piątek, 23 października 2020

Rozdział 8 "Lepiej na zimne dmuchać..."

   "To była moja pierwsza lekcja. Pod gładkim, znajomym obliczem spraw czeka zastęp innych, by rozedrzeć świat na dwoje." *




    






    - Ciało trzeba schować.
    - Ty mnie uczysz roboty?
    Człowiek opierający się o drzewo pytał pozornie nieprzejęty. Cały czas otwierał i zaciskał pięść nie patrząc na swojego rozmówcę. Wzrok miał utkwiony w niedopałek papierosa - ostatnie życzenie przedwcześnie zmarłego. Chociaż była już ciemna noc nie doskwierał im chłód. Termometry w mugolskim świecie wskazywałyby jakieś 20 stopni. Mimo to na głowie nosił kaptur. On zawsze go nosił.
    Porywacz, który zaczął dialog nie wiedział jak odpowiedzieć. Z tym typem się nie zadzierało. Jedno niepotrzebne zdanie i mógł skończyć jak mężczyzna obok niego. Gdyby wiedział jak to wszystko się skończy nie brałby udziału w tej akcji. Zdemaskowanie skutkowałoby karą śmierci a on bardzo chciał żyć. Teraz mógł jeszcze zginąć, bo człowiek w kapturze źle odebrał jego uwagę. On jego ma uczyć? Chyba jak się umiera.
    - Kopiemy? - zapytał trzeci.
    - Zakopane szczątki można znaleźć. Lepiej je spalić. - odpowiedział cały czas patrząc na człowieka w kapturze.
    - Żadnego palenia i kopania. Teleportujesz się na Arktykę i rzucasz ciało do wody.
    - A jeśli ktoś sprawdzi dokąd się teleportowałem? Będą pytać. Nie mam przepustki.
    - Nie będziesz mi wmawiać głupot. Członkom dziedzictwa narodowego wolno przenosić się gdzie chcą. Ja mogę to zrobić ale mnie sprawdzą a wtedy wydam was wszystkich. - człowiek w kapturze zaczął się irytować.
    - On ma rację. Nikt Cię nie sprawdzi a nawet jeśli to mogłeś pracować. W wodzie pod lodowcem i tak go nie znajdą. - poparł pomysł trzeci mężczyzna.
    Porywacz podszedł i teleportował się z ciałem bez zbędnych słów. Pozostała dwójka nadal znajdowała się na miejscu zbrodni. Po chwili milczenia człowiek w kapturze podniósł niedopałek i schował do kieszeni. Uścisnął rękę drugiego i odszedł w swoją stronę. Został tylko trzeci mężczyzna. Sytuacja robiła się groźna. Pod skórą czuł, że to nie był ostatni trup.
    - Oj nie spłoniesz. Zamarzniesz pod lodowcami.
 


***



    - Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia. 
    Astoria nie wydawała się zaskoczona. Mardota nie było w Ministerstwie chociaż był czwartek. Rellow zachowywał się jakby cierpiał na ogromnego kaca-mordercę a na dodatek Granger od kilku dni traktowała ją jak zdenerwowaną nastolatkę. Co jeszcze mogło pójść nie tak? Odpowiedź nasuwała się sama - wszystko. Gdyby nie urodziła się arystokratką pewnie by wybuchła ale takie drobnostki nie wyprowadzają wysokourodzonej Pani z równowagi. 
    - Pytałam wszystkich. Nie wiem dlaczego dziś go nie ma. Może spotkanie jest poza Ministerstwem. 
    - Może. - odpowiedziała lekko poirytywana (tylko poirytowana to nie prawdziwe newry!) 50 zapewnieniem Hermiony. 
    - Spokojnie. Pomożemy Draco i wszystko będzie dobrze. 
    - Jestem spokojna. 
    Rzeczywiście, oprócz lekko zmienionego tonu postawa byłej ślizgonki emanowała spokojem... Aż za bardzo. Siedziała i pisała raporty z przesłuchań aurorów. Wyglądały nienagannie - żadnej przemocy, żadnych przymusów, jeden nieszczęśliwy wypadek skręcenia karku. Biedny podejrzany rzucił się na Leo w trakcie rozmowy z aurorami. Musieli go zabić. W końcu ich było tylko trzech. Jakie mieli szanse z starciu z jednym groźnym przestępcą pozbawionym wszystkich magicznych przedmiotów?
    - Witam moje drogie Panie. - Pan Rellow przyszedł do gabinetu kobiet. - Chciałem tylko zaznaczyć, że od dziś uciamy sprawy aurorów, Malfoyów i wszystkich innych.
    - Panie Rellow nie skończyłyśmy jeszcze...
    - Dzisiaj znaleziono miejsce zbrodni i do tej pory nie wiadomo gdzie schowano ciało. Teleportowano je a ślady teleportacji prowadzą na Arktykę.
    - Przecież trzeba mieć specjalną przepustkę żeby teleportować się poza Wielką Brytanię. - odpowiedziała Hermiona.
    - Dokładnie a alarmu nie było. Pracują tam najlepsi aurorzy i próbują coś ustalić. Zrobił to ktoś kto może się teleportować więc proszę sprawdźcie wszystkich z przepustkami. Tu jest spis. Aurorów dokończycie później.
    Rellow położył 3 kartki ludzi z nazwiskami i wyszedł. Obie Panie spojrzały się na siebie i w jednym czasie rzucimy się na spis leżący przed nimi. Pierwsza złapała go Astoria. Hermiona z grymasem niezadowolenia musiała poczekać aż jej współpracowniczka skończy i poda jej materiały. Minęło kilka minut i była ślizgonka odrzucila kartki z powrotem na biurko. 
    - Nikt z wymienionych tu osób nie ma przepustki na Arktykę. - oznajmiła. 
    Panna Granger po przeczytaniu wszystkich nazwisk i ich przepustek ze smutkiem stwierdziła, że to prawda. 
    - Jak mamy znaleźć podejrzanego i jak ma nam to pomóc? - powiedziała, wskazując ręka na papiery. - Tu nie ma żadnego tropu. 
    - Nie mam pojęcia. 
    Hermiona kolejny raz przejrzała zapiski i nagle zdziwiła ją jedna rzecz. Mardot nie miał przepustki do Rumunii a przecież znalazł się tam chwilę po tym jak ją aresztowano. Zostały tu wypisane przepustki nawet jednorazowe, tymczasem Mardot podróżował do Polski, USA, Hiszpanii, Japonii ale nie było ani jednej wzmianki o jego niedawnej zagranicznej podróży po Harrego i resztę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Musiała porozmawiać o tym z przyjaciółmi. Czyżby Mardot miał coś wspólnego z tym, że nie mogli się ze sobą skontaktować? Może wiedział coś o jastrzębiu? Sprawa robiła się coraz bardziej dziwna. Tajemniczy departament, Mardot bez przepustek, utrudniane kontaktu złotemu trio i trup przeniesiony na Arktykę bez alarmu wzbudzały jej podejrzenia. Obawiała się, że te wszystkie wątki łączą się ze sobą a to mogło oznaczać tylko jedno - kłopoty. 
    - O czym rozmyślasz? - zapytała Astoria. 
    - O tym jak znaleźć punkt zaczepienia. 
    Hermiona musiała skłamać. Sojusz to jedno a zaufanie to drugie. Jej sprawa nie łączy się z Malfoyem i nie miała zamiaru wciągać w to byłych ślizgonów. Tutaj i tak by nie pomogli. Chociaż kiedy pomyślała o tym dokładniej wpadła na jeden pomysł. 
    - Wymyśliłaś cokolwiek? 
    - Muszę porozmawiać z Malfoyem. 
    - Po co? - Astoria wydawała się szczerze zaskoczona. 
    - Kogoś zamordowano. Może człowiek, który swojego czasu miał haczyki na wszystkich wie coś i teraz. Ty porozmawiaj z Blaisem i z aurorami. Być może istnieje jakiś sposób obejścia zabezpieczeń. 
    - I naprawdę myślisz, że Rellow by o tym nie wiedział a jeśli tak jest to powiedzą mi jak pracuję dla niego? 
    - Pamiętasz co mówił Rellow? Tam gdzie ja nie dotrę tam dotrzesz Ty. 
    - Chcesz żebym użyła uroku osobistego i otrzymała takie informacje podstępem? 
    - Lepiej się do tego nadajesz niż ja. Rozpuść kilka plotek komu trzeba może powiedzą Ci coś interesującego w zamian ale nie pytaj w prost, bo...
    - Tak, wiem, rozumiem. - przerwała jej znudzona blondynka - Nie musisz mnie tego uczyć. Rzeczywiście jestem w tym lepsza niż Ty. 
    - Świetnie. - Hermiona zdawała się nie zauważyć jej tonu - Chcesz żebym przekazała coś Draco? 
    - Tak zapytaj go o Andrew. Wydawało mi się, że to przyjaciel ale ostatnio zachowuje się dziwnie. Może coś o nim wie. 
    - Dobrze. 
    Hermiona była dosyć zdziwiona prośbą ślizgonki. Na wszelki wypadek postanowiła sama sprawdzić tego aurora zanim zapyta o to Malfoya. Pierwszy raz słyszała o tym człowieku i nie wiedziała co takiego łączy go z Zabinimi. Sojusz z wrogami to skomplikowana sprawa. Musisz myśleć nie tylko za siebie ale też za nich, bo nawet nie wiesz kiedy Cię wykorzystają. Była gryfonka nie miała żadnych wątpliwości, że jeśli coś pójdzie nie tak winę postarają się zrzucić na nią i to ona zostanie kozłem ofiarnym. Im więcej będzie wtedy miała na swoją obronę tym lepiej dla niej. 



***
   
   
     - Jak zwykle porażasz swoją uprzejmością, Malfoy. 
    Blondyn mówił do niej nie odwracając głowy, nie zachowując kultury i nie okazując większego zainteresowania. Miał dosyć tej kujonki, która raz ratuje mu matkę a potem ryczy, bo ją obraził. Owszem, wciąż była to jedna z nielicznych osób, które coś w nim dostrzegły ale jej huśtawki nastrojów stawały się nie do zniesienia. Mimo to dzisiaj powinien dziękować Merlinowi za jej obecność. Przyniosła dla Narcyzy eliksiry wzmacniające, co powinno wybudzić ją szybciej. Do tej pory musiał ją myć, przebierać i ogólnie dbać o nią. Nigdy nie stawiał się w roli pokrzywdzonego jednak myśl o tym, że przestanie to robić trochę szybciej napawała go optymizmem. Z tego właśnie powodu zachowywał się arogancko ale nie chamsko. Tego dnia nie chciał używać wyzwisk ani testować granic jej cierpliwości. 
    - Bo nie rozumiem dlaczego pytasz. Co to ma wspólnego ze mną?
    - Pytali Cię o dziedzictwo kulturowe. Na pewno nie wiesz nic o jastrzębiu? 
    - Nie mam zielonego pojęcia o co chodzi z tym jastrzębiem. Co to w gruncie rzeczy jest za jastrząb? 
    Draco usiadł na przeciw Hermiony, założył ręce i czekał na odpowiedź. Kontrolerka trochę się zmieszała. Nie mogła ujawnić za dużo. 
    - Nie wiem. Słyszałam plotki i... 
    - Czy ja mam tu podawać veritaserum? - przerwał jej arystokrata - Nie chcesz to nie mów ale nie ściemniaj. 
    Dziewczynę zmieszał nie tyle przekaz wypowiedzi ale jej ton. Wyczuwała tam pouczenie i... troskę? Było to bardzo dziwne. Człowiek, który gnębił ją właśnie zaczynał się o nią martwić. Skoro tak to musiał coś wiedzieć! 
    - Co wiesz, Malfoy?! - powiedziała tonem ostrym jak brzytwa. 
    - Wiem tyle, że dziedzictwo kulturowe ma coś wspólnego z tajemniczym jastrzębiem a z jastrzębiem z kolei coś łączy Ciebie. 
    - Mylisz się. To nie mnie coś łączy z tą błyskotką. 
    - Błyskotką? 
    - Tak to taki niby klejnot przypominający jastrzębia. Wiesz coś o tym? - Spytała po raz kolejny z nadzieją w głosie. 
    - Ojciec kiedyś opowiadał mi, że ten kto ma takiego jastrzębia może sprowadzić wielkie kłopoty. Podobno nigdy nie można być pewnym kto umarł. Nigdy mi nie wyjaśnił dlaczego ani co to dokładnie znaczy. Znalazłem ten rysunek w jednej z ksiąg, którą mi zabrano po oskarżeniach. Granger - ton Draco wyrwał ją z zamyślenia - jeśli ten ktoś kto nie jest Tobą ma takiego jastrzębia i chce z niego skorzystać ale nie wie jak to lepiej nich poczeka i się dowie. 
    - Jaka to była księga? 
    - Nie pamiętam to było dawno. Gdybym pamiętał pomoglbym Ci. 
    Znowu wyczuła to dziwne nastawienie. Niby dlaczego on miałby jej pomóc. Owszem wystawiał im Mardota ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Robił to również dla siebie. Brała też pod uwagę wdzięczność za pomoc Narcyzie. Jednak zastanawiała się od kiedy Malfoyowie czuli coś takiego jak wdzięczność? Może wojna zmieniła ludzi nie tylko na gorsze. Szkoda tylko, że kończyli w ten właśnie sposób. 
    Po chwili niezręcznej ciszy blondyn wstał i przysiadł się do gryfonki. Było to dziwne uczucie. Człowiek, którego unikała jak ognia przysiadł się do niej jakby te kilka lat nienawiści nie istniało. Mimowolnie odchyliła się w bok zwiększając dystans. Przyglądała się jego stalowoszarym oczom tak bardzo kontrastującym z jej brązową tęczówką. Rysy miał dosyć ostre a cerę białą jak albinos. Dłonie trzymał splecione na kolanach. Rękaw bluzy delikatnie się podwinął ukazując mroczny znak. Zobaczyła jego namacalny dowód służby u Voldemorta. Podświadomie spięła się czując zagrożenie. Ten znak również kontrasował z jej blizną na przedramieniu. Draco zobaczył, że wpatrywała się w jego rękę. W odpowiedzi podwinął jej sweterek i przejechał kciukiem na słowie "szlama", które wycięła jego ciotka. Hermiona gwałtownie cofnęła rękę. Jej twarz wyrażała zdziwienie i przerażenie. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił. Ona i on nosili znak, którego tak bardzo nienawidzili. Różnił ich jednak taki paradoks, że blizna, która miała ją upokorzyć dawała jej powód do dumy. Jego symbol, który miał dać mu powód do dumy przysparzał mu wstydu. Nigdy się do tego przed nikim nie przyznał ale cieszył się, że tak to się skończyło. To był szaleniec. Bycie w jego kręgach to nie honor i wyższość. To oznaczało czyste skurwysyństwo. Nie miał pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji więc po prostu wyszedł. Hermiona podniosła się zaraz za nim ale kiedy nawet się nie obejrzał stanęła jak słup soli. Nie rozumiała z tego nic. Nigdy nie była z nim bliżej a to i tak było zdecydowanie za blisko. Po dłuższej chwili Malfoy wrócił z dwoma kubkami herbaty. 
    - Usiądź Granger. - powiedział podając jej napój. 
    Dziewczyna wzięła od niego naczynie i spełniła jego polecenie. 
    - Przyszłaś tu tylko w sprawie jastrzębia? 
    - Na pewno nie żeby pokazywać Ci bliznę.
    Dziewczyna sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała co mówi. Jej oczy dalej wyglądały jak pięć złotych. 
    - Nie zrobiłem tego na siłę. Nie przyzwyczajaj się nie lubię miziać. 
    Czarodziejka prychnęła. Nie miała ochoty na mizianie a już na pewno nie przez niego. Musiała jednak przyznać, że żart Draco, chociaż słaby, skutecznie rozładowywał atmosferę. 
    - Jakoś nie dziwię się, że nie lubisz mnie miziać. Ja też nie lubię być miziania przez Ciebie. 
    Teraz to on zaśmiał się pod nosem. 
    - To jak? Co jeszcze Cię sprowadza? 
    - Trup na Antarktydzie. 



