakcję. Sam odbiorca tej wypowiedzi wydawał się nieco złagodznieć. Auror na chwilę się zapomniał i ta kwestia została już wyjaśniona. Nie było do czego wracać.
- A właśnie skoro mowa o społeczeństwie, - kontynuował niespodziewany gość - słyszałeś że jego najwybitniejsi przedstawiciele zostali oskarżeni o nielegalną teleportację?
- Co ty do mnie mówisz? I co mnie to w ogóle obchodzi?
- A to, że nawet sam nadworny błazen Mardot chciał ich przyprowadzić do siebie. No ale jak Cię to nie interesuje to przekaż tylko Astorii, że jutro na 8 rano zaczyna pracę. - powiedział Dunlow szykując się do wyjścia
- Czekaj, czekaj. - odpowiedział zaciekawiony Blaise - to aż taka afera?
Posadził swojego gościa na kanapie i przyniósł dwie szklanki. Pstryknął palcami i natychmiast pojawił się skrzat domowy.
- Ogonku, przynieś mi butelkę whisky.
- Tak jest, panie Zabini.
Skrzat zniknął żeby po chwili pojawić się z zamówieniem właściciela. Eleganckimi ruchami postawił trunek na stoliku przy kanapie i zostawił mężczyzn samych.
- Ogonku? - zapytał zdziwiony Andrew - Nie dość, że nazywacie je po imieniu to jeszcze jakieś dziwne ruchy mają te wasze skrzaty.
- Astoria nie chciała widzieć przerażonych istot tylko porządną służbę. Twierdzi, że nie powierzyłaby swojego domu trzęsącym się galaretkom.
- No dobra a jak to osiągnąłeś? - zapytał gość tym razem z pełnym zainteresowaniem.
- Zapytaliśmy o imię, nie krzyczymy. Po prostu dobrze je traktujemy. One nie potrafią służyć gorzej, bo mają we krwi bycie najlepszymi pomocą i domowymi. Mogą się jedynie przestać bać wszystkich czarodziejów. - ciągnął dalej Blaise - Moje przestały się mnie bać kiedy dałem w pysk jakiemuś gościowi od Was jak przyszedł z jakimś wezwaniem. Wydzierał się na mojego skrzata i nie chciał przestać.
- Ha ha ha! Nie wierzę! - rechotał rozmówca klepiąc się w kolano - Rude chodził z podbitym okiem, bo krzyczał na skrzata? Jak to sprzedam chłopakom to padną. - powiedział Dunlow ocierając łzy rozbawienia.
- Nikomu tego nie sprzedasz i nikt nie padnie. - odpowiedział bardzo poważnie Zabini - Ja już skończyłem swoją wojnę z aurorami i nie chcę mieć nowej.
Auror doskonale wiedział o czym mówi gospodarz. Sam pomagał mu w sprawie Astorii jakiś czas temu. Wiedział co jej robili a skoro Blaise twierdził, że jest niewinna musiał coś zrobić. Wiele nie mógł, ponieważ sprawa z góry była przegrana. Córka smierciożerców, którzy uciekli po przegranej Czarnego Pana, miała odpowiedzieć za błędy swoich rodziców. Jednak widząc małą iskierkę nadzieji w dowodach Blaisea, ułatwiał przyjacielowi kontakt z niektórymi osobami czy załatwiał widzenia z żoną. Dawał z siebie wszystko. Sam chciał przesłuchiwać Astorię ale Mardot mu zabronił, twierdząc że mija się to z celem, bo są znajomymi. Andrew musiał się go posłuchać, bo to on zajmował się przesłuchaniami. Organizował je, nadzorował lub sam przesłuchiwał. Na szczęście Astoria nie zmiękła dowody Blaisea i zeznania Draco oczyściły ją z zarzutów. Mężczyzna żałował tylko, że to nie Mardot znajdował się w pokoju przesłuchań, kiedy pojawił się tam jego kolega. Na jego niepocieszenie oberwała inna osoba.
- Jasne, tak tylko żartowałem.
- Mhm, mówiłeś coś o akcji z Mardotem.
- Ach tak, słuchaj! - ożywił się auror - Dzisiaj międzynarodowy zakaz teleportacji złamała, złap się poręczy, Hermiona Granger. - Zabini wytrzeszczył oczy - Ten gościu, co trzęsie całym biurem aurorów szybko tam poleciał. Jak Mardot się o tym dowiedział to wybiegł z przesłuchania jak oparzony... Zobacz niby taki idiota a ma swoich donosicieli. Ale wracając do tematu, Mardot podobno udał się tam z nakazem sprowadzenia zatrzymanych do nas...
- Zatrzymanych? Mówiłeś tylko o Granger.
- No tak ale złapali przy okazji Weasleya, Pottera i tą młodą Weasleyównę. - Zabini wytrzeszczył oczy i wyglądał jakby trzasnął go piorun - Nieźle nie? Nasze kochane złote trio razem z panienką Pottera w pace. Nigdy nie myślałem, że dożyję takiej chwili. No ale to nie ważne, słuchaj, Andariel odprawił go z kwitkiem...
- Przecież Mardot miał nakaz.
- No miał, wystawiony na lewo.
Zabini zaczął się śmiać. Każdy, kto utarł nosa znienawidzonemu aurorowi, zaslugiwał na butelkę ognistej. Mężczyzna czuł, że tak dobrego dnia już dawno nie było.
- Muszę mu pogratulować. - powiedział Blaise, wciąż się śmiejąc.
- Nie ty jeden, połowa Ministerstwa już go kocha.
- Połowa Ministerstwa? To takie sprawy nie są tajne?
- Są i dlatego nigdy mnie tu nie było. - powiedział Andrew, wymownie patrząc się na przyjaciela.
- No jasne, bez obaw. Mów dalej.
- No właśnie. Blaise, ty mi ciągle przerywasz! - zawołał z udawną urazą, na co jego kolega ponownie się zaśmiał. - Dobra do rzeczy, Andariel kazał mu wypierdalać i Mardot wrócił do nas. Poszedł do szefa, tamten się lekko mówiąc, zdenerwował i wysłał go po prawdziwy nakaz z odpowiednim papierkiem na uzasadnienie, bo się bał, że szef departamentu ds przestrzegania prawa mu odmówi. Obawy były słuszne. W uzasadnieniu napisał, że najpierw należy sprawę wyjaśnić a potem wystawiać nakazy. Podobno zapytał jeszcze Mardota czy ma też napisać, że obawia się o los podejrzanych ze względu na lewy nakaz.