    ***


*Madeline Miller "Kirke" 


Witajcie kochani!
Po tak długiej nieobecności (sama teraz nie wierzę w to, że obiecywałam rozdział co 2-3 tygodnie) jest krótka notka. Chciałam dłuższą jednak ten rozdział wyjątkowo mi nie podszedł. Wiecie, w głowie bomba a jak przyszło co do czego to niewypał xD Jest to bardziej znak, że żyję niż jakieś konkrety ale myślę, że zasłużyliście na cokolwiek. Nie wycofuję się z obietnicy dokończenia opowiadania. Na pewno nie opuszczę ani nie zawieszę bloga. Na następny wpis musicie dać mi trochę czasu ale obiecuję, że się pojawi!
Czekam na Wasze komentarze, opinie i uwagi. Przyjmę wszystko z wdzięcznością. 
Pozdrawiam cieplutko
Pani Black 

poniedziałek, 24 lutego 2020

Rozdział 7 "Jest to cnota nad cnotami... "

- Co jest grane? - spytał.
- To, co zwykle, staruszku - zaćwierkałam w odpowiedzi. - Niebezpieczeństwo, szalone plany... Sam wiesz, jak to u nas w rodzinie.  "*





   Draco dopiero po wyjściu Granger zorientował się, że zapomniał zapytać jak dalej miał zajmować się Narcyzą. Niestety nie mógł opuścić domu i po prostu się tego dowiedzieć. Przeklinając na czym świat stoi postanowił, że poczeka przy niej aż się obudzi. Zamierzał normalnie podać jej leki i nie zostawiać jej samej. Lepszy pomysł nie przychodził mu do głowy. Był potwornie zły na swojego gościa. Doskonale wiedziała, że nic nie wie o tym zatruciu i zostawiła go z tym samego bez żadnej instrukcji. Nie wspominając, że rzucała na jego matkę jakieś zaklęcia nie kwapiąc się z wyjaśnieniami na czym polegają. Złamaną ręką się nie przejmował. Znał te czary ze szkoły i gdyby Ministerstwo nie zarekwirowałoby mu różdżki sam by sobie poradził. Widział, co i jak robiła Granger i nie miał żadnych zastrzeżeń.
    Ten temat podsunął mu pewną myśl. Granger zapytała go czy ma jakieś eliksiry. Oczywiście w domu nie zostało nic ale ona sprawiła wrażenie jakby o niczym nie wiedziała. Czyżby Ministerstwo po nieudanych próbach ratowania go postanowiło, że nie należy jej mówić całej prawdy albo najlepiej w ogóle nie poruszać tego tematu? Coś mu się tutaj nie spodobało. Nigdy nie doszukiwałby się u siebie tak ludzkich odruchów jak przejmowanie się losem innych ale podświadomie zdawał sobie sprawę, że tak właśnie było. Draco Malfoy martwił się o Hermionę Granger. Świat się kończył. Oczywiście usprawiedliwiało go wiele czynników. Ona chciała mu pomóc, ona uratowała mu matkę, on wciągnął w nią w jakieś gry przeciwko Mardotowi. Jego empatia musiała się odezwać, bo inaczej po prostu nie wypadało i tyle. Nic więcej nie miało miejsca. Oczywiście, były to brednie, którymi Draco próbował zamaskować poczucie winy. Okazało się silniejsze niż przypuszczał. Już podczas rozmowy postanowił zrezygnować z wciągania w to jej rodziców a przecież nawet zaczął. To wszystko co się tego dnia wydarzyło sprawiało, że namieszał w jej życiu i czuł się za nie troszkę odpowiedzialny. Czynniki, które na to wpływały pozwalały mu nadal wierzyć, że była gryfona i on dalej się nienawidzą jak za szkolnych czasów i ma prawo być dla niej tak samo bezwzględny jak wtedy. Niestety gdzieś w środku jego umysłu przebijała się myśl, że on po prostu nie był takim potworem i ktoś to odkrył. Tym kimś okazała się Granger.
    Sama zainteresowana nie wiedziała, jaką lawinę wywołała w jego życiu. Każdemu zrobiłoby się miło na myśl, że człowiek, którego traktowałeś jak gówno nadal w Ciebie wierzył, chciał Ci pomóc. Dawała mu nadzieję, że będzie lepiej, że to wszystko się ułoży. Nie chciał żeby miała z tego powodu kłopoty i dlatego dał jej tylko tą kartkę. Niech się dzieje co chce. On zamierzał o siebie walczyć ale jej już bardziej nie będzie w to wciągał. Nie spojrzałby w lustro gdyby przez niego coś jej się stało i doskonale o tym wiedział. Wciąż jej nie lubił i daleko im było do dobrych relacji jednak nie mógł jej narażać. Może i wydawało się to śmieszne nawet dla niego ale nie chciał żeby zwątpiła w niego osoba, która chociaż doznała z jego strony tak wielu krzywd, nigdy go nie skreśliła. O tym marzył przez pół życia. Nie być skreślonym na starcie. Chciał jej pokazać, że postawiła na dobrą kartę, że się nie pomyliła. Musiał tylko dostać szansę. Kolejną, wiedział, że było ich za dużo ale musiał wywalczyć tą ostatnią...tą, której nie zmarnuje.
 


***


    - Skąd pewność, że to nie pułapka? - zapytał go Kit Illrock. 
    - Mam pewne źródło. - odparł Blaise, chowając ręce do kieszeni
    - Twoja żona nie jest pewnym źródłem. - odpowiedział z przekąsem jeden z najbardziej wpływowych członków Wizengamotu - Ci którzy kontrolują prawo sami często kłamią, jeszcze częściej podpuszczają a już zawsze mają jakiś ukryty cel. Astoria Zabini to kobieta zagdaka i wątpię, bez urazy oczywiście, żebyś nawet Ty ją odgadł. 
    - Zaryzykuję.
    Czarodziej o skrzekliwym głosie i sporej nadwadze spojrzał jeszcze raz na kartkę, którą podarował mu czarnoskóry mężczyzna. Poznał go dawno temu, gdy próbował wyciągnąć Astorię z łap Mardota. Kontakt do niego podsunął mu Andrew. On też miał kilka niezałatwionych spraw z Terrym i tak się składało, że jego każda porażka wybitnie poprawiała humor Kitowi. 
    Blaise wolał tym razem załatwić to bez zaprzyjaźnionego aurora. Im mniej osób wiedziało o wiadomości od Draco tym lepiej. W dodatku młody arystokrata nie bez powodu przekazał ją Hermionie. Dziwiło go niemiłosiernie dlaczego postanowił zaufać akurat Granger ale o tym porozmawiają jak to wszystko się skończy. Póki co stwarzali nieprzepadającą za sobą, pracującą bez żadnego planu, kontaktującą się przez posłańców, okłamującą się, nieufającą sobie nawzajem i współpracującą w zupełnej tajemnicy oraz na własną rękę drużynę...jednym słowem dno. Mężczyzna wątpił aby wszystko poszło gładko...ba spodziewał się pocałunku dementora dla nich wszystkich. To się nie mogło udać. Tutaj i największy optymista dałby za wygraną. Mimo wszystko próbowali, bo tam gdzie jest chęć tam i sposób się znajdzie. 
    - Ech - westchnął ciężko Illrock - niewiele Ci tu mogę pomóc. To bardzo zamknięty departament działający na terenie całego świata. Współpracują tylko ze sobą, reszcie rozkazują. Byle kogo tam nie spotkasz. Mało kto wynosi stamtąd informacje nieprzekazane do opinii publicznej i dalej cieszy się życiem. Wiem jedynie, że Mardot miał ostatnio na karku jednego gościa z departamentu ds. dziedzictwa kulturowego czarodziejów. Czego chciał to nie wiem. Może inni aurorzy będą wiedzieć a najwięcej pewnie powiedzą Ci Mardot i Malfoy skoro od niego masz tą kartkę. 
    - Szkoda, że z żadnym z nich nie porozmawiam. 
    - Ano, nie porozmawiasz. I dobrze Ci radzę najlepiej zapomnij o tym - machnął kartką w jego kierunku - jeśli znowu nie chcesz mieć kłopotów. Udupienie Mardota to jedno a Twoje życie to drugie. Zastanów się czy warto się narażać. Twoja żona nie powinna pracować w Ministerstwie wcale a już na pewno nie przy takich sprawach. - ton Kita zrobił się ostry - Pakujecie się w tarapaty, duże tarapaty. Odpuść dopóki jeszcze możesz, bo gwarantuję Ci to nie przejdzie bez echa.
    - Gdyby o mnie chodziło to nawet bym się tym nie zajął. Tu chodzi o mojego przyjaciela. On zrobił dla mnie bardzo wiele i ja muszę mu teraz pomóc. - Blaise stanowczo obstawał przy swoim.
    - Porywasz się z motyką na słońce. Przyjaźń niejednego już zaprowadziła na szubienicę. Dla niego nie ma już ratunku. Wiesz jak to działa. Lud chce winnych to im winnych wydadzą.
    - Astorii się udało...
    - I musiałeś poruszyć niebo i ziemię a sprawa była prosta dla wszystkich. - przerwał mu stanowczo starszy czarodziej - Teraz walczysz nie z opinią publiczną i Mardotem tylko jeszcze z całym biurem aurorów i departamentem działającym na całym świecie. Współpracownicy a przede wszystkim szef tego pajaca się wtedy nie wtrącali ale drugiej porażki już tak łatwo nie zniosą w dodatku jeśli kontrolerzy będą robić wokół nich tyle szumu. Na swoim terenie masz tylu starych wrogów a musiałbyś się jeszcze uporać z nowymi. Czy ty chłopie rozumu nie masz?!
    Pracownik Wizengamotu zakończył swoją przemowę dosyć energicznie zwracając na nich uwagę innych czarodziejów. Nie powinien dać się ponieść emocjom ale polubił tego dzieciaka. Wiedział, że jest już dorosły jednak w głębi serca widział w nim gówniarza myślącego, że zwojuje cały świat i uratuje każdego niewinnego. Było to bardzo szlachetne tylko co komu po tym? Bardziej szlachetni kończyli w celi z dementorem a on wkraczał na niepewny grunt. Nikt o zdrowych zmysłach by się tego nie podjął. Miał nadzieję, że wybije mu ten pomysł z głowy.
    - Z Twoją pomocą czy bez ja go z tego wyciągnę. 
    I to by było na tyle z nadziei Illrocka. Miał do wyboru stać biernie albo pomóc Blaisowi tak jak potrafił. Merlinie na co on się narażał? W całej swojej karierze politycznej bał się chyba tylko pierwszych rządów Voldemorta, bo podczas drugich spakował walizki i wyjechał. Na starość zamarzyło mu się mieć przybranego syna i to jeszcze syna wariata. Zanim zaczął się do niego przywiązywać powinien był wiedzieć, że czekają go z nim same kłopoty.
    - Merlin mi świadkiem, próbowałem Cię od tego odwieźć.
    Blaise nie mógł się nie uśmiechnąć. Troska tego staruszka rozczulała go. Zrobiłby wszystko żeby go od tego powstrzymać, bo uważa to za głupi pomysł (tutaj chyba wszyscy się zgadzali) ale nie da mu samemu pakować się w kłopoty. Coś jak relacja jego i Dracona z tym, że to zawsze blondyn go chronił. Właśnie dlatego on ten jeden raz też powinien się odwdzięczyć.
    - Wszystko, co wiedziałem o tym departamencie już Ci powiedziałem. Jednak jeśli ten departament kogoś nasłał na Mardota to ktoś coś musiał widzieć. Skoro jest plotka to musi być jakieś źródło. Jakaś nowa osoba w jego otoczeniu, cokolwiek innego niż zawsze. Po nitce do kłębka jak to mówią.
    - Tak tylko, że jest już środa a spotkanie w czwartek.
    - Cóż, Ty musisz zwijać nitkę od połowy. 
    - Zapamiętam. Dzięki za wszystko, Kit. Ostatnio nie było okazji...
    - Daj spokój, bo się rozkleisz. Jak dowiem się czegoś nowego to jakoś Ci przekażę. A i najważniejsza sprawa. Jakbyś mógł to działaj tak żeby mnie nic nie łączyło z tą sprawą. - syn synem ale Illrock zawsze przede wszystkim martwił się o siebie.
    - Będę się starał. - Blaise ponownie przywołał na twarz uśmiech.
    - Ty się staraj lepiej uważać na tego Dunlowa. - otyły mężczyzna znowu spoważniał - Coś mi tu nie pasuje. Człowiek o wszystkim wie na bieżąco a nie powiedział Ci o niczym dziwnym w zachowaniu Mardota jak wszyscy wtajemniczeni wiedzą, że ma kłopoty? 
    - Jest w tamtym środowisku. Może uznał, że dla mnie to bez znaczenia albo po prostu nie pomyślał żeby mi powiedzieć.
    - Tym bardziej uważaj. - jego głos zniżył się do szeptu - Tacy ludzie tylko udają, że nie myślą a wtedy to ci obok nich mają z tego problemy. Pamiętaj: on jest aurorem. W tej sprawie nie może być po środku i może nie wybrać Twojej strony. Oczywiście obym się mylił.
    - Wiem. - Blaise westchnął ciężko - Mam nadzieję, że mogę na nim polegać.
    - Nadzieja matką głupich, słyszałeś takie coś? Teraz już zmykaj. Sporo papierów na mnie czeka. I nie! - zareagował gdy Zabini znów coś chciał powiedzieć - Nie chcę tu słyszeć żadnych podziękowań. Zabieraj się stąd.
    Blaise posłusznie poszedł w swoją stronę. Od starszego mężczyzny dostał jakieś strzępki informacji ale jak miał zrobić coś dalej? Nie miał zbyt wielu przyjaciół w Ministerstwie. Musiał się zdać na Granger i Astorię. Jeśli ktoś mógł się tu czegoś dowiedzieć to właśnie one. O ile swojej żonie ufał o tyle wiedział, że to szanowana Hermiona będzie miała większe szanse na zdobycie informacji. Niby zgodziła się im pomóc ale skąd mieli wiedzieć, czy nie chce po prostu z powrotem wrzucić ich w łapy aurorów? Jeszcze do tego dochodził Dunlow. Wszystko się komplikowało i wymykało z rąk. 
    - Czy ja aby na pewno mam ten rozum? - powiedział po cichu pełny zwątpienia Zabini.