- Ty żmijo, powiedziałeś mu?
- No nie wiem jak to się stało, może jakoś tak w przyplywie emocji? - zakpił Dunlow
- Zasłużyłeś na najlepszą butelkę ognistej jaką mam. - odpowiedział Blaise ze śmiechem.
- Będę pamiętał. No i na tym koniec tej historii. No prawie, w sumie to nie wiem dlaczego ale Granger i resztę puścili a skoro tak to chyba mogła się teleportować. Rellow nie chciał nic powiedzieć ale kazał poinformować Astorię, że jednak zaczynają jutro a nie za miesiąc. Coś mi się wydaje, że to ma ze sobą związek.
- Kurwa, oby nie. Mam już dosyć wszystkiego, co ma ze sobą związek. To miała być zwykła praca a nie jakieś zagadki, związki i nie wiadomo co jeszcze. Mało mieliśmy już kłopotów? - dobry humor gospodarza zniknął w mgnieniu oka.
- Spokojnie, stary. Nic się nie wydarzy. Erick to ogarnięty facet, który nie da im zrobić krzywdy.
- Zaufałem Ci w tej kwestii i mam nadzieję, że się nie pomyliłem.
- Spokojnie, mówiłem Ci, będzie dobrze.
Blaise i Andrew rozmawiali jeszcze jakiś czas o mniej poważnych sprawach. Ta przyjaźń nie powinna przetrwać w obecnym świecie a jednak jakoś udało im się ją utrzymać. Stanowili dziwne połączenie - syna smierciożerców i aurora. Na początku każda postronna osoba myślała, że jeden z mężczyzn ma w tym interes. Potem uważali, że to symbioza aż zabrakło im plotek i przykładów pomocy. Czarodzieje musieli pogodzić się z tym, że oni jako jedni z pierwszych przełamali lody. Niestety nie dało to masowego efektu.
Po jakimś czasie ponownie zeszli na temat Mardota. Chociaż jego metody pozostawiały wiele do życzenia to należało mu przyznać, że odnosił rekordową skuteczność. Większość pozostających na wolności morderców już namierzono i była to tylko kwestia czasu aż zostaną schwytani. Chociaż auror od dłuższego czasu opowiadał o przesłuchaniach prowadzonych przez nielubianego aurora ani razu nie wspomniał o Draco. Blaisea bardzo zaniepokoiło unikanie tematu przez jego przyjaciela.
- Wiesz może co z Draco? - przerwał mu czarnoskóry mężczyzna.
- Dalej zeznaje, z tego co wiem nic się nie zmieniło.
Pomiędzy rozmówcami zapadła nie ręczna cisza. Los blondyna był z góry przesądzony i nie zapowiadało się na żadną zmianę.
- Jakim cudem zeznania cudownego Pottera, wybawiciela tego świata mu nie pomogły. Nawet McGonagall była za nim i nic...
- Wiem jak Cię to martwi.
- Chyba nie bardzo... Wy takich tylko zamykacie.
- Blaise opanuj się zanim powiesz o jedno słowo za dużo. - Andrew spojrzał gniewnie na siedzącego obok mężczyznę. - Nie ty jeden straciłeś kogoś przez tą wojnę.
- Ja go zostawiłem...nie powinienem.
Zabini zawiesił głowę i zamknął oczy. Malfoy wyraźnie zakazał mu kontaktu ze sobą, twierdząc że to niebezpieczne. Teraz Draco mógł jedynie zobaczyć w Proroku, który wypisywał na niego różne bzdury. Żałował, że się na to zgodził. Owszem, martwił się o Astorię ale ona i tak wylądowała na przesłuchaniach. Zawsze podejmował niby dobre decyzje, których później tylko żałował.
- Chcesz mu coś przekazać?
- Co?! - zapytał zaskoczony Blaise - masz z nim kontakt?
- Nie mam ale Draco zawsze idzie od kominków do pokoju przesłuchań o tej samej godzinie. Musi zjechać windą w dół. Mogę go przy tej windzie przypadkiem spotkać.
- Naprawdę mógłbyś?
- Mógłbym ale tylko raz. To co Ci proponuję to według całego świata zdrada swoich, więc nie oczekuj tego więcej.
- Okey, ten jeden raz. Powiedz mu, że postaram się jakoś pomóc, Granger jest kontrolerem ds przestrzegania prawa a już raz chciała mu pomóc. Będzie dobrze. - Blaise się zawachał - Powiedz mu, że Astoria jest w ciąży.
- Gratulacje stary, co się nie chwaliłeś? - auror podniósł się i zaczął klepać po plecach przyjaciela.
- Nie chcę zapeszyć. Nie rozpowiadaj tego.
- Jasne. - Dunlow spojrzał na zegar - Dobra, będę się już zbierać. Dzięki i jeszcze raz gratulacje.
Przyjaciel pożegnał się i opuścił dom Zabinich. Blaise wyciągnął paczkę i wyjął papierosa. Może i był pesymistą ale martwiła go cała ta sytuacja. Święta trójca została złapana w Rumunii i nikt nie chciał mówić o co chodzi? Do tego dochodziła jeszcze ta wcześniejsza praca i rozgrywki pomiędzy Rellowem a Mardotem. Coś tu było bardzo nie w porządku.
***
Gdy zatrzymani razem z Erickiem Rellowem weszli do domu od razu naskoczyła na nich pani Weasley.
- Gdzie Wy byliście?! My tu od zmysłów dochodzimy...
Urwala, gdy zobaczyła starszego od swoich dzieci , dobrze ubranego mężczyznę.
- Dzień dobry. Pani Weasley, jak sądzę?
- Zgadza się. A kim Pan jest?
- Erick Rellow. - mężczyzna podał rękę pulchnej kobiecie - Jestem szefem Hermiony. Niestety przez nieporozumienie zatrzymano tych państwa ale już wszystko wyjaśniliśmy. Niestety władza ma jeszcze kilka obaw i muszę dopilnować aby ta czwórka wróciła do Anglii już dziś. Państwo oczywiście mogą zostać.- No proszę, mój młodszy braciszek znów coś przeskrobał. - odezwał się George trzymając małe dziecko na rękach.
- Czy to Fred? - zapytała rozczulona Hermiona.
- Tak, chcesz zobaczyć? - odparł z dumą młody tata.
- Jasne.
Hermiona szybko podeszła do dziecka. Był ubrany w body z długim rękawem i spodnie. Mały Fred miał już niecałe cztery miesiące i wyglądał jak urocza kuleczka. Miał ciemne oczy i łysą główkę. Usta pozostawały otwarte. Nosek był zadarty ale niewielki i o ładnym kształcie. Skóra dzidziusia przypominała w dotyku aksamit o kolorze mlecznej czekolady. Malec jedynie imię i nazwisko odziedziczył po Weasleyach. Z wyglądu przypominał Angelinę.
- Śliczny jak mamusia. - powiedziała rozczulona Hermiona.
- Powiedz mojemu bratu to też takiego będziesz miała.
George mrugnał do niej. Była gryfonka zarumieniła się i utkwiła spojrzenie w swoich butach, które nagle wydały się jej bardzo interesujące. Oczywiście wiedziała skąd się biorą dzieci ale takie żarty ją peszyły tym bardziej, że obok stał Pan Rellow. Mimo swojego zmieszania nie była zła na starszego przyjaciela. Pamiętała czasy kiedy opłakiwał Freda i nie miał ochoty na żadne dowcipne uwagi albo docinki. Widziała jak bardzo George przeżył śmierć brata i nigdy nie chciała żeby te czasy powróciły. Jego syn nawet dostał takie same imię.
- George! Przestań zawstydzać gości. Jak ty się zachowujesz? - w obronie Hermiony stanęła Molly
- Tak tylko żartuję. - odpowiedział rudzielec, wciąż się uśmiechając.
- Przepraszam Pana za tą sytuację. - zwróciła się tym razem do Ericka.
- Spokojnie, przecież nie ma Pani za co. - odpowiedział ciepło.
- No powiem szczerze tego jeszcze nie wiem. Dlaczego moje dzieci zostały zatrzymane?
Matka Rona nie dodała nic o Harrym i Hermionie. Nie dlatego, że nie interesowała się ich losem. Przez te wszystkie lata wzajemnych przyjaźni i miłości Pani Weasley kochała tą dwójkę jak własną rodzinę. Nie traktowała ich gorzej niż swoich swoich potomków. Kiedy trzeba było ratowała ich a w zwykłe dni darzyła miłością i ciepłem. Kiedy kobieta przed obcym człowiekiem nie oddzieliła ich od własnych dzieci serca całej piątki, która stała w pokoju, zabiły z o wiele większym uczuciem.
- Pani Granger nie dopilnowała pewnych formalności w sprawie teleportu ale gdy spotkaliśmy się w Rumuńskim biurze wszystko załatwiła. Zatrzymanie reszty było skutkiem tego, że spotkano ich razem. Nie stało się nic poważnego.
Hermiona była pod wrażeniem. Jej szef nie skłamał ani razu. Przedstawił jednak prawdę w taki sposób, że cała sytuacja wydała się błachostką.
- Niestety - kontynuował - muszę eskortować całą czwórkę do Anglii. Tutejsi funkcjonariusze nalegali żeby sprawcy zamieszania wrócili już do domu. Są odrobinę przewrażliwieni.
- Nie mogą pojechać jutro? Angelina i Charlie jeszcze nie wrócili. Myślę, że będą się chcieli pożegnać.
- Przykro mi, proszę Pani. Mam dziś jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Molly Weasley ze smutkiem przyjęła odmowę jednak nie miała innego wyjścia jak tylko się zgodzić. Po serdecznych uściskach i pozdrowieniach wszyscy złapali się za ręce a Pan Rellow użyczył Hermionie swojego ramienia. Nie uszło to uwadze Rona, który zrobił niezadowoloną minę. Jeśli chodziło o relacje jego dziewczyny z innymi mężczyznami, rudzielec bywał zazdrosny a Rellow stanowił dobrą partię. Był bogatym i przystojnym mężczyzną. Miał szerokie wpływy i dobrą posadę w Ministerstwie. Nie spodobał mu się już pierwszego dnia ich znajomości.
Wszyscy poczuli charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka i po chwili znajdowali się przed domem państwa Granger. Rellow pożegnał się i zniknął a reszta weszła do środka.
- Hermiona! Jak dobrze, że już jesteś. - ojciec przytulił ją ciepło. - Widzę, że znalazłaś przyjaciół.
- Tak, tato. Wszystko było w porządku.
Kłamstwo ciążyło dziewczynie na sumieniu. Zgodnie ustalili, że nie będą mówić rodzicom kasztanowłosej o całej sprawie. Chociaż bardzo ją to bolało musiała zataić przed nimi informacje, których się dowiedzieli. Rellow i Andariel wyraźnie zaznaczyli, że nikt ma się o tym nie dowiedzieć. Mogła jedynie przedstawić im wersję, którą znała reszta rodziny Weasleyów. O prawdopodobnym niebezpieczeństwie pracownicy Ministerstwa zabronili im wspominać nawet jednym słowem.
- Bardzo się cieszę. - odpowiedział Pan Granger i zwrócił się do pozostałych. - Miło was widzieć.
- Tato, znasz Harrego i Ginny są parą od jakiegoś czasu. Rona również znasz ale chciałam go przedstawić oficjalnie jako mojego chłopaka.
- Słyszałem o Tobie wiele dobrego. - powiedział z uśmiechem i podał rękę Ronowi a następnie Harremu i Ginny. - O Was również. Bardzo się cieszę, że nas odwiedziliście. Zawsze jesteście tu mile widziani. Zapraszam do salonu.
Chłopak Hermiony zgodnie z jej oczekiwaniami poczerwieniał po same uszy i nie wiedział co powinien powiedzieć z wyjątkiem skrępowanego "Dzień dobry". Hermionie wydało się to bardzo urocze. Na jego szczęście inicjatywę przejęła jego siostra nawiązując luźną i niewiele wnoszącą rozmowę.