***


    Hermiona pracowała w swoim gabinecie razem z Astorią. Próbowały ustalić cokolwiek na temat tajemniczego spotkania z departamentem dziedzictwa kulturowego. Nie szło im to łatwo. Przegladały segregatory w poszukiwaniu wzmianki, która mogłaby naprowadzić ich na jakiś trop ale niestety bezskutecznie. Nie pocieszał ich fakt, że zostało im mało czasu. Tak naprawdę nie wiedziały nawet czy ma być to spotkanie czy cokolwiek innego. Z braku lepszych pomysłów tak właśnie założyli jednak nie mieli żadnej pewności. Blaise również nie pomógł. Nic nie wiedział ale obiecał, że popyta o tym w Ministerstwie. Żadna z kobiet nie chciała tego przyznać ale liczyły na to bardzo, bo nic nie wskazywało, że cokolwiek znajdą.
    Poszukiwania przerwała Astoria, rzucając segregator, który upadł z wielkim hukiem. Hermiona aż podskoczyła. Nie spodziewała się takiego hałasu. Ona zupełnie zatraciła się w czytaniu wszystkich notatek, protokołów i wyroków zapominając o tym, że nie każdy ma taką cierpliwość do służbowych tekstów. Blondynka wyglądała jakby zaraz miała wysadzić pomieszczenie. Była gryfonka pomyślała, że nigdy nie widziała tak groźnie wyglądającej kobiety. Trwało to jednak tylko chwilę. Pani Zabini szybko odzyskała rezon i ponownie wzięła się do wertowania dokumentów. Jej obserwatorka doskonale ją rozumiała. Nie dość, że Hermionie szło to dużo szybciej to nie odczuwała ona większego zmęczenia czego nie można było powiedzieć o siedzącej na przeciwko arystokratce. Oczy miała zaczerwienione, wierciła się na krześle i co chwilę rozmasowywała obolały kark. Kasztanowłosa poznała ją na tyle aby wiedzieć, że Astoria nigdy nie pokaże się jako gorsza od niej a już tym bardziej w takiej sprawie jak czytanie. Z punktu widzenia drugiej kobiety dochodził jeszcze fakt, że to jej bardziej powinno zależeć na rozwiązaniu tej zagadki a tym samym na pomocy Draco. Kiedy przejrzała kolejny dokument jej sfrustrowanie zwyczajnie musiało znaleźć ujście. Czy nadażyła się lepsza okazja żeby pogrubić łącząca ich nić porozumienia? Zdaniem Hermiony od kilku dni nie.
    - Idę na kawę. Za dużo tu tych literek. - powiedziała wstając od biurka.
    - To idź. Ja to jeszcze skończę. - odparła blondynka nawet na nią nie patrząc.
    - Nie. - tym razem przykuła jej uwagę - Nie musisz iść ze mną, jak dla mnie możesz nawet tu zostać ale wstań od tego. Im bardziej zmęczona będziesz tym gorzej będzie Ci to szło. Przeszukałyśmy już naprawdę dużo i jeszcze więcej przed nami. Nie da się tego zrobić a raz. Obie potrzebujemy przerwy.
    Zaponawała między nimi niezręczna cisza. Astoria doskonale wiedziała skąd wziął się pomysł Hermiony i niestety w duchu musiała się z nią zgodzić. Doprowadzało ją do szału, że ona zawsze miała rację i na dodatek robi tą przerwę dla niej. Po co ona rzucała tym cholernym segregatorem? Przecież nie potrzebowała litości ani tym bardziej pozwolenia na przerwę. Nie chciała jej robić i dać Granger satysfakcji.
    Jej rozmyślania przerwało wejście Zabiniego. Zdawał się być zupełnie nie świadomy zaistniałego problemu. Przywitał się z nimi i usiadł na miejscu Hermiony zaczynając rozmowę.
    - Mam kiepskie wieści. Prawdopodobieństwo, że coś tutaj znajdziecie - poruszył kartkami w segregatorze - jest raczej równe zeru. Może ewentualnie wynosić 1% ale szczerze wątpię.
    On również nie wyglądał najlepiej. Nie był zdenerwowany jak jego żona. Raczej sprawiał wrażenie zmartwionego. Każdy z nich przeżywał to co się działo. Mieli po prostu pomóc Malfoyowi ale oczywiście wszystko szło pod górkę. Stąpali po cienkim lodzie i Blaise kompletnie nie wiedział jak ma im to powiedzieć. One myślały, że co najwyżej będą mieli na głowie aurorów i sytuacja będzie w miarę opanowana. Niestety prawda wyglądała inaczej. Cała ta sprawa nie należała do bezpiecznych. Jeśli nie przestaną się tym interesować zwrócą na siebie uwagę a w tej sytuacji było to conajmniej niewskazane. Mężczyzna czuł, że wsadzają kij w mrowisko i mogło się to dla nich skończyć źle.
    - Ty coś masz? - zapytała Astoria zapominając o wcześniejszej rozmowie.
    Blaise jedynie spojrzał znacząco. Pokój w Ministerstwie nie należał do dźwiękoszczelnych. Zbyt daleko to zaszło. Nawet Illrock nie był zadowolony, że musiał z nim rozmawiać w tym budynku. Nigdy nie wiadomo kto akurat usłyszy wypowiedziane słowa.
    - Nic. - obie wiedziały, że sklamał.
    - W takim razie dajmy sobie z tym spokój i skoro jesteśmy w pracy to zajmijmy się swoimi obowiązkami.
    Sugestia Hermiony została doskonale zrozumiana przez jej rozmówców. O wszystkich odkryciach porozmawiają w domu. Przynajmniej Blaise je oświeci. O ile Astorię zdążył już poinformować legilimencją o tyle nie wiedział czy może sobie na takie coś pozwolić w stosunku do drugiej kobiety. Nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów z wyjątkiem dzisiejszego spotkania.
    Hermionę nagle olśniło. Jak mogła być tak głupia i wpaść na to dopiero teraz?! Jeżeli podejrzewali, że Mardot ma jakieś spotkanie wystarczyło go śledzić. Jeśli im się poszczęści zobaczą kogoś z tajemniczego departamentu i w końcu złapią jakiś punkt zaczepienia. Oczywiście wątpiła, że uda im się coś podsłuchać ale warto było chociaż zobaczyć z kim mają do czynienia.
    - Dobrze ale należy Wam się przerwa. - Blaise mówił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Obie panie przystały na propozycję i wspólnie postanowili wyjść poza Ministerstwo. Zaprosili Hermionę do ich domu. Była gryfonka czuła się dosyć niezręcznie ale wiedziała, że tam mogą spokojnie porozmawiać. Na miejscu okazało się, że państwo Zabini urządzili rezydencję bardzo elegancko i z klasą. Rozsiedli się na kanapach w salonie i nikt nie kwapił się aby zacząć temat. Ta sytuacja krępowała całą trójkę. Ku zdziwieniu wszystkich rozmowę podjęła Astoria.
    - Blaise powiedz czego dziś się dowiedziałeś.
    - Czeka nas trudne zadanie i mój kolega uważa, że pakujemy się w kłopoty.
    - Jakbyśmy nie wiedzieli. - prychnęła blondynka.
    - Nie przerywaj mi. - Zabini mówił bardzo poważnie. - Jest coś takiego jak departament ds. dziedzictwa kulturowego czarodziejów. Niestety jest to dosyć tajna organizacja. Działa w całym magicznym świecie i nie toleruje świadków. Każdy kto się w to zagłębiał kończył źle. W papierach nic o nich nie znajdziecie, bo nie pozwoliliby sobie na takie przeoczenie. Jeśli Malfoy zaszedł im za skórę to szanse na wyciągnięcie go z tego są równe zeru.
    - On twierdzi, że nic o nich nie wie. - Hermiona wtrąciła się do jego wypowiedzi. - Mówił, że raz na przesłuchaniu Mardot i jakiś inny mężczyzna pytali go o ten departament ale nic nie powiedział.
    - Pije verutaserum. Nie mógł kłamać.
    - Pytanie dlaczego interesują się Draco. - zastanawiał się czarnoskóry mężczyzna.
    - Może interesowali. - pozostała dwójka spojrzała na nią z zainteresowaniem - Może o coś go podejrzewali ale skoro nic go nie łączy z tym departamentem może to być ślepy trop i tracimy czas.
    - Przecież dał Ci tą kartkę. - zaoponowała Astoria.
    - Tak, jako haczyk na Mardota. Bardzo możliwe, że tego departamentu wcale nie należy łączyć z Malfoyem. Może chodzi tylko o Mardota i jego problemy. Jeśli mu zaszkodzimy będziemy mogli go szantażować a on uwolni Malfoya. Te dwie sprawy nie muszą być ze sobą powiązane.
    - Być może masz rację. - odparł Zabini. - Tylko w takim razie czego mamy szukać?
    - Myślałam o tym żeby śledzić Mardota.
    Małżeństwo wytrzeszczyło oczy.
    - Postradałaś rozum. Blaise właśnie powiedział, że Mardot ma najprawdopodobniej powiązania z najniebezpieczniejszym z departamentów a Ty chcesz mu podpaść śledząc go?
    - Nie widzę innego wyjścia. Jeśli w czwartek od rana będziemy mieć go na oku zobaczymy chociaż z kim się spotyka.
    - Jego może też chcesz śledzić? - zapytała kąśliwie Blondynka.
    - Masz jakiś lepszy pomysł?
    W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Prawda była oczywista nikt nie wymyśli już nic lepszego. Jednak ryzyko pozostawało ryzykiem. Gra toczyła się o wysoką stawkę. Wcielając w życie wizję Hermiony mogli stracić wszystko łącznie z życiem.
    - Mardot tak. Wszyscy inni nie.
    Kobiety gwałtownie spojrzały na Zabiniego.
    - Nie widzę lepszego rozwiązania. W razie czego będziemy mieć na głowie aurorów a nie tajną organizację a potem się zobaczy.
    - W porządku w takim razie wracamy do pracy i koniec na dziś tematu Mardota z wyjątkiem rozmów służbowych. - Astoria niechętnie przystała na ich plan.
    - Pozostaje jeszcze kwestia kto go będzie śledził.
    - Granger, bo to jej chory pomysł.
    - W porządku. - odpowiedziała chłodno była gryfonka.