Przy herbacie opowiedzieli dosyć streszczoną historię ich pobytu w Rumunii. Dentysta był nieco zszokowany opisywanymi wydarzeniami. Wiedział jak zareaguje na to jego żona. Ona z pewnością nie przyjmie tego łagodnie gdy już wróci z zakupów. Jego obawy oczywiście się potwierdziły na szczęście uratował ich ponownie humor rudej przyjaciółki, która szybko podłapała temat zostawionej walizki. Jej żarty rozładowały napiętą atmosferę i zmieniły całe spotkanie w opowiadanie najśmieszniejszych historii. Hermiona zmieniona w kota, Hermiona ucząca Rona poprawnej wymowy zaklęcia, Hermiona zapraszająca Cormaka na przyjęcie... Jednym słowem Hermiona została gwiazdą spotkania.
Późnym wieczorem trójka przyjaciół pożegnała się kolejną porcją uścisków, pocałunków, serdecznych życzeń i pozdrowień. Po wszystkim Potter i Weasleyowie wrócili do Nory umawiając się, że w weekend zostaną tu na noc. Pierwszy raz to oni mieli teleportować się do niej a nie na odwrót i była gryfonka bardzo cieszyła się z takiego obrotu spraw. Wreszcie czuła, że ma przy sobie wszystkich. Jednak w jej głowie wciąż kłębiło się mnóstwo pytań. Zaczynała mieć obawy czy kiedykolwiek doczeka się spokojnej nocy, nie martwiąc się o jutro.
***
Draco szedł swoją codzienną drogą na przesłuchanie. Mijał mnóstwo ludzi, część z nich zaczął już rozpoznawać. Kobieta w wysokim koku zawsze zamierzała razem z nim do winy. Mężczyzna z blizną pod okiem każdego dnia skręcał w lewo zaraz przed korytarzem do windy. Tym razem szedł z nim jeszcze ktoś. Jego widział pierwszy raz.
Kiedy wysiadła właścicielka upiętych włosów nieznajomy odwrócił się do niego. Skierował windę niżej za pomocą magicznej karty. Urządzenie zatrzymało się w podziemiach ale krata nie otworzyła się. Blondyn nie wiedział co się dzieje. Czuł się zagrożony a nie miał różdżki. Zarządzeniem Wizengamotu podejrzanym o smierciożerstwo magiczne przedmioty odbierano. Malfoyom zniknęła połowa zaczarowanych sprzętów domowych.
- Pozdrowienia od Blaisea.
Draco spojrzał chłodno na towarzysza. Nie ufał mu. Wiele osób go nienawidziło ale jeszcze nikt nie próbował go podejść a na pewno nie w ten sposób. Ten mężczyzna był pierwszą osobą, z którą nawiązywał kontakt od czasu otrzymania wyroku.
- Nie bój się. Nazywam się Andrew Dunlow, jestem aurorem i przyjacielem Blaisea.
- Miło poznać. Jestem Draco Malfoy jak za pewne wiesz i jeśli się spóźnię na przesłuchanie Mardot się zdenerwuje a ja nie bardzo chcę się z nim kłócić.
- Wiem. Mardot dostał wezwanie do departamentu ds przestrzegania prawa w twojej sprawie. Mam Cię poinformować, że dziś przesłuchania nie będzie.
- Czemu informujesz mnie tutaj? - Draco nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.Kiedy wysiadła właścicielka upiętych włosów nieznajomy odwrócił się do niego. Skierował windę niżej za pomocą magicznej karty. Urządzenie zatrzymało się w podziemiach ale krata nie otworzyła się. Blondyn nie wiedział co się dzieje. Czuł się zagrożony a nie miał różdżki. Zarządzeniem Wizengamotu podejrzanym o smierciożerstwo magiczne przedmioty odbierano. Malfoyom zniknęła połowa zaczarowanych sprzętów domowych.
- Pozdrowienia od Blaisea.
Draco spojrzał chłodno na towarzysza. Nie ufał mu. Wiele osób go nienawidziło ale jeszcze nikt nie próbował go podejść a na pewno nie w ten sposób. Ten mężczyzna był pierwszą osobą, z którą nawiązywał kontakt od czasu otrzymania wyroku.
- Nie bój się. Nazywam się Andrew Dunlow, jestem aurorem i przyjacielem Blaisea.
- Miło poznać. Jestem Draco Malfoy jak za pewne wiesz i jeśli się spóźnię na przesłuchanie Mardot się zdenerwuje a ja nie bardzo chcę się z nim kłócić.
- Wiem. Mardot dostał wezwanie do departamentu ds przestrzegania prawa w twojej sprawie. Mam Cię poinformować, że dziś przesłuchania nie będzie.
- Tutaj nikogo nie ma i nie będzie dopóki nie odblokuję windy. Wyjdziesz kominkiem na dole eskortowany przeze mnie. Nikt nie może zobaczyć, że wracasz wcześniej. Potem wrócimy tutaj i za 3 godziny ponownie wyjdziesz ale tym razem normalną drogą.
- Wybacz ale nie interesują mnie wasze gierki. Jeśli nie ma przesłuchania a ty masz mnie zaprowadzić do domu to czas żebym się tam udał i za te trzy godziny wróć po mnie.
- A to szkoda, bo są na Twoją korzyść. Lepiej dla ciebie jak się jednak zainteresujesz.
- W takim razie o co chodzi?
- Załatwiłem nam to spotkanie, bo prosił mnie Twój przyjaciel. Pyta co u Ciebie i czy nic Ci nie potrzeba. Drugiej takiej szansy miał nie będziesz.
Draco miał moment zawachania. To rzeczywiście była dla niego szansa. Mógł powiedzieć aurorowi o tym co przeczytał w notesie Mardota. Czas działał na jego niekorzyść. Spotkanie miało się odbyć za dwa dni. Andrew jednak musiał inaczej zrozumieć milczenie blondyna. Wywnioskował, że ten nie ma mu nic do powiedzenia.
- Skoro tak wolisz. Powiem mu, że nic się nie zmieniło.
Mężczyzna wypuścił ich z windy i przywołał ogień w kominku. Sterowała nim osoba z magiczną kartą - w tym przypadku Andrew. Czarodziej mógł dostać się jedynie w miejsce wskazane przez właściciela tej rzeczy. Draco już miał wejść do kominka, gdy ponownie usłyszał głos swojego rozmówcy.
- A zapomniałbym! Blaise kazał Ci przekazać radosną nowinę. Astoria jest w ciąży.
Draco uśmiechnął się tylko i zniknął w niebieskich płomieniach. W duchu dziękował swojej intuicji, że nie wygadał się przed tym człowiekiem.