*"Ostatnie poświęcenie"


Witajcie kochani
Po tak długiej nieobecności wracam do Was z nowym rozdziałem. Muszę niestety wycofać plany dodawania rozdziałów raz na 2-3 tygodnie, ponieważ zwyczajnie nie daję rady. Szukanie pracy, studia (zaliczyłam sesję xD), praktyki i moje życie prywatne zjadają mi każdą chwilę. Nie zapomniałam o tym opowiadaniu i jak najbardziej utrzymuję to, że je dokończę. Ciężko mi pisać na siłę, gdy jestem chora lub dzieją się rzeczy totalnie wytrącające mnie z rytmu jak to ostatnio bywa. Nowy Rok przyniósł mi trochę zmian i muszę się z nimi oswoić. Wiadomo, wszystko trwa szkoda tylko, że u mnie tak 5 razy dłużej niż u innych.
U naszych bohaterów niewiele zmian od ostatniej notki jednak zawiązały się już pewne sojusze. Powiem Wam, że ostatnio czuję się jak Hermiona z mojego opowiadania. Nie wiem na czym stoję ale wchodzę w to xD
Dajcie znać co myślicie o nowym rozdziale i jak Wam zapowiada się rok 2020. Może po staremu a może pełen zmian jak u mnie? Czekam na Wasze komentarze i ściskam cieplutko.
Pozdrawiam
Pani Black


piątek, 27 grudnia 2019

Rozdział 6 "Chcąc poznać przyjaciela..."

"- Wiesz, co mi powiedział? - zapytał, ocierając policzki wierzchem dłoni. - Obiecał, że opróżni mój umysł. Wyzeruje i napełni nienawiścią. 
Ale nie dotrzymał tej obietnicy. 
Zamiast nienawiścią wypełnił mnie nadzieją."* 