***
Dziś zaczynał się pierwszy dzień jej pracy. Założyła czarną sukienkę i srebrną spinkę. Miała klasyczny makijaż i wyglądała na przeciętną pracownicę ministerstwa, czyli tak jak chciała. Ostatnio za bardzo zwracała na siebie uwagę i nie potrzebowała tego teraz. Jej rodzice zaczęli już pracę więc wychodząc zamknęła dom i zabrała klucze do torebki. Oprócz wszystkich niezbędnych rzeczy znajdowało się tam jeszcze coś. Spakowała swój tajemniczy prezent. Nie wiedziała co o tym myśleć i musiała jakoś rozwiązać tę sprawę. Pomyślała, że lepiej będzie jeśli zabierze go ze sobą i pokaże Rellowowi. On na pewno jej pomoże.
Hermiona przyszła do biura jako druga osoba. Nic dziwnego, przecież do rozpoczęcia pracy mieli jeszcze 40 minut. Na miejscu był już Pan Rellow, chociaż bardziej pasującym określeniem wydawało się "jeszcze" zamiast "już". Pod oczami pojawiły mu się sine okręgi. Koszula domagała się porządnego wyprasowania a włosy wyszczotkowania. Białka mu się zaczerwieniły. Mężczyzna wyglądał jakby nie spał od dwóch dni.
- Proszę, szefie. - powiedziała Hermiona podając mu kubek z parującą kawą.
- Granger, ty...nie powinnaś dopiero wychodzić z domu? - zapytał Rellow na wpół oburzony na wpół zdziwiony.
- Przyszłam wcześniej. Poczekam gdzieś jeśli chce Pan zostać sam.
Hermionie zrobiło się przykro. Zawiesiła głowę i zebrała się do wyjścia. Nie chciała się spóźnić a on witał ją jakby zrobiła coś złego. Przecież nie było nic niewłaściwego w tym, że stawiła się w pracy wcześniej.
- Nie, nie. - Rellow wstał do niej i pociągnął ją delikatnie za rękę na kanapę. - Usiądź, proszę. Jestem trochę rozdrażniony. Nie za dużo spałem. Doceniam, że jesteś wcześniej, w końcu większość tutaj się spóźnia. - powiedział z lekkim, zmęczonym uśmiechem.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziała, choć tak naprawdę wyobrażała sobie poranek w pracy inaczej. - Nad czym Pan tak pracuje?
- Ja? A tak... Widzisz dziś macie dość ważne zadanie. Ty porozmawiasz z Mardotem a Astoria z resztą aurorów w biurze. Musisz wypytać o wszystko jak znam życie nic nie powie ani on ani jego koledzy ale takie rozkazy.
- Rozkazy? - na to pytanie Rellow spiął się wyraźnie.
- No... wiesz...wie Pani- odpowiedział nieskładnie - my też podlegamy pod wyższe osoby. To nie jest ważne, musi go Pani przytrzymać jak najdłużej nawet do 11.
Hermiona była conajmniej zdziwiona zachowaniem swojego szefa. W niczym nie przypominał człowieka, którego poznała kilka dni temu. Opanowany, wygadany, kulturalny mężczyzna zniknął podmieniony przez bełkotającego bez ładu i składu człowieka. Pomyślała, że odłoży rozmowę o jastrzębiu na inny termin. Po dzisiejszym stanie swojego szefa nie wiedziała jak zareagowałby na taką informację.
Pan Rellow pokazał jej miejsce pracy. Miała swoje biurko i siedziała tyłem do okna. Pokój dzieliła z Astorią, której jeszcze nie było. Dostała samonotują e pióro oraz takie zwyczajne. Mogła wybierać, którego używać. Nie miała wprawy w używaniu tego pierwszego i zdecydowała się na to drugie.
Po jakimś czasie zaczęli schodzić się pozostali pracownicy. Sekretarka, specjaliści ds prawnych, specjaliści ds finansowych, specjaliści ds składów eliksirów... specjaliści ds wszystkiego. Jej praca polegała na wypatrzeniu nieprawidłowości w przestrzeganiu prawa a potem przekazywała to dalej do odpowiedniego czarodzieja lub czarodziejki. W pewnym sensie była informatorem, który musiał donieść o tym, co mogło się nie zgadzać. Do jej zadań należały kontrole z wybranymi pomocnikami, przesłuchania oficjalne o nieoficjalne oraz robienie z tego odpowiednich raportów.
Tego dnia miała zacząć od przesłuchania i kompletnie nie wiedziała jak ma się do tego zabrać. Jedynym jej pomysłem było sprawdzenie jak Mardot traktuje swoich podejrzanych i świadków, tylko jak miała to rozciągnąć na trzy godziny? Wybrała czysty pergamin i pióro i zaczęła notować potencjalne pytania. Skupiła się na tym tak bardzo, że podskoczyła na wejście Astorii i Rellowa.
Astoria nie przywitała się z nią. Wyjęła swoje prywatne rzeczy na blat, zabrała te, które były jej potrzebne i wyszła. Hermiona nie spodziewała się lepszej reakcji. Pomimo dosyć dobrego zachowania się na rozmowie przy ich szefie obie kobiety nie zapomniały ostrej wymiany zdań na korytarzu. Współpraca z blondynką nie zapowiadała się na łatwą ale była gryfonka nie mogła na to zbyt wiele poradzić. Ślizgoni mieli trudne charaktery nawet po zakończeniu szkoły. Niestety panna Granger musiała przyznać się, że sama nie zachowała się lepiej. Dała się wciągnąć w dziecinną pyskówkę i było jej z tego powodu strasznie głupio.
Zdarzało się, że łatwo traciła panowanie nad sobą. Ginny zapewniała ją, że to normalne po tym co przeszli. Jej przyjaciółka widziała w tym reakcję obronną. Łatwiej było na kogoś naskoczyć niż dać się skrzywdzić ale Hermiona nie uznawał tego argumentu. Pamiętała wszystko co przeszła: napis "szlama", który wycięła jej Bellatriks, walkę z Nagini, ucieczka na smoku, bitwa o Hogwart, jednak mimo tych wszystkich zdarzeń udało im się wyjść z tego cało. Byli na świecie ludzie i czarodzieje, którzy traktowali ją z miłością i nigdy jej nie skrzywdzili. Jak mogła odzyskać panowanie nad sobą? Znała odpowiedź, to były wiara, nadzieja i miłość. Tak niewiele a jednoczescie tak dużo. Miała zamiar pomagać nawet smierciożercom a do tego te trzy rzeczy były jej niezbędne.
Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Wzięła się w garść i odgoniła smętne myśli. Musiała zacząć przesłuchanie Mardota.
- Proszę.
- Witam Pannę Granger. Widzę, że udało się Pani złamać prawo i nie ponosić żadnych konsekwencji.
- Dzień dobry. Konsekwencje poniosłam takie same jakie ponieśliby inni na moim miejscu. Myślę, że Pan o tym już wie.
- A mówili, że bystra z Pani kobieta. Cóż nie zawsze plotki się potwierdzają. - odpowiedział Mardot z perfidnym uśmieszkiem. - Jeśli można przejdźmy do rzeczy. Mam dziś dużo pracy.
- Myślę, że Pana praca może zaczekać. Przesłuchania jeden dzień później nie zrobią Panu różnicy. - Hermiona walczyła ze sobą, żeby nie naskoczyć również na Mardota.
- O co więc chodzi?
- O Pana pracę, myślę, że to również Pan już wie.
- Widzi Pani ja nie jestem Merlinem i nie wiem wszystkiego z góry. Nie przekraczam regulaminu, nie robię nic więcej niż muszę. Zamiast zająć się czymś pożytecznym, przesłuchujecie ludzi ratujących wam dupy! Co ja tu robię?! - Mardot nie próbował zachować powagi.
- Odpowiada mi Pan na pytania. Jeżeli nie ma Pan nic do ukrycia to nie musi się Pan denerwować. Zacznijmy od tego jak to jest, że jednak sporo Pan wie. Wiedział Pan, że zostałam zatrzymana. Skąd?
Mardot nie odpowiadał. Musiał się domyślać o co będzie pytany ale i tak nic nie mówił. Hermiona nie mogła podać mu verutaserum bez konkretnych zarzutów a póki co ich nie miała.
- Czyli jednak ma Pan coś do ukrycia.
Odpowiadała jej cisza. Mardot przeszywał ją swoim wzrokiem. Czarne ubrania kontrastowały z jego białą cerą. Wyglądał na zmęczonego życiem. Nie jak Rellow na niewyspanego, on przypominał jej Voldemorta. Człowieka, który ze względu na swój cel (w tym wypadku łapania śmierciożerców) nie spał miesiącami i powoli wariował.
- Dobrze się Pan czuje? - zapytała nagle Hermiona.
- Słucham? - Mardot był wyraźnie zaskoczony.
- Jest Pan bardzo blady. Nie chcę, żeby Pan tu zemdlał.
- Nie potrzebuję litości. Nigdy jej nie miałem i to przez Ciebie!
- Może Pan rozwinąć?
- Nie. - Mardot znowu przybrał obojętną twarz.
- W takim razie słucham odpowiedzi.
Chyba, że Pan coś ukrywa i mam Panu odebrać różdżkę do wyjaśnienia sprawy.
- No, no - powiedział auror śmiejąc się - nieźle. Pierwsza próba zastraszania za Panią. Ładnie ale bez podstaw. Groźby trzeba spełniać.
Hermiona przyznała rację wszystkim innym - Mardot to pajac.
- Chyba nie zdaje Pan sobie sprawy z Pańskiego położenia, więc wyjaśnię. Nie zrobił Pan nic w sprawie Dracona Malfoya, chociaż miał on silną linię obrony. Wiedział Pan z nieudokumentowanych źródeł o moim zatrzymaniu a miało to miejsce w Rumunii. Wypisał Pan nakaz i złamał Pan prawo, bo nakazy to nie Pańska działka. Wiem jak traktuje Pan smierciozerców i jest to znów niezgodne z prawem. Może według Pana to wszystko to brak podstaw ale dla mnie to są mocne podstawy. W dodatku utrudnia Pan śledztwo i nie współpracuje, myślę, że byłoby dla Pana lepiej, jeśli zacząłby Pan ze mną rozmawiać.
Mardot zdębiał. Nie spodziewał się tego po kontrolerze, który pracuje tu jeden dzień. Jeśli bardziej ją zdenerwuje to rzeczywiście mogła narobić mu kłopotów a teraz nie były one potrzebne ani jemu ani reszcie jego biura.
- Dobrze. Skoro tak Pani stawia sprawę to zaczynamy.
*"Hymn o miłości"
Witajcie kochani.Hermiona przyszła do biura jako druga osoba. Nic dziwnego, przecież do rozpoczęcia pracy mieli jeszcze 40 minut. Na miejscu był już Pan Rellow, chociaż bardziej pasującym określeniem wydawało się "jeszcze" zamiast "już". Pod oczami pojawiły mu się sine okręgi. Koszula domagała się porządnego wyprasowania a włosy wyszczotkowania. Białka mu się zaczerwieniły. Mężczyzna wyglądał jakby nie spał od dwóch dni.
- Proszę, szefie. - powiedziała Hermiona podając mu kubek z parującą kawą.
- Granger, ty...nie powinnaś dopiero wychodzić z domu? - zapytał Rellow na wpół oburzony na wpół zdziwiony.
- Przyszłam wcześniej. Poczekam gdzieś jeśli chce Pan zostać sam.
Hermionie zrobiło się przykro. Zawiesiła głowę i zebrała się do wyjścia. Nie chciała się spóźnić a on witał ją jakby zrobiła coś złego. Przecież nie było nic niewłaściwego w tym, że stawiła się w pracy wcześniej.
- Nie, nie. - Rellow wstał do niej i pociągnął ją delikatnie za rękę na kanapę. - Usiądź, proszę. Jestem trochę rozdrażniony. Nie za dużo spałem. Doceniam, że jesteś wcześniej, w końcu większość tutaj się spóźnia. - powiedział z lekkim, zmęczonym uśmiechem.
- Nic nie szkodzi. - odpowiedziała, choć tak naprawdę wyobrażała sobie poranek w pracy inaczej. - Nad czym Pan tak pracuje?
- Ja? A tak... Widzisz dziś macie dość ważne zadanie. Ty porozmawiasz z Mardotem a Astoria z resztą aurorów w biurze. Musisz wypytać o wszystko jak znam życie nic nie powie ani on ani jego koledzy ale takie rozkazy.
- Rozkazy? - na to pytanie Rellow spiął się wyraźnie.
- No... wiesz...wie Pani- odpowiedział nieskładnie - my też podlegamy pod wyższe osoby. To nie jest ważne, musi go Pani przytrzymać jak najdłużej nawet do 11.
Hermiona była conajmniej zdziwiona zachowaniem swojego szefa. W niczym nie przypominał człowieka, którego poznała kilka dni temu. Opanowany, wygadany, kulturalny mężczyzna zniknął podmieniony przez bełkotającego bez ładu i składu człowieka. Pomyślała, że odłoży rozmowę o jastrzębiu na inny termin. Po dzisiejszym stanie swojego szefa nie wiedziała jak zareagowałby na taką informację.
Pan Rellow pokazał jej miejsce pracy. Miała swoje biurko i siedziała tyłem do okna. Pokój dzieliła z Astorią, której jeszcze nie było. Dostała samonotują e pióro oraz takie zwyczajne. Mogła wybierać, którego używać. Nie miała wprawy w używaniu tego pierwszego i zdecydowała się na to drugie.
Po jakimś czasie zaczęli schodzić się pozostali pracownicy. Sekretarka, specjaliści ds prawnych, specjaliści ds finansowych, specjaliści ds składów eliksirów... specjaliści ds wszystkiego. Jej praca polegała na wypatrzeniu nieprawidłowości w przestrzeganiu prawa a potem przekazywała to dalej do odpowiedniego czarodzieja lub czarodziejki. W pewnym sensie była informatorem, który musiał donieść o tym, co mogło się nie zgadzać. Do jej zadań należały kontrole z wybranymi pomocnikami, przesłuchania oficjalne o nieoficjalne oraz robienie z tego odpowiednich raportów.
Tego dnia miała zacząć od przesłuchania i kompletnie nie wiedziała jak ma się do tego zabrać. Jedynym jej pomysłem było sprawdzenie jak Mardot traktuje swoich podejrzanych i świadków, tylko jak miała to rozciągnąć na trzy godziny? Wybrała czysty pergamin i pióro i zaczęła notować potencjalne pytania. Skupiła się na tym tak bardzo, że podskoczyła na wejście Astorii i Rellowa.
Astoria nie przywitała się z nią. Wyjęła swoje prywatne rzeczy na blat, zabrała te, które były jej potrzebne i wyszła. Hermiona nie spodziewała się lepszej reakcji. Pomimo dosyć dobrego zachowania się na rozmowie przy ich szefie obie kobiety nie zapomniały ostrej wymiany zdań na korytarzu. Współpraca z blondynką nie zapowiadała się na łatwą ale była gryfonka nie mogła na to zbyt wiele poradzić. Ślizgoni mieli trudne charaktery nawet po zakończeniu szkoły. Niestety panna Granger musiała przyznać się, że sama nie zachowała się lepiej. Dała się wciągnąć w dziecinną pyskówkę i było jej z tego powodu strasznie głupio.
Zdarzało się, że łatwo traciła panowanie nad sobą. Ginny zapewniała ją, że to normalne po tym co przeszli. Jej przyjaciółka widziała w tym reakcję obronną. Łatwiej było na kogoś naskoczyć niż dać się skrzywdzić ale Hermiona nie uznawał tego argumentu. Pamiętała wszystko co przeszła: napis "szlama", który wycięła jej Bellatriks, walkę z Nagini, ucieczka na smoku, bitwa o Hogwart, jednak mimo tych wszystkich zdarzeń udało im się wyjść z tego cało. Byli na świecie ludzie i czarodzieje, którzy traktowali ją z miłością i nigdy jej nie skrzywdzili. Jak mogła odzyskać panowanie nad sobą? Znała odpowiedź, to były wiara, nadzieja i miłość. Tak niewiele a jednoczescie tak dużo. Miała zamiar pomagać nawet smierciożercom a do tego te trzy rzeczy były jej niezbędne.
Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Wzięła się w garść i odgoniła smętne myśli. Musiała zacząć przesłuchanie Mardota.
- Proszę.
- Witam Pannę Granger. Widzę, że udało się Pani złamać prawo i nie ponosić żadnych konsekwencji.
- Dzień dobry. Konsekwencje poniosłam takie same jakie ponieśliby inni na moim miejscu. Myślę, że Pan o tym już wie.
- A mówili, że bystra z Pani kobieta. Cóż nie zawsze plotki się potwierdzają. - odpowiedział Mardot z perfidnym uśmieszkiem. - Jeśli można przejdźmy do rzeczy. Mam dziś dużo pracy.
- Myślę, że Pana praca może zaczekać. Przesłuchania jeden dzień później nie zrobią Panu różnicy. - Hermiona walczyła ze sobą, żeby nie naskoczyć również na Mardota.
- O co więc chodzi?
- O Pana pracę, myślę, że to również Pan już wie.
- Widzi Pani ja nie jestem Merlinem i nie wiem wszystkiego z góry. Nie przekraczam regulaminu, nie robię nic więcej niż muszę. Zamiast zająć się czymś pożytecznym, przesłuchujecie ludzi ratujących wam dupy! Co ja tu robię?! - Mardot nie próbował zachować powagi.
- Odpowiada mi Pan na pytania. Jeżeli nie ma Pan nic do ukrycia to nie musi się Pan denerwować. Zacznijmy od tego jak to jest, że jednak sporo Pan wie. Wiedział Pan, że zostałam zatrzymana. Skąd?
Mardot nie odpowiadał. Musiał się domyślać o co będzie pytany ale i tak nic nie mówił. Hermiona nie mogła podać mu verutaserum bez konkretnych zarzutów a póki co ich nie miała.
- Czyli jednak ma Pan coś do ukrycia.
Odpowiadała jej cisza. Mardot przeszywał ją swoim wzrokiem. Czarne ubrania kontrastowały z jego białą cerą. Wyglądał na zmęczonego życiem. Nie jak Rellow na niewyspanego, on przypominał jej Voldemorta. Człowieka, który ze względu na swój cel (w tym wypadku łapania śmierciożerców) nie spał miesiącami i powoli wariował.
- Dobrze się Pan czuje? - zapytała nagle Hermiona.
- Słucham? - Mardot był wyraźnie zaskoczony.