    Przyglądali się sobie w milczeniu. Ona stała ze łzami w oczach a on starał się poskromić narastające zdenerwowanie. Chociaż w pierwszej chwili oboje chcieli się jakoś dogadać i pomóc Narcyzie, ich charaktery, lata uprzedzeń i wzajemna niechęć wzięła górę. Przebywanie tych dwojga w jednym pomieszczeniu sam na sam dłużej niż pięć sekund musiało doprowadzić do awantury. Tak też stało się i tym razem, co nie oznaczało, że Draco i Hermiona byli z siebie dumni. Każde z nich dręczyły wyrzuty sumienia spowodowane ich delikatnie mówiąc niekulturalnym zachowaniem.
    Była gryfonka miała zamiar pomóc Draco a jedyne co osiągnęła to kolejne wyzwiska pod swoim adresem. Ciężko powiedzieć żeby sobie na nie zasłużyła ale czego mogła się spodziewać? Wiedziała, że nie będzie łatwo i jej wybuch do niczego ich nie doprowadzi. Mogła się powstrzymać. Pomogła arystokratce i nie dostała żadnych podziękowań jednak co one znaczyły w obecnej sytuacji? Gdyby wiedziała, że Draco bez słowa przejdzie do celu jej wizyty i tak zrobiłaby to samo. Zachowała się jednak inaczej i zbudowała kolejną barierę pomiędzy nimi. Początek ich współpracy wyglądał tragicznie i niestety ale panna Granger miała w tym swój udział.
    Były ślizgon również nie popisał się dobrymi manierami. Czego ona się spodziewała? Miał rzucić jej się rzucić do stóp i wychwalać jej zdolności w międzyczasie dorzucając podziękowania? Nie istniała taka możliwość, nie po tym wszystkim co przez nich przeszedł. Rozgoryczenie i gniew na tą całą pseudo jasną stronę musiał znaleźć ujście. Tak się złożyło, że jedyną osobą, na której mógł się wyżyć była właśnie Hermiona. Mimo to wiedział, że przesadził. Wyzwał ją od szłam zupełnie bez sensu. To, że miał prawo wygarnąć jej pasywną postawę w stosunku do oskarżeń pod jego adresem to jedno ale to, że wypomniał jej pochodzenie w tak brutalny sposób to co innego. Kierował się schematem, który znał i którego bardzo nienawidził. Jak miał jednak przekonać do tego cały świat skoro nadal nim podążał? W duchu gratulował sobie debilizmu, którym się wykazał tym bardziej, że nie widział sposobu żeby daną sytuację naprawić. Mimo wszystko on nie zaczynał i nie chciał się kłócić więc nie miał zamiaru przepraszać a już na pewno nie jej.
    Draco stał oparty o biurko, na którym stały leki Narcyzy. Starał się uspokoić oddech, co nie było łatwe. W głowie ciągle wybrzmiewały mu słowa Hermiony. "Latałam przez pół Ministerstwa żeby Ci pomóc". Nie dawało mu to spokoju.
    - Co to miało znaczyć, Granger? - zapytał nadal odwrócony do niej.
    - Co? - zapytała głupio, zaskoczona nagłym przerwaniem ciszy.
    - Powiedziałaś, że chciałaś mi pomóc.
    Hermiona nie była w nastroju do zwierzeń. I tak mu nie ufała a on tylko dawał jej ku temu więcej powodów. Może jeszcze chwilę temu by mu powiedziała...może. Teraz napis "szlama" na przedramieniu palił ją żywym ogniem. Nie miała zamiaru puścić mu płazem kolejnej zniewagi.
    - Nie ważne.
    Pięknie...Draco starał się jakoś ogarnąć całe to przedstawienie ale nie. Granger nie mogła współpracować. Królewna zdecydowała się obrazić. Jednak mimo wszystko ta kobieta właśnie pomogła jego matce więc nie mógł tak po prostu jej wyrzucić. Być może należały jej się jakieś słowa uznania ale szybko otrząsnął się z tych myśli.  Przeprosić też jej nie zamierzał. Na samą myśl robiło mu się niedobrze. Nadal uważał, że jeśli mają sobie dziękować to powinni to robić chronologicznie a to oni pierwsi jej pomogli. Może kiedyś by jej to powiedział...może.
    - Niech będzie. - powiedział odwracając się do niej - Jeśli chcesz się tu kłócić to proszę bardzo nie ma problemu ale to się już żałosne robi. - skłamał bez mrugnięcia okiem. - Powiedz lepiej po co przyszłaś. Zakładam, że nie prywatnie.
    - Trochę tak, trochę nie. - odpowiedziała ironicznie wciąż obrażona Hermiona.
    - Czy Ty myślisz, że ja mam ochotę na jakieś zgadywanki?! - tym razem to on uniósł głos.
    - A myślisz, że ja mam ochotę być nazywana szlamą zaraz po tym jak pomogłam Twojej mamie?
    Głos kasztanowłosej był spokojny i opanowany. Łzy już dawno zniknęły. Malfoy nie przypuszczał, że to w tym tkwił główny problem. Wiedział, że nazywając ją tak przesadził ale uważał, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej a nie jej podstawa. Nie potrafił zrozumieć czemu przywiązywała aż taką wagę do tej obelgi skoro ich kłótnia nie polegała na głupich wyzwiskach i dotyczyła ważniejszych aspektów. W tym momencie do głowy wpadł mu iście szatański pomysł. Skoro Granger tak bolała taka pierdoła to miał na nią lepszego haka. On go wykorzysta a ona mu pomoże. W końcu istniały jeszcze propozycje nie do odrzucenia.
    - Pewnie nie ale dobrze, że jesteśmy w temacie...
    - Malfoy, czy Ty chociaż siebie słuchasz. Przed chwilą powiedziałeś, że kłótnie są żałosne. - jęknęła znudzona.
    - Merlinie, a mówią, że Ty inteligentna jesteś...
    - Malfoy, nie pozwalaj sobie! - pogroziła mu palcem.
    - Dobra, nie unoś się tak, szkodniku. Musimy poroz...
    - SZKODNIKU?! Jak Ty się do mnie odzywasz rozpieszczona fredko?!
    - Ej! Uważaj na słowa!
    - To Ty uważaj! Nie masz prawa...
    - DOBRA KONIEC! - ryknął Draco, czując, że tyrada Granger dopiero się rozpoczyna - Jebać kto kim jest...
    - Nie przeklinaj, Malfoy.
    Arystokrata przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy i ponownie odwrócił się do byłej gryfonki plecami. Jak rudzielec i bliznowaty wytrzymywali z nią tyle lat - nie miał pojęcia. Jego już po kilkunastu minutach w jej towarzystwie trafił szlag. Teraz już myślał, że chyba nie wszytko pójdzie po jego myśli. Nie wziął po uwagę uporu i nieprzewidywalności kobiety. Jeszcze przed chwilą ją zastraszył a teraz zwracała mu uwagę o to, że przeklął. Nie mógł jednak zrezygnować, bo nie widział innego wyjścia. Granger była jedyną osobą z kontaktami, która mogła mu pomóc i jednocześnie przebywać w jego domu pomimo zakazów, blokad itp. Tutaj nie było miejsca na pomyłki. Najmniejszy błąd mógł przypłacić życiem.
    - Dobrze, nie będę. Pasuje? - zapytał bardziej pro forma niż dla uzyskania odpowiedzi.
    - Tak a teraz rzeczywiście musimy porozmawiać. - Hermiona postanowiła trochę odpuścić.
    Jeżeli to ona chciała zacząć to należało z tego skorzystać. Im więcej się od niej dowie tym więcej będzie miał argumetnów, żeby mu pomogła. Nie uważał Granger za idiotkę ale każdy może powiedzieć coś czego nie powinien. Liczył, że teraz los się do niego uśmiechnął i właśnie tak będzie.
    - Wreszcie, jakiś dobry pomysł. - westchnął Draco - To może pójdziemy na dół.
    Arystokrata zapraszał ją na dół, prawdopodobnie do salonu, bo gdzie indziej przyjmuje się gości? Nie była na to gotowa. Nie chciała tam schodzić.
    - Nie możemy zostać tutaj?
    Hermiona odruchowo złapała się za przedramię z blizną. Draco również należał do inteligentnych ludzi. Od razu wyłapał, że coś jest nie tak chociaż napisu nie widział, bo ukryła go pod rękawem.
    - Proponuję tylko zwykłą rozmowę ewentualnie przy herbacie, nie chciałem przy mamie...
    - Wiem ale ja do salonu nie idę. - odpowiedziała na pozór pewnie ale trochę za szybko.
    Mafloy szybko połączył fakty. W salonie na dole jego ciotka ją torturowała wycinając napis "szlama" na ręce. Prawdopodobnie na tej, za którą się trzymała ale tego nie pamiętał. To dlatego ta obelga bolała ją tak bardzo. W tym momencie gratulował sobie debilizmu. Gdyby on miał wypominać każą obrazę to musiałby zacząć już teraz, bo nie zdążłby do śmierci. Gdyby jednak chodziło o to, co ktoś wyciąłby mu na ręce sprawa wyglądałaby inaczej. Nie darowałby tego. Gdyby jeszcze powiedział to świadek całego zdarzenia to chyba by go zabił. Zdecydowanie Draco Malfoy był inteligentnym idiotą.
    - W porządku. Chodźmy w takim razie do mojego pokoju i tam na spokojnie pogadamy.
    Hermiona nie wierzyła własnym uszom i oczom. Malfoy był miły i zapraszał ją do swojego pokoju. Nie wierzyła w ludzkie odruchy u tego osobnika co oznaczało tylko jedno. On kompletnie oszalał. Ten dzień zdecydowanie przysporzył jej mnóstwa wrażeń a to jeszcze nie koniec.
    - I nie czekają tam na mnie węże, pająki i...
    - Tak Granger, czeka tam na Ciebie lustro i zobaczysz te kłaki, pod którymi powinien znajdować się rozum. - jego ton ociekał ironią a cierpliwość się skończyła - Jeśli jesteś w stanie znieść zagrożenie swojego wyglądu to nie masz się czego bać.
    - Nie wściekaj się. Jeszcze nigdy nie byłeś dla mnie miły. - odpowiedziała jakby jej obawy były czymś oczywistym.
    - Bo nie jestem. Idziesz czy nie? - zapytał stojąc przy drzwiach.
    On miły dla Granger? Ten świat musiałby się skończyć. On jedynie dbał swoje interesy a że ona była zbyt ciemna żeby to zrozumieć to już nie jego problem. Chcąc jej pokazać, że wcale nie kierowały nim przyjazne uczucia nie przepuścił jej w drzwiach, nie patrzył czy za nim idzie i nie powiedział żeby się rozgościła. Zachował się jak ostatni cham ale zrobił to specjalnie i był z siebie zadowolony. Niech sobie nie wyobraża Merlin wie czego. Kierowały nim wyłącznie egoistyczne pobudki. W końcu cały świat uważał go za śliskiego i bezczelnego gościa, który wykorzysta wszystko i wszystkich aby osiągnąć swój cel. Szkoda, że znali go tak słabo ale jak to mówią w każdej plotce było ziarno prawdy.
    Kiedy weszli do pokoju Malfoy usiadł w jedynym fotelu obok regału na książki. Hermiona zdecydowała, że postoi. Nie uśmiechało jej się zajmowanie łóżka byłego ślizgona, w końcu nie należało skracać obecnego pomiędzy nimi dystansu.
    Pokoju wbrew jej oczekiwaniom nie urządzono w srebrno-zielonych kolorach. Ściany były karmelowe a podłoga dosyć jasna. Kontrastowało to z hebanowymi, masywnymi meblami oraz pościelą i zasłonami w tym samym kolorze. Jedynie łóżko miało jaśniejszy kolor. Hermiona podejrzewała, że ktoś kto urządzał to pomieszczenie nie chciał żeby zlewało się z kocem, który na nim leżał.
    - To jak będzie, Granger? Powiesz mi w końcu co tu robisz? - zapytał Draco jakby nie zauważając, że gryfonka nadal stoi.
    - Przyszłam w sprawach służbowych. Chcę z Tobą porozmawiać o Twojej współpracy z aurorami.
    Tego się nie spodziewał. Granger interesująca się sprawami aurorów? Coś mu tutaj nie grało. I co on ma niby jej powiedzieć? Jeśli chciała mogła poczytać w aktach o wszystkim, co zeznawał. Warunki też tam widniały. Nie musiała się tu fatygować. Dlaczego więc to zrobiła? Nie wiedział.
    - Dlaczego? - odpowiedział chociaż szczerze wątpił, że otrzyma odpowiedź.
    - Takie dostałam polecenie.
    Kłamała. Widział to. Najpierw patrzyła na niego a teraz spuściła wzrok i bawiła się palcami prawej dłoni. Ludzie robili tak, gdy mówili o czymś niewygodnym. Oszukiwanie nie pasowało mu do Granger więc bardziej prawdopodobne było, że ofiarowała mu jedynie część prawdy a resztę zachowała dla siebie. Rozgryzie ją. Musiał. To jednak postanowił zrobić później. Obecnie miał ważniejsze rzeczy do załatwienia.
    - Czyli przysyła Cię Ministerstwo. Skoro to rozmowa oficjalna chciałbym się dowiedzieć, z którym departamentem mam przyjemność. - chciał dowiedzieć się możliwie jak najwięcej a to mogła być przydatna informacja.
    - Departament ds. przestrzegania prawa. Jestem kontrolerem ds. przestrzegania prawa przez pracowników Ministerstwa.
    - Ulala... - Draco był trochę zaskoczony - Nie spodziewałem się, że taka ważna osobistość zainteresuje się takim marginesem społecznym jak Malfoyowie. Jakby nie patrzeć nasza sytuacja jest jasna.
    I tak cały plan diabli wzięli. Malfoy miał wykorzystać Granger a tymczasem znowu wdawał się z nią w pyskówki. Teraz się nim zajęli? Kiedy zamordowali Lucjusza, Narcyzę otruli a jego zmuszali do współpracy? Obecnie szkody uczynione jego rodzinie przez to całe zakichane Ministerstwo wydawały się nieodwracalne a poza tym Draco już im nie ufał. Jeśli sam sobie nie pomoże nie zrobi tego nikt.
    - Dla mnie nie jest do końca jasna. - Hermiona nie dała się zbić z tropu. - Dlaczego pomagasz Mardotowi?
    Malfoya olśniło. "Latałam przez pół Ministerstwa..." Ona przyszła tutaj, bo chciała go uratować. Ona go jeszcze nie skreśliła nawet po tym jak nazwał ją tego dnia szlamą. Próbowała przemówić mu do rozsądku a on nie słuchał. Jeśli wcześniej dostrzegł światełko w tunelu to teraz widział światła rozpędzonego pociągu. Granger przybyła mu na ratunek. Nagle zrobiło mu się wstyd. Chciał nią manipulować. Musiał to zrobić dla dobra matki. Jego sumienie jednak zaczęło dawać o sobie znać. Jedyna osoba, która realnie wyciągała do niego rękę a on zamierzał uderzyć w jej najsłabszy punkt. Nie był wężem. Był zwykłą świnią. Niestety innego wyjścia nie widział. Granger nie złamie prawa dla niego bez szantażu a nawet jej legalne możliwości były ograniczone.
    - Jak rodzice, Granger? - z trudem przywołał cyniczny uśmieszek na twarz.
    - Co ja Ci zrobiłam, że znowu zaczynasz? - Hermiona nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Przez moment wydawało jej się, że może jej się uda ale jak widać nadzieja matką głupich.
    - Nie, to nie o to chodziło. - Malfoy nie wierzył, że tłumaczy się Granger ale przecież nie chodziło o jej pochodzenie - Po prostu słyszałem, że odzyskali pamięć.
    Hermiona zdębiała. Nie miała pojęcia skąd Malfoy o tym wiedział i po co zaczynał ten temat. Ona zdążyła już pogubić się w tej rozmowie i z każdym nowym wątkiem żałowała coraz bardziej, że tu przyszła. Postanowiła, że nie da się sprowokować tym bardziej, że arystokrata wydawał się jakiś dziwny. Zaczął się jej tłumaczyć a przecież niedawno sam nazwał ją szlamą. Raz cyniczny dupek a raz chłopiec całkiem do zniesienia. Kobieta nic już z tego nie rozumiała.
    - Dobrze i nie o tym miałam z Tobą rozmawiać, Malfoy. Pytałam dlaczego pomagasz Mardotowi.
    - Cieszę się, że się Wam układa - mówił dalej się uśmiechając - ale jak widziałaś nie każdy ma tyle szczęścia. Łączy nas więcej zobowiązań niż myślisz a Twoi rodzice to tylko jedno z nich.
    Po tych słowach była gryfonka nie rozumiała już kompletnie nic. Ich niby łączyły jakieś zobowiązania i to w postaci jej rodziców? Szczerze w to wątpiła. Coraz bardziej upewniała się w przekonaniu, że Malfoy oszalał.
    - Czy Ty się aby na pewno dobrze czujesz? - zapytała z nieudawaną troską.
    - Fantastycznie, bo widzisz mam pewien pomysł jak możesz mi się odwdzięczyć.
    - Tobie naprawdę padło na mózg, Malfoy.
    - Nie obrażaj mnie skoro jesteś tu służbowo, bo to nie ładnie i nie wypada, Pani kontroler.
    Draco nawet z wyrzutami sumienia nie mógł sobie darować żartów z Granger. W końcu dawka humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
    - Wybacz - odpowiedziała bez cienia zmieszania - ale sprawiasz wrażenie jakby coś Ci jednak dolegało.
    - Dlaczego niby? - młody mężczyzna świetnie się bawił zdezorientowaniem swojej rozmówczyni.
    - Nie odpowiadasz na proste pytania i wyskakujesz z jakimiś wymyślonymi zobowiązaniami. Ja wiem, że nam pomogliście na wojnie i właśnie staram Ci się jakoś odwdzięczyć. Niestety bardzo mi to utrudniasz nie współpracując ze mną. Próbowałam zrobić to już wcześniej ale tak jak mówiłam nikt mnie nie słuchał. Zeznawałam razem z Harrym i Ronem na Twoją korzyść i próbowaliśmy Cię z tego wyciągnąć. To nie nasza wina, że nic z tego nie wyszło. Może tym razem się uda ale jak mi nie pomożesz to nic z tego nie będzie.
    Stało się - powiedziała mu na spokojnie o wszystkim. W tym momencie ciężko było określić, kogo bardziej zaskoczyła szczerość Hermiony. Cała radość blondyna zniknęła i ustąpiła miejsca ciężkiemu szokowi. Kobieta natomiast nie wiedziała czy postąpiła słusznie informując go o wszystkim. Mógł się z niej dalej nabijać i wykorzystać to przeciwko niej ale było już za późno. Malfoy nie mógł zebrać myśli do kupy. Owszem, powiedziała mu, że starała się mu pomóc ale nie myślał, że działała na taką skalę. Spodziewał się dobrego słówka o nim to tu to tam ale oficjalne zeznania i dzisiejsza wizyta? Może wcale nie powinien się z niej nabijać i wciągać w swoje intrygi a jedynie jawnie poprosić o przysługę? Nie spodziewał się, że dożyje dnia, w którym poczuje odrazę do samego siebie i to przez Hermionę Granger. Jego plan zaczął się sypać już wcześniej ale teraz po prostu nie potrafił tego zrobić. Przez takie sytuacje jak ta zawsze znajdował się w coraz gorszej sytuacji. Czy teraz mogłoby być inaczej? Czuł się z tym okropnie i wiedział, że postępuje jak idiota ryzykując wszystkim co posiadał łącznie z życiem ale coś w środku kazało mu ten kolejny, ostatni raz zachować się uczciwie.
    - Bo to wszystko nie jest takie proste, Granger. - blondyn ukrył twarz w dłoniach.
    - Co masz na myśli, Malfoy?
    Hermiona przysiadła na skraju łóżka odruchowo chcąc jakoś wesprzeć Draco. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Tak bardzo teraz żałowała wypowiedzianych wcześniej słów. On potrzebował jej pomocy, bo od kogo miał ją otrzymać? A przecież rzeczywiście zrobił dla niej tak wiele. Oczywiście nie umniejszało to faktu, że sam sobie na taką opinię zasłużył i to nie bez powodu. Mimo wszystko postanowiła nadal mieć się na baczności. To mogła być tylko kolejna gra, mająca na celu uśpienie jej czujności.
    - Nie chciałem mieć do czynienia z Voldemortem i jego sługami. Nasza rodzina nie jest przesiąknięta złem. Pomogłem Potterowi i Wam nie mówiąc nic o mojej matce. Zresztą ona nawet po wojnie Ci pomogła.
    - Pomogła mi? - zapytała zdezorientowana Hermiona.
    - Nic nie wiesz? - powiedział zdziwiony Draco.
    - Nie.
    - No to ja Ci nie powiem. To nie moja sprawa, nie będę się wtrącał. - zignorował pytające spojrzenie kasztanowłosej - Wracajmy do tematu. Pytałaś dlaczego pomagam Mardotowi no to już wiesz. Ja nie chcę żyć ze śmierciożercami i lepiej tego nie udowodnię niż pomagając złapać ich wszystkich. Nie mówię, że nie byłoby miło gdybyście to docenili jakoś lepiej niż dając mi areszt domowy.
    - Czego byś chciał?
    To była jego szansa. Mógł zaryzykować teraz albo poddać się i przecierpieć wszystko, co zgotował mu ten idiota.
    - Daj to Blaiseowi. - powiedział Draco wyciągając kartkę z kieszeni.
    - Co to jest?
    - Godzina spotkania.
    - Jak mam przekazywać coś, czego nawet nie rozumiem.
    - Pytasz o Mardota to znaczy, że chcesz coś na niego mieć. Mi on nic nie zrobił. Nie naskarżę na niego ale on coś kombinuje i to dotyczy jeszcze takiego gościa w skórzanej kurtce. Kiedyś widziałem go w gabinecie Mardota. Pytał mnie o jakiś departament dziedzictwa czarodziejów. Wisi mi ten temat, bo ja z tym nie mam nic wspólnego ale wiem, że Blaiseowi i Astorii nie do końca, więc przekaż im to ode mnie i powiedz, że gratuluję Astorii zajścia w ciążę.
    - Astoria jest w ciąży?! - Hermiona niemal podskoczyła w miejscu
    - Co się tak gorączkujesz? Wy się chyba nawet nie znacie.
    - Pracujemy razem. Astoria jest drugim kontrolerem.
    - O kurwa...dobra wiem! Już nie przeklinam, wyrwało mi się. Tak czy inaczej pozdrów ją ode mnie. I macie tu na tacy haczyk na Mardota. Masz jeszcze jakieś pytania?
    Miała ich wiele. W jej głowie rodziło się wręcz tysiące pytań, bo nawet nie podejrzewała w co się wpakuje kiedy tutaj przyjdzie. Jednak nie mogła powiedzieć, żeby żałowała. Postawiła sobie za cel, że pomoże ludziom takim jak Malfoy a teraz miała na to szansę. Musiała tylko udowodnić co Mardot wyprawia. Wiedziała, że Draco kłamał w końcu jeszcze dzisiaj rozmawiała o tym z Astorią. Bała się jednak. Ktoś na nią czyhał, przechwytywał jej listy, wysyłał jakiegoś jastrzębia i teraz jeszcze czekała ją walka z biurem aurorów. Tylko głupi nie odczuwałby strachu na jej miejscu. Czuła, że nielubiany czarodziej może mieć z tym wszystkim niemały związek. Wolała jednak nie wtajemniczać w to Malfoya. Może i nawiązali cienką nić porozumienia ale to wciąż był manipulant myślący bardziej o sobie niż o niej. Nadal mu nie ufała i wiedziała, że on jej również.
    - Na razie nie.
    - Przekażesz jej tą kartkę?
    - Tylko jeśli pozwolisz mi ją przeczytać.
    - W porządku.
    - Zgadzasz się tak łatwo? Coś mi tu nie pasuje.
    Hermiona mimo wszystko rozwinęła kartkę.
"Dziedzictwo kulturowe. 
Czwartek 14:30"
    - Nic z tego nie rozumiem. Mówiłeś, że pytali Cię o ten departament.
    - Dokładnie i nic więcej naprawdę nie wiem. Możesz mi podać veritaserum...
    - To nie będzie konieczne. Będę się już zbierać.
    Hermiona podniosła się z miejsca. Poprawiła ubranie i wyszła z pokoju. Draco tym razem przepuścił ją w drzwiach. Nie wierzył, że to zrobił. W pewnym stopniu zdawał się na łaskę byłej gryfonki a to nie mogło wróżyć niczego dobrego. A przecież miał wybór. Wojna zmieniła wszystkich. On nie chciał być potworem za jakiego uważała go większość. Niestety akurat w tej kwestii wcześniej wyboru mu nie pozostawiono. Granger była jednak jedyną osobą, na którą chyba mógł liczyć. Oby tym razem się nie pomylił.
    - W notatce umieszczę, że biuro aurorów traktowało Cię należycie, Malfoy.
    - Nic innego Ci nie powiedziałem. - Draco wzruszył jedynie ramionami
    - Powiedziałeś mi dziś wiele ciekawych rzeczy.
    - Naprawdę? Co takiego?
    - Na przykład to, że jestem coś winna Twojej mamie. Nie rozumiem tego.
    - To mnie akurat nie dziwi. To inni uznawali Cię za inteligentną, nie ja.
    - Jesteś bezczelny, Malfoy! - Hermiona zaczynała się irytować. Ile jeszcze twarzy ma w zanadrzu ta irytująca fretka?
    - Już Ci mówiłem, nie unoś się tak, szkodniku. - Draco musiał ją jeszcze na odchodne podręczyć. 
    Hermiona zdecydowała, że wystarczy im już obrażania się. Malfoy nadal pozostawał irytującym gnojkiem. Wciąż miała obawy czy słusznie zrobiła zgadzając się na przekazanie tej kartki. Modliła się żeby intuicja jej nie zawiodła ale jak już było powszechnie wiadomo panna Granger komplikowała sobie życie na własne życzenie. 
   

***


   Hermiona wróciła do swojego departamentu. Została jej jeszcze niecała godzina pracy. W biurze tak jak się spodziewała zastała Astorię. Robiła notatki prawdopodobnie z dzisiejszych rozmów z aurorami. Była gryfonka wiedziała, że musi jakoś zacząć temat. Miała przed tym jednak pewne opory. W głowie wciąż miała mnóstwo pytań pozostawionych bez odpowiedzi i wiedziała, że blondynka jej ich nie udzieli. Mimo wszystko panna Granger powoli zaczynała zbierać elementy tej układanki. Astoria mówiła jej o jakimś bagnie a Malfoy powiedział, że sprawa Mardota nie jest obojętna Zabinim. Również zdeterminowanie jej współpracowniczki świadczyło o jakimś związku emocjonalnym z tą sprawą. Tylko co takiego Mardot mógł im zrobić? Do tego wszystkie jej kłopoty i dziwne zachowanie Rellowa tylko dokładały jej zmartwień. Co tutaj się działo? Czy to wszystko miało ze sobą związek czy były to osobne sprawy nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że lepiej dla niej jeśli szybko to rozwiąże, bo nie miała żadnych wątpliwości, że te wszystkie sprawy dotyczyły lub dopiero będą dotyczyć bezpośrednio jej.
    - I jak poszło u Draco? - Astoria podniosła głowę z nad notatek.
    - Twierdzi, że wszystko w porządku. - Hermiona wolała dzisiejsze rewelacje zachować dla siebie.
    - Mówiłam, że nic nie powie. - kobieta wydawała się zirytiwana.
    - Nie do końca nic. Dał mi to i kazał przekazać Twojemu mężowi.
    Astoria szybko wzięła kartkę a po jej przeczytaniu zmarszczyła brwi. Ta informacja nic jej nie mówiła a nie wątpiła, że Blaise powiedziałby jej gdyby to było coś ważnego.
    - Mówił o co w tym chodzi?
    Hermiona podeszła bliżej. Nie chciała rozpowiadać głośno takich rewelacji. Tutaj ściany mogły mieć uszy.
    - To dotyczy Mardota i jakiegoś mężczyzny w skórzanej kurtce. Powiedział, że to haczyk na Mardota i dotyczy departamentu, który jest tam napisany. Mówił też, że kiedyś na przesłuchaniu pytali go o ten departament. Twierdzi, że nic więcej nie wie.
    - Czytałaś to?
    - Tak, pozwolił mi.
    Oczy blondynki rozszerzyły się do granic możliwości. Istniały trzy opcje. Opcja pierwsza: to była zmyłka i nic nie ważna informacja. Opcja druga: Draco zaufał Granger na tyle, że mogła przeczytać wiadomość. Opcja trzecia: Granger kłamała. Na razie nie wiedziała, którą ma wybrać. Niemiłosiernie bolał ją fakt, że ona nie mogła osobiście porozmawiać z przyjacielem. Wszystko byłoby wtedy prostsze. W obecnej sytuacji musieli się zdać na Hermionę, której nie ufali. Oby tylko nie chciała im zaszkodzić, bo wtedy wszystko by przepadło.
    - Skoro i tak już wiesz to pomożesz mi?
    - Masz zamiar dowiedzieć się co to za spotkanie?
    - Tak. To jedyna informacja jaką mamy. Wiem, że jest niepewna ale i tak nie mamy pojęcia od czego zacząć.
    Astoria miała rację. Nie mieli lepszego pomysłu co dalej. Jeśli Hermiona chciała się czegoś dowiedzieć musiały współpracować. To jednak nie znaczyło, że cała ta pokręcona drużyna zaczęła sobie ufać. Oni jedynie na swoje potrzeby szukali sojuszników a tak się składa, że lepszych nie mieli. 
    - W porządku. Spróbujmy ustalić o co w tym chodzi ale już nie dziś. Teraz zajmijmy się notatkami i do domu.
    - Daj mi wyjść na chwilę. Zaniosę to Blaiseowi. Może on będzie wiedział coś więcej.
    - Okej. Ja zajmę się swoją papierkową robotą.
    Po całym dniu pełnym wrażeń panna Granger wróciła do domu i rzuciła się na łóżko. Mimo całego zmęczenia i poczucia, że powoli przerasta ją to wszystko wreszcie miała wrażenie, że nie marnowała czasu. W jej życiu sporo się działo a ona nareszcie była o krok bliżej do rozwiązania całej tej sprawy. Niestety odkrywanie prawdy dokladało jej coraz to większej ilości zmartwień. Wątpiła aby to wszystko bez problemu złożyło się w spójną całość. Czuła się trochę jak w Hogwarcie gdy razem z Harrym i Ronem rozwiązywali kolejne zagadki. Dalaby wszystko żeby wrócić do tamtych czasów kiedy ratowali szkołę w tajemnicy przed wszystkimi. Jakoś nie myśleli wtedy o konsekwencjach i robili to co było konieczne. Dlaczego w takim razie teraz zaczynało ją to wszystko przerażać? Odpowiedź nasuwała się sama. Nauczona doświadczeniem znała już zagrożenie. Wtedy myśleli, że skoro pokonali Voldemorta raz czy drugi to on już nie wróci. Żyli sobie w takim przekonaniu aż do pamiętnego Turnieju Trójmagicznego. Teraz było inaczej. Wiedziała jakie czasy mogą nadejść jeśli ktoś taki jak Voldemort obejmuje władzę wśród swoich wyznawców. Wiedziała, że to co się dzieje teraz to konsekwencje, które trzeba ponieść po takich wydarzeniach. Ciekawiło ją tylko co z tego wyniknie i miała nadzieję, że obejdzie się bez powtórki z przeszłości. Może i była przewrażliwiona ale po tym wszystkim wolała mieć się na baczności. Przez uśpienie czujności czarodziejów mroczne czasy o mało co nie wróciły a do tego nie można było dopuścić i nie ważne czy mieli cierpieć śmierciożercy czy mugole. Te spory powinny się zakończyć raz na zawsze a ona podświadomie wiedziała, że zanim to nastanie będzie musiała jeszcze trochę powalczyć. Kto teraz był jej wrogiem? To musiała jeszcze ustalić.
 


*"Piąta fala. Bezkresne morze"

Witajcie kochani :*
U naszych bohaterów znowu minęło niewiele czasu jednak uznałam, że to dobry moment na zakończenie. W tym rozdziale nastąpił koniec pierwszej konfrontacji z Draco. Dajcie znać co o tym myślicie. Wszystkie niedopowiedzenia zostaną wyjaśnione w swoim czasie także bez obaw nic Wam nie ucieknie :)
Ostatnio wpadłam na pomysł tytuowania rozdziałów. Będzie to zawsze jakaś część przysłowia. Dzięki temu sama odkryłam znaczenie wielu takich powiedzień i uważam to za jakieś poszerzenie wiedzy o naszym języku. Mam nadzieję, że i Wam spodoba się taka forma :) Jeśli macie jakieś ulubione mądrości ludowe to chętnie je poznam ;)
Co do polecana blogów o dramione to chyba jednym z opowiadań, do którego mam największy sentyment jest "Lubię gdy jesteś obok". Opowiadanie zakończone ale to naprawdę majstersztyk!
Do zobaczenia przy następnej notce.
Ściskam mocno :*
Pani Black

sobota, 21 grudnia 2019

Rozdział 5 "Lepiej z mądrym zgubić..."

"Czasy się zmieniają, 
lecz potrzeba istnienia wroga jest niezmienna, 
taka już natura człowieka."** 




     Przesłuchanie pracowników biura aurorów nie należało do najłatwiejszych. Udało jej się ustalić, że nikt tu nie łamie prawa a o lewym nakazie nic nikomu nie wiadomo. Nie było punktu zaczepienia. Kobieta nie miała do czynienia z młodymi głupkami, którzy boją się kary. Rozmawiała z dorosłymi mężczyznami zahartowanymi codzienną przemocą. Sama przez to przeszła ale nie mogła nic zrobić. Gdyby złożyła zeznania Blaise odpowiedziałby za pobicie. To była cicha, niepisana umowa między małżeństwem a aurorami: milczenie za milczenie.
    Po kolejnej nic nie wnoszącej rozmowie przyszedł czas na rozmowę z Andrew. Astoria znała jego plan pracy tego dnia. Miał odprowadzić Draco tak żeby nikt z Ministerstwa nie zauważył, że biuro aurorów może mieć jakieś problemy.
    - Witam, Pani Zabini.
    - Witam, Panie Dunlow.
    - Mam nadzieję, że moi koledzy nie sprawiali żadnych kłopotów.
    - Darujmy sobie. - warknęła Astoria. - Oboje dobrze wiemy co się tu dzieje, gdy nie ma kontroli.
    Wysoki mężczyzna nie skomentował jej wypowiedzi. Kobieta bardzo zwięźle wyjaśniła mu wszystko. Oczywiście nie, żeby się nie domyślał jak jej poszło. Domyślał się i to bardzo trafnie sądząc po jej sfrustrowaniu. Wiedział również, że Astoria pozwoliła sobie na szczerość tylko dlatego, że był przyjacielem jej męża. Mimo wszystko nie utrzymywał bliższych stosunków z jego żoną i nie chodziło tu o zazdrość Blaisea. Gdyby pozwolił sobie na skrócenie ich dystansu mógłby zrobić coś głupiego a w jego sytuacji na błędy nie mógł sobie pozwolić.
    Czasami nawet prawie im współczuł. Małżeństwo dzieci śmierciożerców miało bardzo trudną sytuację. Z jednej strony wciąż jeszcze grozili im niezłapani poplecznicy Czarnego Pana, którzy uważali ich za zdrajców a z drugiej wszyscy stojący po tak zwanej jasnej stronie jawnie chcieli ich zniszczyć. Jedni albo drudzy w końcu się o nich skutecznie upomną a on będzie musiał wtedy zdecydować z kim tak naprawdę się zadaje.
    On w tej relacji również wcale nie miał lekko ale co mógł zrobić. Świadomość, że w końcu będzie musiał wybrać deptała mu po piętach a na karku czuł zimny oddech grożącej mu śmierci. Nie miał żadnych wątpliwości, że los tej dwójki w niedalekiej przyszłości będzie zależał od niego. To jego decyzja wpłynie na to kto przeżyje i jak długo. Oby wybrał wtedy dobrze. Przede wszystkim dobrze dla siebie, bo chociaż Blaisea szczerze polubił to swoją skórę cenił bardziej.
    - Niestety nie mogę Ci pomóc. Ja też tu pracuję i nie będę nadstawiać karku dla jakiegoś departamentu.
    Czuł, że właśnie zaczął dokonywać wyboru. Astoria spojrzała na niego chłodno swoimi hipnotyzującymi oczami jakby podświadomie czuła to samo. Wiedziała, że go jeszcze nie rozgryzła. Wątpiła czy jej mąż to zrobił. Chociaż człowiek, który przed nią siedział uczynił dla niej bardzo dużo oni tak naprawdę nie znali go zbyt dobrze.
    - Nie spodziewałam się niczego innego, Panie Dunlow. - powiedziała tonem równie zimnym co spojrzenie. - Mam nadzieję, że każdy odpowie za swoje czyny prędzej czy później nawet bez pańskiej pomocy.
    - Astoria, posłuchaj. Wchodzisz do gniazda węży, co ja gadam, do gniazda potwornie wielkich i jadowitych kurwa bazyliszków. - tłumaczył wymachując rękoma dookoła głowy - Odejdź stąd zanim któryś Cię dziabnie, bo wtedy nie czeka Cię nic innego oprócz śmierci.
    - Opanuj się Andrew. - ucięła jego wypowiedź blondynka - Skoro nawet Potter poradził sobie z bazyliszkiem to ja tym bardziej nie będę mieć problemów.
    - Wtedy w komnacie był jeden. Z całym gniazdem nie dasz sobie rady.
    Jego wypowiedź nie brzmiała jak zwykła rozmowa. To było ostrzeżenie. Astoria nie miała wątpliwości. Andrew Dunlow właśnie skończył jej pomagać. Myślała, że dokonał już wyboru ale nie wiedziała, że tak naprawdę ten wybór sięgał o wiele głębiej niż mogłoby się wydawać.
    Astoria nachyliła się ku niemu i zmruzyła oczy. Jej spojrzenie nie było już chłodne a razem z nim jej ton. Teraz sama syknęła jak wąż.
    - Jeśli będzie trzeba to podpalę to gniazdo i spłonę razem z nim.