- Jest Pan bardzo blady. Nie chcę, żeby Pan tu zemdlał.
- Nie potrzebuję litości. Nigdy jej nie miałem i to przez Ciebie!
- Może Pan rozwinąć?
- Nie. - Mardot znowu przybrał obojętną twarz.
- W takim razie słucham odpowiedzi.
Chyba, że Pan coś ukrywa i mam Panu odebrać różdżkę do wyjaśnienia sprawy.
- No, no - powiedział auror śmiejąc się - nieźle. Pierwsza próba zastraszania za Panią. Ładnie ale bez podstaw. Groźby trzeba spełniać.
Hermiona przyznała rację wszystkim innym - Mardot to pajac.
- Chyba nie zdaje Pan sobie sprawy z Pańskiego położenia, więc wyjaśnię. Nie zrobił Pan nic w sprawie Dracona Malfoya, chociaż miał on silną linię obrony. Wiedział Pan z nieudokumentowanych źródeł o moim zatrzymaniu a miało to miejsce w Rumunii. Wypisał Pan nakaz i złamał Pan prawo, bo nakazy to nie Pańska działka. Wiem jak traktuje Pan smierciozerców i jest to znów niezgodne z prawem. Może według Pana to wszystko to brak podstaw ale dla mnie to są mocne podstawy. W dodatku utrudnia Pan śledztwo i nie współpracuje, myślę, że byłoby dla Pana lepiej, jeśli zacząłby Pan ze mną rozmawiać.
Mardot zdębiał. Nie spodziewał się tego po kontrolerze, który pracuje tu jeden dzień. Jeśli bardziej ją zdenerwuje to rzeczywiście mogła narobić mu kłopotów a teraz nie były one potrzebne ani jemu ani reszcie jego biura.
- Dobrze. Skoro tak Pani stawia sprawę to zaczynamy.
To już czwarty rozdział chociaż przyznaję, że miałam w nim zawrzeć trochę więcej to jestem z niego zadowolona. Wbrew pozorom zadziała się tutaj dosyć ważne rzeczy. Ta notka rozwinęła dwa ważne wątki, które będą miały spory wpływ na całe opowiadanie.
Dziękuję kochanej Ew za pierwszy komentarz dotyczący opowiadania. Bardzo podbudowało to moje ego (#egoizm xD) i zmotywowało do poprawy charakterów i zachowań naszej dwójki ulubieńców. Przyznaję poleciałam z tym trochę 😂
Następny rozdział nie będzie już jedno-dwu dniowy. Nie mówię o tym, że będzie wyraźnie dłuższy ale w opowiadaniu minie chociaż trochę czasu, bo zaczyna ono stać w miejscu.
Zachęcam do przeczytania całego "Hymnu o miłości" jeżeli nie znacie. Myślę, że esencję umieściłam w przytoczonym fragmencie alemoim zdaniem warto. Nie, promuję tu katolicyzmu ale wartości, które przekazuje ten hymn mnie osobiście chwytają za serce.
Dziękuję za to, że jesteście i zachęcam do komentowania, opinii i uwag. Wszystko to bardzo cenię :*
Nie było odezwu odnośnie reklamowania blogów już zakończonych, więc postanowiłam, że będę to robić. Zapraszam serdecznie do historii Ew (przeczytałam ją już dawno) i jest bardzo urocza. Mam do niej ogromny sentyment. Zachęcam do przeczytania opowiadania "Najważniejszy obowiązek" nudzić się nie będziecie!
Ściskam cieplutko, bo ostatnio trochę się ochłodziło i do następnego rozdziału!
Pozdrawiam
Pani Black
Cześć :) Wypatrzyłam Twojego bloga na jakimś katalogu już dawno, ale jakoś mi umknął i nie wiedziałam, że to ff potterowskie. Może ze względu na szablon, bo jakoś szatę graficzną masz bardzo minimalistyczną...
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to przyznam szczerze, że przeczytałam tylko ten, ze względu na brak czasu...
Niemniej jednak, podobał mi się. Masz fajne, lekkie pióro do pisania. A fabuły jednak całej nie znam, więc ciężko mi ocenić całość.
Bardzo fajne imię Andariel, sama wymyśliłaś? :) Jakoś mi się spodobało.
Hymn o miłości piękny, uwielbiam go. :>
Życzę Ci dużo weny i czasu na pisanie dalszej części. Postaram się w wolnym czasie nadrobić pozostałe party. Dodam sobie do obserwowanych i tymczasem zapraszam Cię na moje ff potterowskie :)
tajemnicze-przypadki
Pozdrawiam ciepło!
ps. Naprawdę nie myślałaś o jakimś szablonie tematycznym? :> myślę, że blog nabrałby charakteru, ale to tylko sugestia.
UsuńHej bardzo mi miło, że tu jesteś :)
UsuńTo prawda szata graficznej praktycznie u mnie nie ma a to dlatego, że rozdziały piszę na telefonie i nie potrafię zrobić nic lepszego. Kiedyś próbowałam ale nie wyszło xD Jeśli znasz kogoś, kto mógłby mi pomóc to chętnie się skontaktuję.
Andariel to nazwisko i jest wymyślone przeze mnie ;)
Bardzo dziękuję za miłe słowa to mocno motywuje :)
Zachecam w wolnej chwili do zapoznania się z całym opowiadaniem.
Cytaty wybieram jedynie z książek lub innych dzieł kultury, które przeczytałam i staram się aby pasowały do danego rozdziału i chyba to jest dla mnie najtrudniejsze 😂 Dlatego bardzo się cieszę, że trafiłam z "Hymnem o miłości". Ja też go uwielbiam ;)
Mam nadzieję, że zostaniesz tu na trochę i jeszcze raz dziękuję za pochwały :*
Pozdrawiam cieplutko
Jest wiele szabloniarni, z których możesz pobrać szablon :) zerknij sobie tutaj http://katalog-grafikow.blogspot.com/
UsuńTam jest spis blogów z grafiką. Na pewno coś znajdziesz dla siebie :)
Nie ma sprawy ;)
W wolnej chwili na pewno nadrobię rozdziały. Zacznę może już dzisiaj, jak się uda ;>
Zapraszam do mnie także, może moje fanfiction też Ci się spodoba.
Zostawiam link w razie czego.
https://tajemnicze-przypadki.blogspot.com/
Pozdrawiam!