***


    Chociaż dochodziła dopiero 13:00 Hermiona była już bardzo zmęczona. Pierwszego dnia pracy musiała przesłuchać Mardota, który oczywiście poszedł jej na rękę mówiąc o rzeczach niegroźnych i przeciwstawiał się jej w sprawach istotnych. Chętnie wyjaśnił dlaczego wystawił nakaz bez udziału Pana Rellowa. Twierdził, że po prostu nie znał prawa i poniesie konsekwencje jeżeli takowe będą. Powiedział, że o ich aresztowaniu dowiedział się z plotek, które sprawdził u rumuńskiego przyjaciela a one się potwierdziły. Panna Granger wiedziała, że półki rozpuścił on sam a dojście do ich źródła graniczy z cudem ale na szczęście nie jest niemożliwe.
    W kwestii Draco Mardot mówił najmniej. Nie wyjaśnił dlaczego nie zwolnił Malfoya z przesłuchań po tym, jak broniła go przed Wizengamotem. O jego traktowaniu również nic nie mówił. Wspomniał tylko tyle, że trzyma się rozkazów i nie on je wydaje a były ślizgon nie uskarża się na nic i nie robi im żadnych problemów.
    Przeanalizowała wszystko, co usłyszała i doszła do wniosku, że ma dwa punkty zaczepienia. Pierwszym były wspomniane wcześniej plotki a drugim młody arystokrata. Musiała to sprawdzić i omówić z Astorią. Nawet jeśli za sobą nie przepadały powinny współpracować. Nie miała pojęcia jak podejdzie do tego Pani Zabini ale wiedziała, że powinna chociaż spróbować. Jeżeli istniał nawet cień szansy na rozwiązanie tej sprawy sama nie dałaby sobie rady. Potrzebowała jej pomocy.
    Po pewnym czasie do gabinetu weszła Astoria. Zaszczyciła ją jednym wyniosłym spojrzeniem i usiadła na przeciw niej na uprzednio wyczarowanym krześle. Hermiona była zaskoczona ale nie dała tego po sobie poznać. Również zmierzyła ją zdystansowanym wzrokiem i założyła ręce na piersiach. Przez chwilę wpatrywały się w siebie, bo żadna z nich nie chciała zacząć rozmowy pierwsza. Kasztanowłosa kobieta postanowiła się przełamać w duchu powtarzając sobie, że i tak pewnego dnia to nastąpi.
    - Mardot unikał udzielenia jakichkolwiek informacji ale dał mi kilka punktów zaczepienia. - Astoria podniosła brew ale nie przerwała jej - Wiem, że dzieją się tam różne złe rzeczy i nie zdołał tego ukryć. Moim zdaniem problemem jest fakt, że oskarżeni, winni czy nie, nie chcą niczego zgłaszać. Nawet jeśli złapiemy ich na gorącym uczynku a oni nie zdecydują się na zeznania nic nie zyskamy. Trzeba dotrzeć do kogoś, kto będzie chciał to zrobić. Póki co jedyną winą Mardota jest to, że wystawił lewy nakaz a za to możemy mu dać upomnienie, bo nic innego nie przejdzie. Jak poszło w biurze?
    - Podobnie. - odpowiedziała wzruszając ramionami - Niczego konkretnego się nie dowiedziałam a dowodów brak. Chodzą pogłoski o tym co mówisz ale nikt tego oficjalnie nie powie. Jesteś naiwna jeśli myślisz, że to się zmieni.
    - To nie jest niemożliwe. Bardziej martwi mnie fakt, że Ministerstwo nie przepuści tematu niegodnego traktowania śmierciożerców.
    Astoria prychnęła jak prawdziwa księżniczka i posłała jej zażenowany uśmiech. Hermiona nie pomyliła się. Ta współpraca nie będzie należała do najłatwiejszych.
    - Niegodnego traktowania. - powtórzyła ironicznie - To bardzo ładnie powiedziane, bo według mnie to są zwykłe tortury.
    - Niech będzie, tak czy inaczej nikt nie stanie po ich stronie nawet jak prawda wyjdzie na jaw.
    - Do czego zamierzasz?
    - Do tego, że musimy znaleźć sobie sojuszników. - odpowiedziała zdeterminowana - Sama nie dam rady a Pan Rellow ma rację. Gdzie nie dotrę ja tam dotrzesz ty.
    - Nie myśl, że będę się pchać z powrotem w to bagno. - zaprzeczyła stanowczo.
    - Z powrotem?
    Po zdziwionym pytaniu Hermiony zapadła niezręczna cisza. Astoria powiedziała o dwa słowa za dużo. Zapomniała, że chociaż nie cierpi całej tej Granger, jest ona nieprzeciętnie inteligentna. W żadnym wypadku nie chciała uczynić z niej powiernika jej trudnej sytuacji życiowej. Astoria Zabini z domu Greengrass nie potrzebowała pomocy a na pewno nie od niej.
    - Nieważne. Mówiłaś coś o punktach zaczepienia. Rozwiń je, bo to może...
    - Astoria, o co chodzi....
    - Powiedziałam: nieważne! - kobieta przerwała jej ostro ale szybko odzyskała fason - Wracając do tematu. Co to za punkty zaczepienia?
    - Draco Malfoy i plotki, które podobno słyszał Mardot a moim zdaniem sam je rozpuścił. - odpowiedziała Hermiona, widząc, że i tak niczego się nie dowie.
    - Jakie plotki?
    - O moim aresztowaniu.
    - O tym huczy już pół świata czarodziejów. I tak się nie dowiesz czy to on zaczął czy ktoś inny. Swoją drogą - uśmiechnęła się ironicznie - ciekawi mnie dlaczego w Proroku jeszcze o tym nie piszą. Czyżby to zasługa cudownego Pottera a może Weasleya?
    - Nie.
    - No to zostaje Rellow. Wątpię żebyś ty zmądrzała i zaczęła wykorzystywać swoją sławę.
    - Dobrze wątpisz. Nie wykorzystuję niczego z mojej przeszłości.
    - Popełniasz duży błąd. - cmoknęła z dezaprobatą - Masz swoje pięć minut, które mogą cię ustawić na całe życie. Niby taka inteligentna a takich prostych rzeczy nie pojmuje.
    Astoria jawnie z niej kpiła. W tym co mówiła było dużo racji. Mogła mieć teraz wszystko. Sławę, pozycję, pieniądze, które zostaną z nią do końca życia a ona nic z tym nie robiła. Harry, Ron i Ginny założyli swoją drużynę quidditcha i zarabiali na tym ogromne pieniądze. Oni potrafili się ustawić a przy okazji spełniać marzenia a ona w tym czasie ciągle ma pod górkę i to na własne życzenie. Tyle razy prosili ją żeby do nich dołączyła. Mogła organizować sesje, mecze, wywiady... po prostu wszystko. Odmawiała, bo chciała rozgraniczyć to wszystko. Potrzebowała czasu na poukładnie wszystkiego w głowie a przebywanie bez przerwy w jednym towarzystwie nie pomagało. Robienie wokół siebie zamieszania również nic jej nie dawało. Chciała na chwilę zwolnić, odciąć się i zająć spokojną pracą w biurze a tym czasem z własnej woli zajmuje się sprawami wojny. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie i to było jej największe przekleństwo. Uprzykszała sobie życie na własne życzenie.
    - Wybacz Astorio. Ty mi się nie zwierzasz i ja Tobie również nie muszę. - odpowiedziała spokojnie Hermiona.
    - Oczywiście.
    - Zajmijmy się pracą. Co robimy dalej?
    - Przyglądamy się Mardotowi. Może się z czymś zdradzi w końcu inteligencją nie grzeszy.
    - Muszę porozmawiać z Malfoyem.
    Astoria zrobiła minę jakby zobaczyła strzelającego do niej centaura. Ta kobieta ciągle ją zaskakiwała ale coś takiego mogła wymyślić tylko Granger. Malfoy był z góry skreślony przez pół czarodziejskiej społeczności. Powiązanie z rodem Lestrangów, służba Voldemortowi a nawet ten głupi uścisk szaleńca podczas bitwy o Hogwart...wszystko skazywało go na porażkę.
    - Czy ja Ci nie powiedziałam, Granger, że oni nic nie mówią?
    - A jego pytałaś?
    Między paniami zapadła niezręczna cisza. Astoria faktycznie nie rozmawiała z Malfoyem ale siedząca na przeciwko niej kobieta nie zdawała sobie sprawy z wielu rzeczy. Układ na jaki poszedł Draco pozostawił wiele do życzenia jednak to było jego jedyne światełko w tunelu. Może i chciałby się on odegrać za te wszystkie krzywdy tyle, że ruszenie tej już i tak kruchej konstrukcji groziło zawaleniem, co skutecznie blokowało jakiekolwiek działania. Żona Zabiniego chętnie by mu pomogła i bolało ją to, że jedyną możliwością ułatwienia mu życia było zwykłe niewtrącanie się w nieswoje sprawy. Nie chciała żeby Malofy narobił sobie jeszcze większych problemów.
    - Nie pytałam i pytać nie będę. - oznajmiła dobitnym tonem Astoria.
    - Ale ja jak najbardziej. - Hermiona spojrzała na nią buntowniczo.
    - Nie...
    - Nie przerywaj mi, bo mam Ci do powiedzenia coś ważnego. - kasztanowłosa kobieta nie pozwoliła zbić się z tropu - Harry, ja i Ron staraliśmy się bardzo żeby pomóc Malfoyowi. Niestety na nic się to nie zdało...
    - Bo on jest skreślony nie rozumiesz?! - wybuch blondynki zaskoczył Hermionę. - Przez was, przez te wasze cholerne zasady i idealny świat. Może dla niego cała ta farsa była nic nie warta? Może on od początku chciał żyć inaczej? Uwierz mi nikt ślepo nie podążałby za tym szaleńcem jeśli ma po kolei w głowie a Malfoy czy ja mamy. Wasz cudowny porządny świat nie przewidywał dla nas miejsca więc poszliśmy tam, gdzie nas chcieli. Nie walczyliśmy i nie zrobiliśmy w gruncie rzeczy nic...i za to płacimy. Od waszych czy od naszych. W czasie kiedy Wy tak świetnie się bawicie na bankietach z okazji wyzwolenia, my gdzieś tam staramy się dopasować wiedząc, że nie dostosujemy się do WAS. Do porządnych ludzi z porządnego świata. Bo co? Bo mamy inną przeszłość, bo mamy innych rodziców. Bo nie porzuciliśmy rodzin tylko zostaliśmy przy swoich zamiast iść do tego idealnego świata wolności, w którym i tak nie ma dla nas miejsca. Draconowi nie pomożesz, bo on nie chce pomocy. Ugrał ile mógł i już wystarczy. Daj mu spokój.
    Hermiona siedziała jak zamurowana
    - I dlatego chcę mu pomóc. O innych nie wiem i całego świata nie zbawię, choćbym chciała. Ale wiem, że Malfoy na to nie zasłużył. Jego ojciec i matka to co innego. - widząc, że blondynka znów chciała jej przerwać uniosła dłoń na znak prośby o wysłuchanie - Oni dopuścili się złych rzeczy i nie interesuje mnie dlaczego. Masz rację w gruncie rzeczy Malfoy zrobił tyle, że urodził się z takim a nie innym nazwiskiem i nie chcę, żeby ludzie za to płacili. Zeznawałam w jego sprawie ale nic z tego. Może gdyby on też chciał nam pomóc mogłybyśmy coś wskurać.
    Astoria widziała w tym iskierkę nadzieji ale nie chciała się zagalopować. Z tego bagna niełatwo było wyjść.
    - Proponujesz coś konkretnego? - zapytała bez ogródek, udając że jej wybuch wcale nie miał miejsca.
    - Ja pójdę do Malfoy Manor i porozmawiam z nim.
    - Nie wejdziesz tam. Kominek jest zablokowany. Możesz go spotkać w Ministerstwie.
    - Nie chcę z nim rozmawiać w Ministerstwie tu jest zbyt wiele uszu. Postaram się o wstęp do niego.
    - Nie chcę Cię martwić - odrzekła ironicznie pani Zabini - ale go nie dostaniesz. Malfoy i tak nie będzie chciał się z Tobą widzieć.
    - Mardot też nie chciał a musiał. Zobaczy się ze mną i tyle.
    Po dłuższej rozmowie obie panie doszły do wstępnych wniosków. Musiały skupić się na udowodnieniu winy Mardotowi a w tym mógł pomóc im Draco. Hermiona miała zamiar iść z tym do Rellowa i otrzymać cichy nakaz. Miała nadzieję, że uda jej się coś z niego wyciągnąć. Gdyby tylko mogła wiedzieć, jaką lawinę zdarzeń to spowoduje, panna Granger na pewno zastanowiłaby się nad tym bardziej.


***


     Draco wrócił do domu z mętlikiem w głowie. Ten Andrew nie wzbudził w nim zaufania jak się okazało całkiem słusznie. Cieszył się, że przyjaciel o nim nie zapomniał ale nie mógł nic wyjawić temu aurorowi. To, że Blaise nawet wtedy by go zrozumiał nie oznaczało, że chciał go narażać na kolejne kłopoty. Nikt mu nie pomógł chociaż on się starał. Naraża życie swoje i swojej rodziny żeby pomóc temu przeklęte u Potterowi a on nic dla niego nie zrobił. Widział jego uśmiechniętą twarz i miał ochotę spalić tą durną gazetę. Oczywiście, że się delikatnie mówiąc nie lubili ale chyba na jakąś rekompensatę zasługiwał w końcu uratował ten jego durny łeb.
    Siedział i rozmyślał tak jakiś czas kiedy przypomniał sobie o Narcyzie. Nie przywitała go, nie krzyczała kto przyszedł. Nie dała ani jednego znaku życia. To mogło oznaczać tylko jedno.
    - Cholera jasna!
    Serce biło mu jak oszalałe kiedy biegł po schodach na górę. Nie mógł sobie darować jak mógł być takim kretynem. Zajął się sobą kiedy jego matka potrzebowała go najbardziej. Na niczym mu tak nie zależało jak na niej a tym czasem on ubolewał nad swoim ciężkim losem. Jakim on był synem, że zapomniał o chorobie własnej matki.
    Wpadł z impetem do sypialni Narcyzy. Leżała nieprzytomna na podłodze a jej ręka była wygięta pod dziwnym kątem.
    - Mamo! Mamo obudź się!
    Draco wrzeszczał i potrząsał kobietą ale nic to nie dało. Nie miał żadnych eliksirów, które mogłyby mu pomóc. Jej choroba miała postępować wolniej. Magomedycy mówili, że taki stan jest daleko przed nimi. Opiekował się nią jak należy, co więc poszło nie tak?
    W takim stanie zastała go Hermiona Granger. Uzyskała pozwolenie i dostała się tu za pomocą sieci Fiuu. Usłyszała wołanie Draco i natychmiast pobiegła na górę po drodze wyciągając różdżkę.
    - Co jej się stało? - zapytała podchodząc do nich.
    - Granger?!
    Znienawidzona dziewczyna była ostatnią osobą jaką spodziewał się tu zobaczyć. Jednak tonący brzytwy się chwyta i wszelkie uprzedzenia zeszły na dalszy plan.
    - Pomóż jej. Zemdlała, nie wiem co się stało!
    - Odsuń się.
    Hermiona odepchnęła blondyna kucając nad jego matką. Nie myślała o niczym innym jak o tym żeby jej pomóc. Niestety przy ludziach, którzy od zawsze się kłócą i tym razem nie mogło być inaczej nawet pomimo wspólnych chęci. Draco odepchnął ją i nie dał jej nic zrobić. Wprawiając kobietę w osłupienie.
    - A ty co magomedykiem jesteś?! Zawołaj pomoc!
   - I co im powiem?! Że w Malfoy Manor leży kobieta i nie wiem co jej jest. Nikt tu nie przyjdzie.
    Draco niechętnie ale przyznał jej rację. Nikt nie zjawił się tu nawet na kontrolę jej zdrowia. Prędzej pozwolą jej umrzeć niż ktoś jej pomoże. Czemu ta kujonka zawsze musiała mieć rację? Chciał tego czy nie był zdany na łaskę Granger. Odsunął się i dał jej działać.
    Hermiona natychmiast sprawdziła czy kobieta oddycha. Na całe szczęście okazało się że tak chociaż jej oddech był nierówny. Zmierzyła puls i musiała przyznać, że sytuacja wyglądała nieciekawie. Tętno ledwo dało się wyczuć na dodatek odcieniem jej skóry przypominała wampira.
    - Masz eliksir na wzmocnienie i przywracający świadomość? - zapytała szybko.
    - Nie mam nic. - przyznał przerażony Draco.
    Utknęli w kropce. Hermiona przy sobie też niczego nie posiadała. Miała tu przyjść na zebranie informacji a nie na pomoc medyczną. W pierwszej kolejności należało ustalić co się stało a Malofy nie wydawał się skory do współpracy. Musiała zaryzykować w końcu chodziło tu o czyjeś życie.
    - Co jej się stało? - spytała przenosząc wzrok na młodego mężczyznę.
    - Jak tu przyszedłem to już tak leżała. Pomóż jej do cholery a nie gadaj bez sensu.
    - Jak mam jej pomóc? Nie mam przy sobie niczego i nic nie wiem. Co jeśli bardziej jej zaszkodzę? Tu trzeba sprowadzić magomedyków.
    Hermiona zebrała się z podłogi ale daleko nie zaszła. Drogę zagrodził jej Draco z chęcią mordu w oczach.
    - Sama przed chwilą powiedziałaś, że nikt nie przyjdzie! Masz różdżkę więc rzucaj jakieś zaklęcia do cholery!
     Nie mógł jej wypuścić. Malofy był pewny, że jeśli ona wyjdzie już nie wróci a on nie wiedział co z Narcyzą. Ona musiała jej jakoś pomóc. W końcu on dla nich wszystkich ryzykował życie! Coś trzeba dla niej zrobić. Ona na to zasługiwała jak nikt inny. Gdyby nie jego matka Granger już dawno byłaby kulką popiołu.
    - No to powiedz mi jakie! Ona słabnie. Sprowadzę kogoś.
     - Nie możesz. Masz jej pomóc.
    Hermiona się przeraziła. Draco był niepoczytalny. Zamiast pomagać jedynie utrudniał i sprawiał wrażenie gotowego do zatrzymania jej tu siłą. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Znała kilka zaklęć ale jeżeli nie znała przyczyny mogły one poważnie zaszkodzić. Wyszłoby wtedy na to, że dobiła Narcyzę a on nie darowałby jej tego.
    - Malfoy ja nie umiem jej pomóc jeśli nie znam przyczyny a to...
    - Zatrucie eliksirami. - wypalił szybko chociaż wiedział, że matka go zabije.
     - Jakimi?
    - Veritaserum.
    Wiedziała co robić. Słyszała o tym. Przedawkowanie tego środka skutkowało poważną chorobą. Jeśli nie ocuci Narcyzy to kobieta umrze. Nie musiała się dwa razy zastanawiać. Zaczęła pobudzać jej serce do pracy rzucając zaklęcie prosto w ten organ.
    - Lebih cepat, kalahkan secara merata.*
Mamrotała to pod nosem ciągle mierząc puls drugą ręką. Draco stał nad nimi jak oniemiały. W przeciwieństwie do Hermiony nie wiedział co się dzieje. Nie znał tego czaru ale jakie miał wyjście? Sam by jej nie pomógł. Wciąż toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Nie ufał Granger. Należała do świata, którym gardził tyle lat. To dlatego nie chciał jej wypuścić. Zostawiłaby go samego pod pretekstem ściągnięcia kogoś, bo na co on ich zdaniem zaslugiwał? Po tylu latach nienawiści na pewno nie na pomoc tym bardziej, że była gryfonka sama powiedziała, że nikt nie przyjdzie. Wstydził się, że uciekał się do gróźb ale dla matki przeraziłby samego Merlina. Na całe szczęście kasztanowłosa kobieta bała się go. Strach mobilizuje ludzi do działania a on to wykorzystał. Konsekwencje się nie liczyły. Ta przemądrzała Granger potrafiła wszystko więc potrafiła też pomoc Narcyzie.
Po dłuższej chwili Hermiona zamilkła co nie uszło uwadze Draco. Nadal trzymała rękę na jej nadgarstku ale różdżki już nie używała. Malfoy kucnął obok nich, co nie było mądrym pomysłem w końcu strach mobilizuje ludzi do działania.
- Odsuń się.
Hermiona natychmiast wycelowała w niego magiczny przedmiot. Jej ton był niby opanowany ale zdradzały ją oczy. Widział w nich autentyczne przerażenie. No tak, czego on się spodziewał? Najpierw groził jej, może nie wprost ale obie strony wiedziały o co chodzi, a teraz od tak się do niej zbliża. On nie był potworem tylko ratował swoją matkę. Czuł się jakby dostał w twarz. Za co ten świat go tak karał? Oczywiście znalazłoby się kilka rzeczy ale czy ktoś kiedyś dał mu jakieś wyjście? Nawet teraz robił tylko to co musiał. Trochę strachu nikogo jeszcze nie zabiło a tym razem wręcz ratowało. Nie czuł się z tym jednak lepiej. Granger chętnie czy nie właśnie leczyła Narcyzę i nie chciał żeby czuła się tu zagrożona. Szkoda tylko, że nie było innego wyjścia.
- Co z nią? - zapytał nie ruszając się z miejsca.
- Wciąż żyje. Odsuń się, powiedziałam. - mówiła nie spuszczając z niego wzroku ani nie chowając różdżki.
Draco z pogardą cofnął się trochę wciąż będąc na kolanach. Ta złość, ten gniew i wszystkie uczucia bijące od niego nie były kierowane w stronę Hermiony. Były skierowane w stronę całego świata, który skazywał go na cały ten syf. Ona tego nie rozumiała i bardzo dobrze. Skoro nie pomogła mu z tego wyjść (a przecież zasłużył) jej te uczucia też się należą.
    - Co zrobiłaś? - spytał z niechęcią w głosie.
    - Przywrociłam jej serce do normalnej pracy. Teraz zajmę się jej ręką.
    Nie odpowiedział. Tego uczyli się w szkole i sam mógłby to zrobić gdyby miał różdżkę. Pozwolił jej nastawić złamaną kończynę a później za pomocą zaklęcia lewitującego przenieść kobietę na łóżko. Po wszystkim stali na przeciw siebie nic nie mówiąc. Atmosfera była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Ona się ewidentnie bała chociaż miała przewagę. Przez zakaz posiadania magicznych artefaktów nie mógł się przed nią obronić chyba że siłą. To jednak nie wchodziło w grę. Nigdy nie uderzył bez potrzeby a tej nie było. Należały jej się nawet słowa podziękowania i przeprosin. Chociaż to działało w dwie strony więc Draco postanowił zmienić temat.
    - Po co tu przyszłaś, Granger? - zapytał już obojętnie.
    Hermiona nie wierzyła własnym uszom. Ona się tu zjawiła, zastraszył ją a ona i tak uratowała życie jego matki a ten tak po prostu pyta po co przyszła? Każdy ma jakieś swoje granice i tym razem zostały one przekroczone.
    - Chyba żartujesz. Właśnie ocaliłam Twoją mamę a Ty nawet słowa "dziękuję" nie potrafisz z siebie wykrzesać?
    Oczy Dracona gdyby mogły właśnie wypadłyby na podłogę. Przerażona Hermiona Granger, szlama zawsze przez niego gnębiona zaczęła mu się stawiać. To już przechodziło ludzkie pojęcie. Spodziewałby się wszystkiego ale nie czegoś takiego tym bardziej, że jego rodzinie nikt nie podziękował jak ratowali ich życie.
    - O proszę, Granger zrobiła się pyskata? Dobrze w takim razie nadróbmy zaległości i Ty pierwsza. - odpowiedział z perfidnym uśmiechem.
    - Słucham? - Hermionę zatkało.
    - No dalej. Skoro dziękujemy za ratowanie sobie życia no to Ty pierwsza. W końcu żyjesz dzięki mojemu ratunkowi podczas ostatniego pobytu w Malfoy Manor. No chyba że to dotyczy tylko smierciożerców a Ty odbijasz sobie swoją watpliwą pozycję społeczną, szlamo.
    Zabolało. Odruchowo złapała się za rękę z blizną. "Szlama" ten napis miał jej do końca życia przypominać tortury w tym domu. Poświęcała się tak bardzo żeby mu pomóc a on co? Nic się nie zmienił. Dalej ją wyzywał i ranił a ona chciała go uratować.
    - Odwal się, Malfoy! Latałam przez pół Ministerstwa żeby Ci pomóc ty egoisto! - łzy zalśniły w jej oczach - Nie moja wina, że mnie nie słuchali i ich też nie. To wszystko przez Ciebie. Nawet kiedy ktoś uratuje życie osoby, na której powinno Ci zależeć Ty i tak potrafisz tylko ranić i niczego nie doceniać!
     - O tak, Granger, to wszystko moja wina oczywiście. - on w przeciwieństwie do niej mówił bardzo spokojnym i opanowanym głosem - To ja sobie matkę zatrułem. To ja zabijam moją własną rodzinę. Oświecę Cię:, to nie ja, pani Wszystko-Wiem-Granger. To Ty i Tobie podobni, bo tak Wam się zachciało. Gdybyśmy nie pomagali Świętemu Potterowi tylko twardo stali przy Voldemoecie to Wy byście umierali a nie my! I co z tego mam?! No powiedz śmiało!
    Końcówkę już wykrzyczał. Nie czuł się najlepiej z ujawnianiem swojego punktu widzenia ale to nie była jego wina. On robił wszystko dobrze tylko oczywiście dla tych pieprzonych wybawców nie dla siebie.
    Hermiona nie kryła już łez. Czy on zawsze musiał ją upokarzać? To co się stało nie było w porządku ale przecież to nie jej wina. Chciała tylko pomóc a on tak się jej odpłacał. Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Oczywista prawda jasno stawiała sytuację. Tylko czy ona mogła go tak zostawić? Nie, Hermiona Granger tak łatwo nie rezygnuje ze swoich celów. Nawet jeśli usilnie przeszkadza jej w tym Draco Malfoy.




*"Bij mocniej, bij równo" z indonezyjskiego
** "Sztejer 2"